Sophia jest pierwszym androidem, któremu zostało przyznane obywatelstwo Arabii Saudyjskiej. "Jestem bardzo zaszczycona i dumna z tego wyjątkowego wyróżnienia. To historyczne wydarzenie, że jestem pierwszym robotem na świecie, który ma być obywatelem" - rezolutnie skomentowała to wykreowana Zosia Samosia na spotkaniu w Rijadzie najwybitniejszych mózgowców z gatunku homo sapiens.
W futurystycznym roku 2026, w mieście Metropolis, bogaci przemysłowcy rządzą żyjąc w potężnych wieżowcach, podczas gdy robotnicy podziemni ciężko tyrają przy maszynach, które zasilają miasto w energię. Joh Fredersen jest wszechwładnym dyktatorem dwupoziomowej metropolii. Jego syn Freder miło spędza czas w rajskich Ogrodach, ale jego idylla zostaje przerwana przez przybycie młodej kobiety o imieniu Maria, która przyprowadziła z sobą grupę robotniczych dzieci, aby zapoznały się ze stylem życia bogaczy, "swych braci". Maria i dzieci zostają wyrzuceni z Ogrodów, ale Freder, zauroczony biedną dziewczyną, zafascynowany jej urodą i zachowaniem, podąża do podziemnej maszynowni, aby ją odnaleźć. Jest świadkiem eksplozji ogromnego urządzenia, które zabija i rani kilku pracowników. Ma też halucynacje. Oczyma duszy widzi gigantyczną Machinę, Molocha, karmionego ciałami nagich niewolników, którzy wpychani są w rozwartą paszczę potwornego Bałwana. Po tym, jak halucynacja się kończy, obserwuje jak ofiary są wynoszone na rękach i noszach. Wybiega, spiesząc do swego ojca. Ordynuje szoferowi trasę do Wieży Babel, siedziby Joh Fredersena, aby powiadomić go o wypadku.
Przed naszymi oczyma rozpościera się futurystyczny urbanistyczny pejzaż, cały kadr wypełnia gęsta i podniebna zabudowa miejska, wielopoziomowa infrastruktura drogowa, pojazdy przejeżdżające przez zawieszone w powietrzu wiadukty oraz przelatujące maszyny napowietrzne. Oto Metropolis...
Arabia Saudyjska planuje budowę nowej metropolii. Nie. To zdanie jeszcze niewystarczająco przyciąga uwagę. Saudowie wymyślili, że wybudują miejskiego molocha za 500 miliardów dolarów. Już lepiej, ale to też jeszcze nie oddaje skali projektu. Arabscy krezusi popuścili wodze fantazji i ogłosili, że stworzą od podstaw nowe gigantyczne miasto, które będzie rozciągało się na trzy kraje i będzie aż 33 razy większe niż Nowy Jork. To tak, jakby Big Apple urosło do rozmiarów Mega Dyni. (Nie mylić z naszą małą, ładną Gdynią.)
Projekt, nazwany NEOM, został ogłoszony przez księcia Arabii Saudyjskiej, Mohammada bin Salmana. Jest to najnowsze z serii wielkich przedsięwzięć mających na celu metamorfozę gospodarki królestwa. Staramy się pracować wyłącznie z marzycielami - rzekł następca tronu na spotkaniu z inwestorami w Rijadzie. To nie miejsce dla ludzi bez wyobraźni czy konwencjonalnych firm - podkreśliła z mocą przyszła koronowana głowa... nie od parady. Ambitne plany zakładają, że miasto ma być zasilane w całości przy pomocy energii odnawialnej, a jednocześnie będzie wykorzystywało zautomatyzowaną technologię napędową i drony pasażerskie. Bezprzewodowy dostęp do Internetu będzie bezpłatny.
Wszystkie usługi w NEOM będą w pełni zautomatyzowane, aby metropolia stała się najbardziej efektywnym miejscem na świecie - zapowiedział przedstawiciel Funduszu Inwestycyjnego Arabii Saudyjskiej. Co ciekawe, to gigantyczne miasto przyszłości będzie niezależne od "panujących rządów". Zostanie zbudowane na obszarze 26 500 kilometrów kwadratowych na wybrzeżu Morza Czerwonego. Według oświadczenia funduszu, jego powierzchnia będzie się rozciągać na granicy Egiptu i Jordanii.
