Straszno i śmieszno zrobiło mi się parę dobrych lat temu po lekturze powieści rosyjskiego postmodernisty Wiktora Pielewina zatytułowanej "Generation P". Pisarz odmalował w niej technokratyczną wizję polityki w pełnym znaczeniu tego słowa. Politycy są w książce Rosjanina li tylko wirtualnymi tworami, dziełami komputerowych programistów. Autor wyciągnął radykalny wniosek z marketingowego hasła: Każdy polityk ze swej natury jest po prostu przekazem telewizyjnym. Na kartach tej opowieści SF czytamy o następnym, dziejowym kroku w ewolucji homo politicus. W tradycyjnej demokracji, jeszcze nie do końca przemienionej w mediokrację, działacz jest jeszcze żywym człowiekiem, wciąż to postać z krwi i kości, mająca swą realną biografię, rodzinę, przyjaciół oraz wrogów.
Tak pozostaje, mimo że przemówienia będzie mu pisać ekipa speachwriterów, marynarki dobierać - grupa stylistów, a podejmować decyzje - Komitet Międzybankowy. Postmodernistyczni macherzy od "wyborów" muszą się jednak zabezpieczyć przed "nieszczęśliwymi wypadkami". Trzeba chuchać i dmuchać na takiego kandydata. A jak nagle szlag go trafi i kopnie w kalendarz - to co, cały ten pic zaczynać od nowa? Jest na to sposób, podpowiada Pielewin, opisując radykalną metodę: cyfrowej kreacji liderów. Najpierw potrzebny jest model wyjściowy. Figura woskowa albo człowiek. Najpierw zdejmuje się z niego ciało obłoczne. (...) Ciało obłoczne to hologram. Po prostu obłok punktów. Zdejmuje się je albo sondą, albo laserowym skanerem. Potem te punkty się łączy, nakładając na nie cyfrową siatkę, i łata się szczeliny. Stosuje się kilka zabiegów naraz - stitching, clean-up i tak dalej. Tę groteskową wizję przypomniałem sobie po rozmowie z ekspertem w dziedzinie psychometrii Michałem Kosińskim. Postanowiłem pociągnąć tę pielewinowską utopię dalej. Nie tylko polityk jest w niej programem komputerowym.
Elektroniczny elektorat zastąpi w przyszłości realnych wyborców. Zwolennicy kandydatów zostaną przemienieni w chmury przeróżnych danych. Będzie to jak widmo człowieka rozszczepionego przez pryzmat sieci na wiązki czystych informacji. Wszelkie decyzje kiedykolwiek podejmowane w życiu będą poddane głębokiej analizie pod kątem przewidywania przyszłego zachowania. W grę nie będą już wchodzić nieprzewidywalne emocje a precyzyjne projekcje lęków, strachów i obaw, nadziei, pragnień i widoków na przyszłość. Jednostka, stojąca przed urną, będzie przezroczysta jak samo pudło na głosy. Żadnych tajemnic nie będzie skrywać przed okiem Wielkiego Brata z wyborczego sztabu. Na tym jednak nie zakończy się ingerowanie w sam proces wyborczy. Konieczne stanie się kreowanie oczekiwań elektoratu, tak by tresowanym obywatelom wydawało się, że w grę wchodzą ich autentyczne pragnienia. Modelem tego typu strategii będzie fortel Edwarda Bernaysa - XX wiecznego prekursora PR-u i propagandy, siostrzeńca Zygmunta Freuda. Gdy w latach 20. XX wieku Venida, producent siatek na włosy miał problem z ich sprzedażą klientkom, ze względu na modę na krótkie kobiece fryzury po I Wojnie Światowej, w sukurs przyszedł mu właśnie Bernays. Zaczął promować siateczki jako "konieczne" elementy ochronne dla pracowników branży spożywczej i gastronomii. Wylansował sztucznie nową higieniczną "konieczność" i w ten sposób zdobył dla swojego zleceniodawcy zupełnie nową klientelę. Już nie naturalna potrzeba wywoływała popyt na nowy produkt. Odwrotnie - wykreowano absurdalne nowe "wymagania" po to, by móc sprzedać zupełnie bezużyteczny bez nich towar. Przekładając ten sposób myślenia na płaszczyznę polityczną, w nowych czasach gęstniejącej społecznej kontroli, najważniejszym wyzwaniem dla spin doktorów globalizmu jest polityczna aktywizacja dużej części społeczeństwa do tej pory zupełnie niezainteresowanej wyborami. Ideałem jest wypracowanie takiej strategii, by ludzie indyferentni ideologicznie, sami w sobie poczuli konieczność uczestniczenia w "wolnej" elekcji. Zostało bowiem potwierdzone, że bardziej skuteczne jest zarządzanie ludźmi, którzy sami z własnej woli godzą się na zewnętrzny przymus. Najważniejszym celem tresury, staje się więc "interioryzacja", doprowadzenie do stanu, w którym normy społeczne już nie są traktowane jako coś narzuconego, ale przyjmowane są jako własne.
