Jacek Jaroszewski - lekarz piłkarskiej reprezentacji Polski odniósł się do artykułu portalu onet.pl na temat swojego konfliktu z braćmi Krychowiakami. Chodzi o wspólny biznes medyczny, który prowadzili panowie. Według informacji portalu Jaroszewski miał przejąć władzę nad spółką niezgodnie z prawem. Lekarz reprezentacji zaprzeczył i podczas dwugodzinnego spotkania zapewniał, że to on jest w tym konflikcie ofiarą.
Jak napisał tydzień temu Onet, "Grzegorz Krychowiak jest przekonany, że padł ofiarą oszustwa ze strony lekarza kadry, Jacka Jaroszewskiego. 33-latek oskarża go o potajemne przejęcie kontroli nad jedną z ich spółek. W tle pozostaje spór o miliony złotych".
Dzisiaj Jaroszewski odniósł się do całej sytuacji. Przyznał podczas spotkania z dziennikarzami, że jest rozgoryczony i zaskoczony całą sytuacją, bo jak twierdzi, nie chciał, by sprawa nabrała medialnego rozgłosu.
Sprawa mojego konfliktu z braćmi Krychowiakami trwa od kilku miesięcy. Było dla mnie jasne, że zakończymy ją polubownie. Nie przyszło mi do głowy, by odnosić się do tego medialnie. Mieliśmy dużo rozmów, spotkań, dyskusji i chcieliśmy dojść do porozumienia. W styczniu, grudniu doszło do zaostrzenia sytuacji. Nie chciałem, by wpłynęło to na reprezentację. Przedstawiałem całą sytuację Cezaremu Kuleszy, by wiedział, co się dzieje i że konflikt ma miejsce - powiedział Jaroszewski.
Jeszcze 7 lipca spotkał się z pełnomocnikiem braci Krychowiaków. Ustalono kolejną turę rozmów na 31 lipca, ale już kilka dni później pojawiły się medialne informacje na temat konfliktu: "To ciężka dla mnie sprawa. Zostałem brutalnie zaatakowany" - powiedział Jaroszewski.
Lekarz reprezentacji z Krychowiakiem znają się od wielu lat. Panowie postanowili wspólnie otworzyć klinikę sportową, co było przez lata marzeniem Jaroszewskiego. Spółka braci Krychowiaków miała pożyczyć na projekt 10 mln złotych. To miała być mała klinika, ale Grzegorz powiedział, że interesuje go duży projekt - twierdzi Jaroszewski. Ostatecznie koszty okazały się większe i zmieniono podział udziałów na 80 procent do 20 (wcześniej planowano 60 do 40). Ostatecznie sprawy potoczyły się nieco inaczej. Zarzucono plan stworzenia szpitala i zdecydowano się na niewielką klinikę. To oznaczało zmniejszenie kosztów i zmianę projektu współpracy.
Pierwsze nieporozumienia pojawiły się później: "Wszystkim zarządzał Krzysztof Krychowiak jako prezes zarządu. Miałem problem z uzyskaniem dostępów do konta czy dokumentacji dotyczących obu spółek. Udało się wydobyć pewne rzeczy, choć do dziś nie mam dokumentów księgowych spółki matki. Dostaliśmy informację, że spółka Krychowiaków włożyła w ten biznes 4,5 mln złotych. Poproszono nas o wpłacenie nadwyżki powyżej planowanych wstępnie 3 milionów, na które się umówiliśmy. Zrobiliśmy to" - opowiada Jaroszewski.
Według jego informacji koszty poniesione przez braci wyniosły jednak tylko blisko 2,6 mln złotych. Poproszono więc o zwrot wcześniejszej nadpłaty i dopłacenie brakującej kwoty do 3 milionów zł, której włożenie w spółkę zadeklarowali wcześniej Krychowiakowie. Mamy to wszystko wyliczone, ale tych pieniędzy nie dostaliśmy. Do dziś nie zwrócili nam kilkuset tysięcy złotych - zapewnia Jaroszewski. Na razie jednak nie dostał oryginałów dokumentacji finansowej spółki-matki czyli Medklinika Inwestycje. To ma nastąpić dopiero za kilka dni. Z ich przekazaniem zwleka zajmująca się kwestiami finansowymi kancelaria - według cytowanego pisma "z powodu okresu urlopowego". Dodatkowo zwrot dokumentów został uwarunkowany spłaceniem należnych faktur, co zdaniem prawników Jaroszewskiego jest złamaniem prawa.
Co istotne Jaroszewski zapewnia, że rola Grzegorza Krychowiaka jest w tej sprawie drugoplanowa:
"Cała wymiana mailowa toczyła się pomiędzy mną a Krzysztofem Krychowiakiem. Grzegorz był do niej dołączany, ale nie zabierał głosu".
Jaroszewski zarzuca braciom Krychowiakom liczne nieprawidłowości dodając, że wszystkim zarządzał samodzielnie Krzysztof Krychowiak: "Zero wiedzy, autorytatywność, brak szacunku dla kogokolwiek" - tak ocenił jego działania w spółce. Jaroszewski wylicza zarzuty wobec Krychowiaków: prowadzenie spółki niezgodnie z umową, dokonywanie przelewów finansowych bez kontaktu z udziałowcami, brak konsultowania jakichkolwiek decyzji z Radą Nadzorczą, celowe zawyżenie kosztów inwestycji, działania na niekorzyść spółki, zakupy rzeczy ruchomych ze środków kliniki, które nie były przeznaczone na ich działalność, brak możliwości wglądu do dokumentów.
Spółka-córka Medklinika, którą ostatecznie przejął Jaroszewski, jak twierdzi, nie ma obecnie żadnej wartości:
Przejąłem spółkę zgodnie z przepisami. Całkowicie zgodnie z prawem. Druga strona była o tym poinformowana. Wbrew oszczerstwom nie mogłem okraść braci Krychowiaków, bo ich wkład w spółkę to oprocentowana pożyczka. Spółka nie dysponuje majątkiem, przynosi straty. Jej sprzęt jest własnością spółki matki, w której bracia Krychowiakowie mają ciągle 60 procent udziałów. Zarzuty wyrządziły mi i mojej rodzinie dużą szkodę. Są niedorzeczne.
Pytany, dlaczego zdecydował się kupić obecnie bezwartościową spółkę odpowiada: Straciłem na ten projekt trzy lata. Ściągnąłem świetnych lekarzy. Było ryzyko, że to wszystko się nie uda. Chciałem kontynuować projekt. Gdybym nie przejął spółki, skończyłoby się jej upadłością.
Jaroszewski zapowiedział skierowanie sprawy do prokuratury i izby celno-skarbowej.
A co w związku z konfliktem interesów związanych z reprezentacją Polski? Z jednej strony mamy przecież wieloletniego lekarza kadry. Z drugiej doświadczonego reprezentanta, który może jeszcze dostać powołanie do drużyny narodowej?
Dobro reprezentacji jest najważniejsze. Jeśli ktoś uzna, że jest to problem, to ważniejsze jest dobro kadry niż moja obecność. Jestem tam z pasji, przeżywam od lat tą przygodę. Jestem tam też z poczucia obowiązku. Podczas mistrzostw świata w Katarze konflikt już trwał, ale przez całe zgrupowanie zachowywaliśmy się jak profesjonaliści. Normalnie funkcjonowaliśmy - podkreślił.
Jaroszewski całe, ponad dwugodzinne spotkanie podsumował: "Jestem pewny, że narracja drugiej strony mimo wszystko pozostanie bez zmian".