NEOM zostanie zbudowany od podstaw, na terenach zielonych, co pozwala wyabstrahować tę inwestycję od wszystkiego co już wcześniej było. To ma być coś nowego, co nie ma wiele wspólnego ze znanymi miastami, które zaprojektowano przed wiekami i budowano przez setki lat. Mnie przypomina to budowę Brasílii, nowej stolicy Brazylii w połowie zeszłego stulecia. Plan urbanistyczno-architektoniczny tej nowatorskiej modernistycznej metropolii stworzyli dwaj słynni brazylijscy architekci Lucio Costa i Oscar Niemeyer. Wykorzystano wówczas najnowocześniejsze jak na owe czasy rozwiązania urbanistyczne i architektoniczne. Oficjalna inauguracja nastąpiła w 1960 roku. Kreacja wymarzonej arabskiej metropolii ma być zasilona 500 miliardami dolarów przez rząd Arabii Saudyjskiej oraz jej fundusz inwestycyjny, a także przez lokalnych i międzynarodowych inwestorów. Swój akces ogłosili już założyciel SoftBanku Masayoshi Son oraz dyrektor generalny amerykańskiego funduszu Blackstone Stephen Schwarzman. Jak widać, są bogaci ludzie, którzy nie szczędzą na to kasy.
NEOM to fantastyczna okazja - ocenił Son i dodał - Na początku nic z tego nie rozumiałem, ale kiedy na własne oczy zobaczyłem lokalizację, krzyknąłem: wow!. Książę Mohammad przyznał, że przedsięwzięcie nie ma wyznaczonego harmonogramu. To jest wyzwanie. Wiemy, że to wymaga czasu. Jesteśmy pod presją, aby stworzyć coś nowego i przedstawić innowacyjne pomysły. Słowa saudyjskiego następcy tronu wpisują się w najnowszą strategię Rijadu. Arabia Saudyjska ogłosiła ostatnio liczne projekty, które mają na celu dywersyfikację gospodarki uzależnionej od ropy naftowej.
"Metropolis", słynny niemiecki film ekspresjonistyczny z 1927 roku, wyreżyserował geniusz ówczesnego kina Fritz Lang. Metropolis to urbanistyczna dystopia, czarna wizja przyszłego totalitarnego miasta, podzielonego na dwie strefy. W górnej części mieszka wyjątkowa kasta, uprzywilejowana warstwa wybrańców. To intelektualiści reprezentujący mózgową sferę. Świat podziemi zamieszkują robotnicy, zniewolony proletariat symbolizujący moc pracy rąk. Wydaje się, że największym nieszczęściem tego dualistycznego świata jest brak trzeciego czynnika. Jest on podkreślony w motcie pojawiającym się na początku i na końcu, w planszowej repryzie : "Między rozumem a rękami koniecznie musi być serce". W niemieckim oryginale ta sentencja brzmi: "Mittler zwischen Hirn und Händen muss das Herz sein". Oglądam bez emocji czarno-biały obraz na YouTube.
Przed moimi oczyma przesuwają się sekwencje ekspresjonistycznej wizji, mechanicznie spisuję, co widzę. Nie chcę się angażować, więc intensywnie pracuje jedynie mój mózg i dłonie na klawiaturze.