Rozpracowany, rozebrany na części pierwsze i z powrotem poskładany, obywatel będzie więc poddawany politycznemu praniu mózgu na nieznaną dotąd skalę. Totalna reedukacja będzie prowadzona na wszelkich życiowych frontach. Nie będzie chwili przerwy od ataku przy pomocy coraz bardziej subtelnych propagandowych bodźców. Stosowane w wielu sektach "bombardowanie miłością" zostanie połączone z komercyjną reklamą. Etykiety towarów codziennego użytku będą zawierały podprogowe przekazy, poukrywane w nazwach i instrukcjach obsługi spersonalizowane komunikaty ideologiczne, idea placement. Nawet miejska sygnalizacja będzie zawierała lokowanie politycznych produktów. Zwykłe głosowe drogowskazy będą nasycone dawkami hipnotycznych szeptów jak w starym filmie Johna Carpentera "Oni żyją" ("They Live"). Ten kinowy obraz uważam za jedną z najlepszych ilustracji przyszłego absolutnego zniewolenia jednostek przy pomocy metod krypto-perswazji.
Ogólnodostępna pornografia będzie jedną z ważniejszych aren partyjnej walki. Erotyczne filmiki, skrócone do wersji darmowych kilkunastosekundowych klipów, będą w najwyższym stopniu nasycone neoliberalną ideologią, promując bezgraniczną wolność wyboru. Będzie to największy paradoks "wolnościowego paradygmatu": ludzie rozpracowani do dna, do cna, przez strażników Systemu, zniewoleni przez najsilniejszy instynkt seksualnego pożądania, będą bez przerwy serfować w sieci w poszukiwaniu coraz mocniejszych doznań, a nieświadomi prawdziwego celu tego socjologicznego eksperymentu sami będą poddawać się totalitarnej hipnopedii, onirycznej pedagogice. Połączone ze sobą żywioły seksu i polityki ukażą swą "nuklearną" moc, energię o jakiej nie śniło się dotąd nikomu. "Fala uderzeniowa" zaczerwieni twarze. Oferta Madonny, że zdecyduje się na seks oralny z każdą osobą, która zagłosuje na Hillary Clinton, stanowi porno-awangardę przyszłych technik kampanii politycznych. Aż seksualizacja polityki stanie się już czymś zupełnie oczywistym.
Wobec wszechobecnej hardcore'owej propagandy nikt nie będzie w stanie zachować neutralności. Nie będzie już w ogóle problemu wyborczej absencji. Warunkowani bez przerwy wyborcy będą uczestniczyć w "wolnej elekcji" z wielką ochotą, wręcz entuzjazmem, ponieważ polityka stanie się wszczepionym sztucznie instynktem związanym z wolą jednostkowego oraz gatunkowego przetrwania, połączonym z odbieraniem bodźców w przyjemnościowym ośrodku mózgowym. Będzie to możliwe dzięki przymusowym masażom przy pomocy mass-mediów od najwcześniejszego dzieciństwa ("message is the massage"). Wysyp erotyczno-politycznych aluzji, wprowadzenie pawłowowskich metod bodźcowania dzieci będą znakami czasu. Wytwórnie baśni dla najmłodszych oraz komiksowe koncerny będą nastawione przede wszystkim na podprogową propagandę neoliberalnych treści, aby potem politycy mogli już "wchodzić w mózgi" ze swym uproszczonym przekazem jak kuchenne nożyki w miękkie osełki ciepłego masła.
