Radna z Piotrkowa Trybunalskiego w Łódzkiem zarobiła w ubiegłym roku 640 tys. zł na sekstelefonach i internetowych serwisach z seksrandkami. I nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że radna związała swoją polityczną karierę z ugrupowaniami konserwatywnymi i prawicowymi. Nawet przez jakiś czas prowadziła biuro Marka Jurka z Prawicy Rzeczypospolitej. O sprawie pisze „Dziennik Łódzki”.
Ten przykład pokazuje pewne rozdwojenie jaźni. Okazuje się, bowiem, że można mieć poglądy skrajnie prawicowe, chrześcijańskie i robić biznes na tym, co z zasady powinno być odrzucone przez osobę o takich przekonaniach. Legalność działalności nie usprawiedliwia radnej. Wyborcy powinni ją rozliczyć z poglądów, które prezentowała w kampanii i z powodów, dla których ją wybrali. Należy spodziewać się, że głosowały na nią osoby, dla których rodzina, wiara i godność człowieka są najważniejsze. Nie przypuszczam, by tacy wyborcy spodziewali się, iż radna może zarabiać na ludzkich słabościach, wyuzdaniu i wreszcie - przedmiotowym traktowaniu kobiet.
Podobno żadna praca nie hańbi, ale przecież nierząd jest jednym z tych sposobów na zarabianie, który jest powszechnie potępiany. To nie jest politycznie i etycznie, rozpowszechniać i reklamować serwisy, w których kobiety (zapewne zmuszone sytuacją życiową) muszą się rozbierać i pokazywać ograbione z godności. Kobieta nie powinna czegoś takiego robić innym kobietom. A gdy jeszcze dodać, że radna na tym zarabia, to sytuacja jest bardzo wątpliwa moralnie. Jestem za tym, by panie były niezależne - także finansowo. I nawet mogłabym pogratulować radnej przedsiębiorczości i zaradności, ale myślę, że nam - kobietom - nie o taką przedsiębiorczość chodzi. Pytanie: jak czułaby się radna, gdyby zdjęcie jej córki znalazło się na takiej stronie dla mężczyzn, żądnych wrażeń seksualnych?