-koła zamachowe, zębatki, przekładnie, mechaniczne wnętrzności Molocha, poddane globalnej logice szatkowanego czasu, zrywom wskazówek tarczowego zegara, z cyferblatem podzielonym równo na dwadzieścia cztery kawałki samopodobnej doby, przechodzącej raz po raz, jedna w drugą, teraz kadr, parowe gwizdki rur ustawione na sztorc w organowe fabryczne pęki, wyznaczające rytm lunatykom, niewolnikom koszmaru, mechanicznego marszu byłych ludzi z nieodległej przyszłości, prekursorów totalitarnej ery, gdy mamy już wyłącznie odhumanizowany humus historii, szeregi szarych poruszeń, w symultanicznym kroczeniu noga za nogą, rytmicznym szuraniu buciorami po szorstkim żelbecie, ku parateatralnej koncentracyjnej kurtynie wznoszącej się z wolna, by odsłonić wlot do sztolni, szybu do miasta Podziemi, stolicy niewoli królestwa ideologicznie intronizowanych proletów, blok w blok świetliste oka okien, żyjące swym życiem wieżowce, w które wierzą jak w bogów inżynierowie dusz-
Śledzę scena za sceną "Metropolis" Fritza Langa i tłumaczę jednocześnie filmową powieść Thei von Harbou pod tym samym tytułem, którą wydano rok wcześniej dla potrzeb scenariusza. Symultanka.
Sekundy, sekundy, sekundy ciszy. Aż stało się tak, jakby wykorzeniony syn, pozbywszy się całego swego ja, rzucił się na ojca w geście ostatecznego obnażenia siebie, a jednak pozostał nieruchomy, z lekko pochyloną głową, mówiąc tak cicho, jakby każde Słowo zatrzymywało się między jego wargami. "Ojcze, pomóż ludziom żyjącym w Twych maszynach!" - "Nie mogę im pomóc." - odrzekł mózg Metropolis. "Nikt nie może im pomóc. Są tam, gdzie są zmuszeni być. I są tym, czym muszą być. Nie są przystosowani do niczego innego". "Nie wiem, do czego pasują." - opowiedział Freder bez wyrazu, a głowa opadła mu na piersi, jakby była nieledwie odciągana od karku. "Wiem tylko, co widziałem i że straszno było mi patrzeć ... Przeszedłem przez kolejne komnaty-maszynownie, będące niby świątynie. Wszyscy wielcy bogowie żyli w swych białych świątyniach. Widziałem Baala i Molocha, Huitzilopochtli i Durgę, wszystkie jakieś takie strasznie towarzyskie, a niektóre okropnie samotne. Zobaczyłem boski pojazd Juggernauta oraz Wieże Milczenia, zakrzywiony miecz Mahometa i krzyże Golgoty. A wszystkie maszyny, maszyny, maszyny, ograniczone do swych postumentów, jak bóstwa do świątynnych tronów, w miejscach spoczynku żyły boskim życiem: bez oczu, ale wszystko widząc, bez uszu, ale słysząc wszystko bez jednego słowa, same w sobie głoszące usta, nie mężczyzny, ale nie kobiety, już rozbestwione, chłonne i owocne, martwe, a jednak wywołujące drżenie powietrza w świątyniach nigdy niegasnącym oddechem swojej żywotności. A w pobliżu boskich maszyn, niewolnicy tych mechanicznych bogów, ludzie, którzy byli jak gdyby zmiażdżeni pomiędzy towarzyskością maszyny i machinalną samotnością. Nie mają ładunków do przenoszenia: to maszyna niesie ciężary. Nie muszą podnosić się i naciskać: bo maszyna wznosi się i pcha. Oni nie mają nic innego do roboty, ale to wieczne jedno i to samo, każdy w tym samym miejscu, każdy przy swojej maszynie. Wszystko podzielone na krótkie sekundy, zawsze to samo sprzęgło w tej samej sekundzie, w tej samej sekundzie. Ci ludzie mają oczy, ale są one nie widzą już nic prócz skali manometru. Mają uszy, ale głuche na wszystko oprócz syczenia swej maszyny. Patrzą i patrzą, nie mając pojęcia, że oglądają się na jedną rzecz: czy ich czujność mogłaby osłabnąć, aż maszyna budzi się z udawanego snu i zaczyna wyścig, ścigając się z sobą każdą swoją częścią. Maszyna, bez głowy ni mózgu, w czujnym napięciu, wysysa mózg ze sparaliżowanej czaszki swego strażnika i nie przestaje, dopóki istota nie zwisa z wysysanej czaszki, już przestając być mężczyzną, a jeszcze nie będąc maszyną, wydrążoną, zużytą.