Anachronizm pojęcia "polityk" brzmi tu szczególnie wyraźnie, ponieważ - jak zaznaczyłem na początku eseju w nawiązaniu do wizji Wiktora Pielewina- tradycyjnych "liderów partyjnych" także już nie będzie. Zostaną zastąpieni przez programy komputerowe, algorytmy samo-tworzące się w czymś, co można byłoby określić rodzajem socjologicznego sprzężenia zwrotnego pomiędzy Systemem oraz jego oczekiwaniami a rozpracowywanymi bezustannie i warunkowanymi non-stop instynktami elektronicznego elektoratu. Nie można również zapomnieć o dobrze sprawdzonym terrorze perswazji, nieustającym światopoglądowym gwałcie przez ucho, chronicznym ikonicznym nacisku na oczne gałki, dotykalnym partyjnym zagłaskiwaniu niemal na śmierć, niesmacznym podtykaniu cierpkich uwag o przeciwnikach, innymi słowy o zmysłowym sabotażu 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu. Aż Państwo stanie się przeznaczeniem każdego z nas.
Napoleon zganił był niegdyś Goethego podczas spotkania w Erfurcie. Wielki poeta zaczął klarować potężnemu przywódcy europejskiemu, czym dla niego jest idea antycznej tragedii Losu. A Napoleon na to: Cóż dzisiaj począć z losem? Los to polityka. Nie ma prawdziwszego zdania opisującego polityczny kierat, w jaki dla przyszłego wyborcy zamieni się tragiczne koło Fortuny. Ono non stop będzie przeorywać nie tylko świadomość, ale i podświadomość elektronicznego elektoratu. Powszechna stanie się ideologiczna propaganda podprogowa. Sugestia subliminalna, zakazana uprzednio w państwach neoliberalnej demokracji, zostanie przywrócona prawnie przez neoliberałów, coraz bardziej oddalających się od postępowego wzorca demokratycznego i sięgających do rozwiązań wcześniej powszechnie uznanych za niebezpieczne dla społecznego rozwoju. Do takich właśnie metod zaliczone zostanie oddziaływanie na zbiorową nieświadomość i indywidualne id.
Agitacja będzie posługiwała się na masową skalę metodą wywierania wpływu informacyjno-psychologicznego na widzów. Powszechne stanie się stosowanie tak zwanego 25. kadru. Cóż to jest? Kreatorzy masowej wyobraźni od dawna to wiedzą. Wystarczy umieścić co 25 klatek komunikatu podświadomie rejestrowanego przez mózg ofiary "brain-washing". Wyobraźmy sobie zupełnie neutralną relację z jakiegoś wydarzenia, w którą od czasu do czasu wmontujemy klatkę z hasłem: "Kandydat X zmieni twe życie w raj na ziemi". Mimo że w przeszłości udowodniono, że w ten sposób nie można efektywnie pokierować czyimś zachowaniem, ten modus operandi wróci do łask. Dlaczego? Powodem stanie się powszechne stosowanie okularów poprawiających pamięć, z wbudowanymi w nie ekranami Nowego Internetu. Skuszeni techniczną nowinką konsumenci, niewolnicy neoliberalnego świata, nie będą sobie zdawali sprawy, że sami w ten sposób wyrażą zgodę na rewolucyjny eksperyment, o którym nie śniło się Freudowi, Jungowi, Frommowi, Adlerowi i innym tuzom psychoanalizy. Znikną bariery pomiędzy świ(a)tem a oniriadą.
Mało kto w pewnym momencie będzie w stanie wyrwać się z tej pansemiotycznej pułapki. Semiotyka - przypomnę - to dział językoznawstwa stanowiący naukę o systemach znakowych. A co mam na myśli pisząc o nowej epoce politycznego pansemiotyzmu? Pansemiotyzm to przekonanie, że wszystko jest sygnałem, znakiem. W wersji politycznej będzie to dyktatura wszechobecnych zideologizowanych "znaków". Nikt i nic nie będzie w stanie obronić się przed presją "znaczących" warstw, jak ideologicznych werniksów ponakładanych na neutralną rzeczywistość Rzeczypospolitej. Ten nowy etap neoliberalnego ustroju przewidziała i znakomicie opisała w swoim wierszu Noblistka Wisława Szymborska. Wieszczyła w nim, że: Jesteśmy dziećmi epoki,/ epoka jest polityczna. Jakie są tego konsekwencje? Radykalne: Wszystkie twoje, nasze, wasze/ dzienne sprawy, nocne sprawy/ to są sprawy polityczne. Nie ma miejsca na jakąkolwiek od tego dezercję. Nie będziemy w stanie uciec nawet w siebie samych: Chcesz czy nie chcesz,/ twoje geny mają przyszłość polityczną, / skóra odcień polityczny,/ oczy aspekt polityczny. Kiedy wyborczym procesem zacznie rządzić psychometria, dodatkowego złowieszczego znaczenia nabiorą słowa kolejnych wieszczych wersów: O czym mówisz, ma rezonans,/ o czym milczysz, ma wymowę/ tak czy owak polityczną. Partyjnej dosłowności nabierze metaforyczny rzeczownik: Nawet idąc borem lasem/ stawiasz kroki polityczne/ na podłożu politycznym. (Podkr. moje - B.Z.) Zmieni się relacja pomiędzy marksistowską bazą a nadbudową. To rzeczywistość ideologii będzie podłożem dla bytu ekonomicznego.
