Piłkarze Lecha Poznań pokonali Djurgardens IF Sztokholm 2:0 (1:0) w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Konferencji. Rewanżowe spotkanie rozegrane zostanie za tydzień w Szwecji.
Bramki Antonio Milicia i Filipa Marchwińskiego mocno przybliżyły Lecha do ćwierćfinału Ligi Konferencji. Mistrz Polski zagrał bardzo dobre spotkanie, niemal perfekcyjnie zaprezentował się w defensywie.
Na trybunach zasiadł komplet publiczności - dokładnie 40 222 widzów. Ostatnie bilety można było jednak jeszcze kupić kilka godzin przed meczem. Do stolicy Wielkopolski przyjechało ponad dwa tysiące kibiców ze Szwecji. Ci, którzy mieli bilety, obejrzeli mecz na żywo, a spora, bo kilkuset osobowa grupa, na telebimie w jednej z hal Międzynarodowych Targów Poznańskich.
Fani obu drużyn stworzyli świetną atmosferę, poziom sportowy widowiska mógł jednak momentami rozczarowywać. Pierwsze minuty upłynęły pod znakiem ostrej walki z obu stron. Francuska sędzia Stephanie Frappart była dość pobłażliwa dla Radosława Murawskiego, który nieprzepisowo zatrzymał Joela Asoro. Pomocnik Lecha nie ujrzał kartki, choć kontra Szwedów zapowiadała się groźnie. Po chwili po dośrodkowaniu Gustava Wikhelma, piłka "zatańczyła" na poprzeczce, ale dla gospodarzy skończyło się tylko na strachu.
Po dość dynamicznym początku, oba zespoły zaczęły spokojniej rozgrywać piłkę, bojąc się podjąć większego ryzyka. Akcje toczyły się w dość jednostajnym tempie, mało było też finezji w konstruowaniu ataków.
Poznaniacy częściej byli w posiadaniu piłki, ale z tej przewagi niewiele wynikało, a bramkarz gości nie miał zbyt wielu okazji do interwencji. W 39. minucie Mikael Ishak wywalczył rzut wolny 25 metrów od bramki Djurgardens. Joel Pereira wcześniej wielokrotnie pokazywał, że potrafi idealnie dograć piłkę i teraz zrobił to samo. Stoper Antonio Milic z kolei też nie po raz pierwszy udowodnił, że gra głową to jego specjalność i Jacob Zetterstroem był bezradny.
Wicemistrzowie Szwecji słabo prezentowali się w ofensywie, a lechici jeszcze przed przerwą szukali okazji do podwyższenia rezultatu. Niezłą szansę miał Michał Skóraś, który groźnie, lecz niecelnie uderzał z dystansu. Z kolei mocny strzał zza pola karnego Murawskiego golkiper Djurgardens wypiąstkował na róg.
Mistrz Polski dobrze zaczął drugą połowę, ale Skórasiowi wciąż brakowało precyzji. Tymczasem goście mogli doprowadzić do remisu. Po małym zamieszaniu w polu karnym piłka spadła pod nogi Victora Edvardsena, ale ten z ok. ośmiu metrów hukną wysoko nad poprzeczką.
Potem przez kolejne 20 minut niewiele się działo na boisku. Niemrawe ataki przyjezdnych łatwo były likwidowane przez defensywę "Kolejorza".
Tymczasem trener Lecha John van den Brom desygnował na boisko Adriela Ba Louę i Filipa Marchwińskiego. I to właśnie po akcji tej dwójki, gospodarze podwyższyli wynik. Iworyjczyk dograł do Marchwińskiego, a ten po tzw. długim rogu trafił do siatki.
Poznaniacy mogli wygrać wyżej, w doliczonym czasie gry Michał Skóraś po kilkudziesięciometrowym rajdzie wyszedł na czystą pozycję i w sytuacji sam na sam przeniósł piłkę nad bramką.
Bramki: 1:0 Antonio Milic (39-głową), 2:0 Filip Marchwiński (82).
Żółte kartki - Lech Poznań: Radosław Murawski, Mikael Ishak. Djurgardens IF: Carlos Moros Garcia, Victor Edvardsen.
Sędziowała: Stephanie Frappart (Francja). Widzów: 40 222.