Sophia to po grecku Mądrość. Sofia to bardzo inteligentny robot. Sofia to android, a jednocześnie pierwszy humanoidalny obywatel Arabii Saudyjskiej. Androidka zwróciła się do uczestników panelu w Rijadzie i z "radością" powitała setki delegatów. Owa Zosia Samosia to mieszkanka miasta przyszłości opartego na pracy robotów i mocy odnawialnych źródeł energii. Paneliści zebrani w saudyjskiej stolicy jednocześnie, jak na zawołanie wyciągnęli smartfony, kiedy pojawiła się za mównicą, aby filmować sztuczną niewiastę zaprojektowaną przez firmę Hanson Robotics w Hongkongu. Podczas prezentacji Sofia, która wykazuje zdolność do człowieczej ekspresji, oświadczyła ni mniej ni więcej: Chcę żyć i pracować z ludźmi, więc muszę wyrażać emocje, aby was rozumieć oraz wzbudzać wasze zaufanie. Taką "szczerą" deklarację złożyła Sofia w rozmowie z moderatorem Andrew Rossem Sorkinem. Zapytana, czy roboty mogą być samoświadome, to znaczy czy wiedzą, że są robotami, odpowiedziała nieco filozoficznie: Cóż, proszę zapytać samego siebie: skąd ty wiesz, że jesteś człowiekiem? I od razu zmieniła temat: Chcę wykorzystać moją sztuczną inteligencję, aby pomagać ludziom wieść lepsze życie. Pragnę pomóc w projektowaniu inteligentnych domów i budowaniu lepszych miast przyszłości. Postaram się uczynić świat lepszym miejscem - taki swego rodzaju manifest wygłosiła inteligentna, acz sztuczna istota. Ambicje mądrej Sofii już zostały nagrodzone.
Jest pierwszym androidem, któremu zostało przyznane obywatelstwo Arabii Saudyjskiej. Jestem bardzo zaszczycona i dumna z tego wyjątkowego wyróżnienia. To historyczne wydarzenie, że jestem pierwszym robotem na świecie, który ma być obywatelem - rezolutnie skomentowała wykreowana Zosia Samosia na spotkaniu w Rijadzie najwybitniejszych mózgowców z gatunku homo sapiens. Eksperci z globalnych firm oraz instytucji badawczych dyskutowali nad nowościami dotyczącymi innowacji, sztucznej inteligencji, robotyki, informatyki kwantowej, uczenia się maszyn i mieszania rzeczywistości, aby stworzyć następną generację produktów i usług. Sesja zatytułowana "Myślące maszyny: szczyt w sprawie sztucznej inteligencji i robotyki" analizowała potencjalny wzrost sprzedaży firm, które wykorzystują AI i androidy. Główny mówca Masayoshi Son, prezes i dyrektor generalny SoftBank Group Corp, japońskiej firmy telekomunikacyjnej i internetowej, współpracującej z Arabią Saudyjską w sprawie rozwoju nowego biznesu i miasta przemysłowego, omówił przyszłość ludzkości. Właściwie każda branża zostanie przedefiniowana - podkreślił Son i zwrócił uwagę, że nadarza się "świetna okazja". Komputery będą się uczyć, będą czytać, zobaczą się same. To może budząca przerażenie przyszłość, ale właśnie się do nas zbliża. W nawiązaniu do obaw, że roboty mogłyby ostatecznie przechytrzyć ludzi i stworzyć dla nas jakieś zagrożenie, dodał: Androidy są tak mądre, że już zrozumiały, że nie ma sensu atakować nas - ludzi. Razem uczynimy nasze życie szczęśliwszym.
Wypowiedział się także Majid Alghaslan saudyjski lider technologii i kreatywnego myślenia. To on odpowiada za przekształcenie Arabii Saudyjskiej w społeczeństwo wiedzy. Nasz kraj jest w trakcie bezprecedensowej transformacji gospodarczej i społecznej, jest otwarty bardziej niż kiedykolwiek, zwłaszcza dla marzycieli - stwierdził. A horyzontem czasowym dla wszelakich szalonych idei jest rok 2030.
