Coś się kończy (kariera Beckhama, występy Obraniaka w kadrze), coś zaczyna. Zaczyna się mianowicie Janowicz time! Nasz wielki, i to nie tylko wzrostem, tenisista bez sentymentów "pożarł" utytułowanego Francuza, Jo-Wilfrieda Tsongę, a na deser skonsumował Richarda Gasqueta (dziewiątego zawodnika świata). When Janowicz wedrze się do pierwszej dziesiątki i jeszcze how many times rozgromi zawodników z czołówki? Tak, takie pytania lubimy sobie stawiać!
Głośno zwłaszcza o meczu z Tsongą. "Jerzyk" dał show, popisując się świetnym serwisem czy fantazyjnymi dropszotami. Całość spektaklu zwieńczyło zagranie, którego nie powstydziłby się sam... Mick Jagger. Popłakał się na konferencji? Poskarżył mamusi na kibiców? Rozdarł się na sędzię? Hm, czy na sędzię nie wiadomo, ale fakt jest faktem, że po wygranej z Tsongą spektakularnie rozdarł koszulkę! I z całą pewnością była to najbardziej rozdzierająca scena tego widowiska.
Tymczasem Lizbona pozostaje nieutulona w żalu po finale LE. Nie pierwszy raz - a siódmy w przeciągu półwiecza! - przyszło Benfice przegrać europejski puchar. W środę, w doliczonym czasie, pogrążyła ją Chelsea (2:1). Portugalskie media sugerują, że nad "Orłami" z Lizbony zawisła klątwa ich byłego trenera Belliego Guttmana. Po sezonie 62/63 Węgier nie otrzymał żądanej podwyżki i odszedł zapowiadając, że już nikt nigdy z Benfiką w finale przegrany nie będzie. Niebawem mecz Polski z Mołdawią. Może na wszelki wypadek weźmy do Kiszyniowa babę, odczyniającą złe uroki? Bo istnieje obawa, że - tfu tfu! - i nad naszymi Orłami coś kiedyś musiało zawisnąć. I nie chodzi bynajmniej o dach Stadionu Narodowego.
W rozgrywkach z cyklu: Fabio Coentrao kontra ławka rezerwowych mamy już 2:0 dla ławki. Siedząc na tejże podczas zeszłorocznego meczu z Getafe, obrońca Realu Madryt otrzymał czerwoną kartkę - za krzyki na sędziego. Tym razem ławka rezerwowych pokonała Coentrao w meczu z Espanyolem. Otóż portugalski zawodnik pojawił się na niej, w pełnym sportowym rynsztunku, mimo że trener "Królewskich"... wcale nie powołał go na mecz! Coentrao, choć nie spędził ani minuty na murawie, i tak dokonał czegoś wielkiego. Rozśmieszył José Mourinho.