Anarchia zniknie? - zapytacie ciekawie. Wszelka dzikość i nonkonformizm zostaną zniwelowane przy pomocy technik szkoły Nowej Polityki, wzbogaconych i zintensyfikowanych przez cyfrową cywilizację? Do pewnego stopnia - tak, ale tylko do pewnego czasu. Obecnie za wcielenie anarchizującego ducha robi bohater książki "Fight Club" amerykańskiego pisarza Chucka Palahniuka - żartowniś, który wkleja do filmów klatki taśmy z obrazem penisa, aby oddziaływać na podświadomość kobiecej widowni. Jesteś kinooperatorem i jesteś zmęczony i zły, ale przede wszystkim jesteś znudzony, zaczynasz więc od tego, że bierzesz pojedynczą klatkę ze znalezionej w kabinie kolekcji pornograficznej, zgromadzonej przez jakiegoś innego kinooperatora, i wstawiasz tę klatkę przedstawiającą, dajmy na to, zbliżenie nabrzmiałego czerwonego penisa albo rozwartej, wilgotnej pochwy do filmu, który aktualnie wyświetlasz. Tak się składa, że jest to film familijny o psie i kocie, które odłączyły się od właścicieli podczas podróży i teraz muszą same odnaleźć drogę do domu. Na trzeciej szpuli, zaraz po tym, jak pies i kot, zwierzątka, które mają ludzkie głosy i rozmawiają ze sobą, posiliły się na śmietniku, miga wzwiedziony członek. Tyler to robi. Pojedyncza klatka filmu wyświetlana jest na ekranie przez jedną sześćdziesiątą sekundy. Podzielmy sekundę na sześćdziesiąt równych części. Tak długo pozostaje na ekranie wzwiedziony członek. Pręży się na wysokość czterech pięter, nad skubiącą popcorn widownią, lśniący, czerwony i straszny, a nikt go nie widzi. Jednak podobne sztuczki w nowej neoliberalnej rzeczywistości subliminalnej pan-polityzacji staną się tak zgrane, że wejdą do głównego nurtu. Dlatego, dla przeciwwagi, pojawią się ogniska tradycyjnego oporu, wyspy ludzi stroniących od jakichkolwiek medialnych machinacji człowieczą psyche. Przewidział to już słynny angielski wizjoner literacki Aldous Huxley w swoim słynnym "Nowym Wspaniałym Świecie". Jednym z bohaterów tej politycznej utopii był niejaki Jan "Dzikus" (John "the Savage"), który nie godził się ze arbitralnie narzuconymi warunkami, totalnym warunkowaniem, systemem kastowym i sztuczną prokreacją. Żył on na obrzeżu, w rejonie świata zwanym Rezerwatem. Właśnie takie enklawy będą powstawać w tym opisywanym przeze mnie totalnie upolitycznionym, neoliberalnym "Brave New World". Co będzie zaczynem tej kontrrewolucji? Kto zapoczątkuje opór przeciwko Pawłowowskiej z ducha tresurze społecznej? Nie zgadniecie. Nie będą to warunkowane osoby. Tym bardziej, że w miarę rozwoju technologicznej cywilizacji, coraz powszechniejsze staną się nie tylko "miękkie" metody psychologicznej metamorfozy człowieka. W grę wejdą środki chemicznej przemiany umysłów przy pomocy nowych designer drugs. (Przecież nieprzypadkowo na masową skalę przez tak długi czas testowane były na nieświadomych młodych ludziach, żądnych psychodelicznych przygód, przeróżne odmiany "dopalaczy".) Na kolejnym etapie poszerzania i pogłębiania kontroli nad obywatelami neoliberalnej dystopii, do praktycznej już a nie tylko laboratoryjnej, eksperymentalnej pracy wezmą się inżynierowie genetyczni, majstrujący z wielkim powodzeniem nad genomami nowych, totalnie glajchszaltowanych generacji, wielomilionowym prekariatem orwellowskich proletów, całkowicie uzależnionych od wymagań światowego mega-państwa, Imperium Globalistów.