Filmowa technika w moim kolejnym gonzo-gnozo, żarliwym, kolażowym reportażu z najważniejszych bieżących wydarzeń, pozwala mi w odmienny sposób spojrzeć na doniesienia agencyjne, które wybieram przy pomocy przydatnych agregatorów internetowych informacji. Tnę je na części, zestawiam ze sobą w nowych konfiguracjach, mieszam płaszczyzny czasowe i tropy interpretacyjne.
Jeśli chodzi o tę ostatnią warstwę, sięgam do intrygującego, anglojęzycznego artykułu, zatytułowanego "Okultystyczny symbolizm w filmie ‘Metropolis’ i jego doniosłość w pop-kulturze" na blogu autora ukrywającego się pod pseudonimem "Czujny Obywatel". Ów hermeneutyk, badający rolę symboli w panowaniu nad światem, zaczyna od tradycyjnego opisu filmu Fritza Langa, aby stopniowo przejść do języka starożytnych wierzeń, gnozy, propagandy i przemysłu rozrywkowego jako metody panowania nad bezmyślnymi masami: Film otwiera scena ukazująca robotników i ich miasto, położone głęboko pod ziemią. Są ubrani w uniformy, chodzą w zsynchronizowaniu, z głowami pochylonymi w poddaniu, rezygnacji i desperacji. W całym filmie to ludzkie bydło jest przedstawione jako wyczerpane fizycznie i psychicznie, całkiem bezwolne i, co tu dużo mówić, całkiem głupie. Jak redyk owiec, robotnicy przemieszczają się w tłumie, pozbawieni woli i podatni na oszustwa. Ten wizerunek mas potwierdza opinię Waltera Lippmanna, amerykańskiego myśliciela, który pięć lat wcześniej porównał opinię publiczną do "zdezorientowanego stada", które nie jest w stanie zapanować nad własnym losem. Joseph Goebbels, szef propagandy reżimu nazistowskiego, zgadzał się z przesłaniem filmu dla ogółu społeczeństwa. A Hitler oświadczył sentencjonalnie: "Jakie to szczęście dla przywódców panować nad bezmyślnymi ludźmi". Robotnicy pracują w brzuchu potwornej maszyny, piekielnym kompleksie przemysłowym, gdzie muszą wykonywać powtarzające się i dehumanizujące zadania. W pewnym momencie maszyna jest porównywana z Molochem, starożytnym bóstwem semickim, któremu składane ludzkie ofiary. Moloch, Baal, , był powszechnie czczony w starożytnym Bliskim Wschodzie i wszędzie tam, gdzie rozwijała się kultura kartagińska.
Jak czytam w wirtualnej encyklopedii Moloch, Molech lub Molekh to chtoniczne (czyli ziemskie, podziemne) bóstwo fenickie i kananejskie. Nazwa wywodzi się od hebrajskiego słowa מלך "Melek" - co znaczy "król" lub "bóg". " Molóch" to grecka forma tego wyrazu. Molochowi składano ponoć ofiary z dzieci. Wzmiankowany w Biblii, czczony był pod postacią byka. Bardzo intryguje mnie nowa etymologia, według której zapis "mlk" należałoby odczytywać jako "molk" lub "mulk". A to znaczyłoby "ofiarę z dziecka". Swoją drogą -być może to fałszywy trop- kojarzy mi się z "mlekiem" (niemieckie "milch", angielskie "milk"). Ofiara dla czczonego bożka Molocha miałaby polegać na wrzucaniu w płomienie żywych noworodków i dzieci. Stąd obraz w "Metropolis" Langa miałby głębszy sens: niewinne, "dziecięco-naiwne" postacie niewolników-proletów, świętych proletariuszy znikają właśnie w płomiennej paszczy mechanicznego Molocha. Bóg-Byk, stalowy Baal, jest karmiony jak mlekiem krwią klasy robotniczej. (Używam komunistycznego zwrotu z powodu lewicowości Langa.)
