"To rząd zderzaków na trudne czasy" - tak Donald Tusk nazwał koalicję Platformy z ludowcami. Wygląda jednak na to, że rządowy pojazd zderzy się nie tylko z zewnętrznymi przeszkodami. Z wnętrza koalicyjnego wehikułu dochodzą bowiem pomruki niezadowolenia, dąsy i wzajemne pretensje.
Ludowcy mają żal do Tuska, bo nie wiedzieli, że "premier będzie chciał zapisać się w historii jako reformator kosztem ludowców". Ostra krytyka wymierzona jest też coraz częściej w Waldemara Pawlaka. Zarzut to stawanie się przystawką Platformy. Prezes PSL-u nie tylko zgodził się pod naciskiem Tuska na wyrzucenie Fedak, ale był gotów również na oddanie ministerstwa pracy.
"Mentalnie PSL jest poza koalicją" - słyszałam w Sejmie po expose. Realnie oczywiście w niej pozostanie, bo Tusk ma za dużo możliwości koalicyjnych - jak nie PSL, to będzie SLD, jak nie SLD, to Ruch Palikota - co tylko pogłębia ponure nastroje. Także w sporej części Platformy.
Wewnętrzny opór budzą przede wszystkim nominacja Joanny Muchy, pozbycie się Krzysztofa Kwiatkowskiego, awans Tomasza Arabskiego i upokarzanie Schetyny. Ten ostatni - jak sam mówi - czeka na swój czas. Ów czas może nadejść dość szybko. Realizacja expose, kłopoty Europy, związki zawodowe i wewnątrzpartyjne niezadowolenie mogą sprawić, że premier "zużyje się" o wiele szybciej.