Samotne jednostki, które staną okoniem wobec prób totalitarnego podporządkowania i rewolucyjnej tresury, nie będą wcale jakimiś outsiderami w rodzaju słynnego i niesławnego Teda Kaczyńskiego, Unabombera uderzającego bezpośrednio w znaczących reprezentantów społeczeństwa technologiczno-przemysłowego. W mojej wizji zbuntują się przedstawiciele samych światowych elit, czyli dotychczasowi reżyserzy społeczeństwa wyborczego spektaklu. Według mnie to z tego "podziemnym kręgu" najzamożniejszych i posiadających największą władzę kreatorów globalnego neoliberalnego porządku wyłoni się nowa kasta "buntowników bez powodu". Wynika to z samego ludzkiego charakteru. Kiedy już poziom społecznej entropii osiągnie poziom absolutnego konformizmu sterowanych mas, część klasy Panów popadnie w totalną dekadencję i zacznie się bronić przed poczuciem bezgranicznej nudy w epoce "końca historii" i "ostatniego człowieka". Ich rosnący opór będzie przypominał furię XIX wiecznych luddystów, ale tym razem w XXI będą oni starali się niszczyć krosna tkające światową sieć www: wikłającą wolność wyborców. Odgórna insurekcja doprowadzi do powrotu do demokracji bezpośredniej, agory prawdziwych ludzi niepotrzebujących zapośredniczenia w elektronicznych ersatzach.
Algorytmy, w które neoliberalna i lewacka elita starała się do tej pory zamieniać wyborców oraz wybieranych, staną się celem hackerskich ataków cyfrowych konfederatów. Jednak zanim to nastąpi System będzie dążył konsekwentnie do swojego domknięcia. Jakże prorocze okażą się wyznania Kaczyńskiego (oczywiście Teda a nie Jarosława) z jego nonkonformistycznego manifestu: (...) nie wydaje się, żeby zaistniały jakikolwiek dalsze przeszkody dla rozwoju technologii i prawdopodobnie osiągnie ona swoje naturalne apogeum w postaci całkowitej kontroli nad wszystkim na ziemi, włączając w to istoty ludzkie i inne ważne formy życia. System może stać się centralną, monolityczną organizacją lub być mniej lub bardziej rozczłonkowany i składać się z szeregu organizacji współpracujących w związku uwzględniającym elementy zarówno kooperacji jak i rywalizacji, podobnie jak dzisiejszy rząd, korporacje i inne duże organizacje kooperują i rywalizują ze sobą. Ludzka wolność w większości zaniknie, ponieważ jednostki i małe grupy będą bezradne wobec ogromnych organizacji uzbrojonych w supertechnologie i cały arsenał dobrze rozwiniętych psychologicznych i biologicznych narzędzi manipulowania ludźmi, a poza tym instrumenty nadzoru i fizycznej perswazji. Tylko mała liczba ludzi będzie miała jakąkolwiek realną władzę, a nawet oni prawdopodobnie mieć będą bardzo ograniczoną wolność, ponieważ ich zachowanie również będzie regulowane, podobnie jak dzisiejsi politycy oraz zarządy korporacji mogą utrzymywać swe pozycje władzy tylko dopóki ich zachowanie nie wykracza poza pewne wąskie granice. Właśnie z tej słusznej, moim zdaniem, diagnozy Teda Kaczyńskiego, wyciągnąłem wniosek, że tylko najwyższa warstwa totalnie kontrolowanego społeczeństwa, będzie zdolna do rewolucyjnej refleksji i być może - czynu. Wprawdzie - z powodu uwarunkowań opisanych przez Unabombera - insurekcyjny imperatyw części globalistycznej elity także będzie mocno ograniczony. Jednak zarzewie totalnego buntu przeciwko szalejącemu neoliberalnemu zniewoleniu nie będzie gdziekolwiek indziej możliwe. Po zdradzie klerków przyjdzie etap gwałtownej emancypacji wśród części rezydentów "wież z kości słoniowej". By wybór znowu znaczył wybór, a demokracja - demokracja. Inaczej staniemy się rządkami znaków. Człowieczeństwo zniknie jak papierowa waluta, gdy cała wymiana cywilizacyjnego dobra przeniesie się do sieci cyfr dla sitw.
PRZECZYTAJ WIZJĘ PRZYSZŁYCH WYBORÓW PIÓRA DZIENNIKARZA RMF FM MICHAŁA ZIELIŃSKIEGO.