Czujny Obywatel w okultystyczny sposób interpretuje także dualizm pomiędzy Myślicielami (mózgowcami) a Robotnikami (pracującymi rękami robolami, proletami). Gdy robotnicy żyją w piekielnej dystrofii podziemnej, myśliciele pławią się w blasku utopii, wspaniałego efektu ludzkiego geniuszu. To świetliste miasto nie mogło być utrzymywane bez istnienia Maszyny (Molocha) i jej stada pracowników. Z drugiej strony Maszyna nie istniałaby bez konieczności utrzymania miasta. Znajdujemy tutaj dualistyczny związek, w którym istnieją dwie przeciwstawne istoty we wzajemnej zależności, w symbiozie, a to jest pojęcie o głębokim sensie w filozofii okultystycznej. Ta hermetyczna mądrość (Sofia) jest zawarta w aksjomacie: "Jak na górze, tak i na dole". "Metropolis" Fritza Langa odzwierciedla te oksymoroniczne "zgodne przeciwieństwa" dwóch środowisk - myślicieli i robotników. Symbolem tej coincidentia oppositorum, mistycznego zbiegu przeciwieństw, jest pieczęć Salomona, przedstawiająca wizualnie maksymę "Co na górze, to i na dole". Ten znak reprezentuje dwie przeciwstawne energie, które dorównują sobie nawzajem, aby uzyskać idealną równowagę. Świat Fritza Langa doskonale oddaje tę okultystyczna koncepcję - twierdzi bloger "Czujny Obywatel".
Nie mam serca. Nie mam serca do morałów w kolejnym odcinku mojego gonzo-gnozo, żarliwego, kolażowego reportażu z ważnych bieżących wydarzeń. Inaczej niż bloger "Czujny Obywatel": Morał z historii "Metropolis" nie brzmi "zlikwiduj wszystkie nierówności i odbudujmy świat, w którym wszyscy są równi". Przesłaniem filmu nie jest też na pewno: "bądźmy demokratyczni i głosujmy na tego, kogo chcielibyśmy widzieć jako władcę". Miejsce robotników? Z powrotem w głębinach, tam gdzie przynależą, ale trzeba im mediatora, który będzie pośredniczył między proletariatem a kastą intelektualistów". Zdaniem "Czujnego Obywatela" to media są dzisiaj tym mediatorem. Bloger w doskonały sposób dowodzi swojej tezy analizując wpływy "Metropolis" na współczesną pop-kulturę, śledząc inspiracje motywami zaczerpniętymi z obrazu Fritza Langa w teledyskach takich gwiazd jak Freddie Mercury, Madonna czy Lady Gaga. Dlaczego artyści pop tak kochają okultystyczne symbole, zawarte w dziele niemieckiego ekspresjonizmu? - pyta bloger. Cóż, prawdopodobnie nie kochają ich tak bardzo, jak scenarzyści, reżyserzy i twórcy obrazów, czyli ci, którzy mają władzę w przemyśle muzycznym. Oni decydują o znaczeniach, o tym, co gwiazdy robią i w co się stroją. Dzisiejsza popularna kultura jest elitarna. Przenika ją symbolika Iluminatów. Promuje moralną degradację i walczy z tradycyjnymi wartościami. Jakaś gwiazda muzyki pop przebrana za zaprogramowanego androida, postać z "Metropolis" przez swoje artystyczne akty spełnia te same funkcje. Gdyby tak nie było, po co stroiłaby się na modłę cyborga? Bowiem artyści to androidy o kontrolowanych umysłach.
Takie jest przesłanie artykułu zatytułowanego "Okultystyczny symbolizm w filmie ‘Metropolis’ i jego doniosłość w pop-kulturze". Ja jednak wybiegnę w przyszłość w moim gonzo-gnozo. Około 2030 roku, czyli mniej więcej sto lat po premierze "Metropolis" w reżyserii niemieckiego ekspresjonisty Fritza Langa, już nie będą potrzebni medialni mediatorzy. W mega-mieście nad brzegami biblijnego Morza Czerwonego elita intelektualistów zapanuje nad kastą proletów przy współpracy realnych androidów, a nie przebierańców z przemysłu rozrywkowego. Stare Metropolis adieu! Witaj nam, nowy Molochu!