Był słaby początek, ale potem już było tylko lepiej. Legia Warszawa pokonała Motor Lublin w meczu 7. kolejki PKO BP Ekstraklasy 5:2

REKLAMA

Mecz rozpoczął się z kilkuminutowym opóźnieniem z powodu zadymienia boiska po użyciu przez kibiców gospodarzy środków pirotechnicznych.

Z trybun poczynania piłkarzy obserwowali m.in. prezes PZPN Cezary Kulesza i selekcjoner zaczynającej w poniedziałek zgrupowanie przed meczami Ligi Narodów reprezentacji Polski Michał Probierz.

Festiwal goli #LEGMOT pic.twitter.com/1hku2ptX2Z

LegiaWarszawaSeptember 1, 2024

Od pierwszych minut gra z obu stron była otwarta i szybko pod obiema bramkami doszło do groźnych sytuacji. I jedna z nich zakończyła się zdobyciem gola przez gości - po rzucie różnym do piłki doszedł Sebastian Rudol i uderzeniem głową w tzw. długi róg nie dał szans Kaprowi Tobiaszowi na skuteczną interwencję.

Gospodarze szybko mieli idealną okazję do wyrównania. Po faulu na Luquinhasie arbiter Damian Kos podyktował rzut wolny, ale po interwencji sędziów VAR, którzy dostrzegli, że przewinienie miało miejsce na linii "szesnastki", zmienił decyzję i wskazał na 11. metr.

Rzutu karnego w 16. minucie nie wykorzystał jednak Tomas Pekhart. Czeski napastnik Legii strzelił słabo i w sposób sygnalizowany, więc Ivan Brkic nie miał większych problemów z obroną.

W 24. min grający bez kompleksów i świetnie czujący się w niedzielę przy Łazienkowskiej piłkarze beniaminka byli blisko podwyższenia prowadzenia ponownie po rzucie rożnym. Arkadiusz Najemski zgrał piłkę głową, a ta po strzale Samuela Mraza zatrzymała się na słupku.

W odpowiedzi z dystansu kopnął Bartosz Kapustka, ale piłka minęła lewy słupek bramki Motoru. W 30. min pomocnik Legii z 15 metrów uderzył niezbyt mocno w kierunku bramki gości, a bramkarz gości, próbując złapać skaczącą po murawie piłkę, tym razem się nie popisał i było 1:1.

Chwilę później po raz drugi w roli głównej w tym spotkaniu wystąpił system VAR. Sędzia na ustawionym przy linii bocznej monitorze sprawdził, czy były zawodnik Legii Paweł Stolarski nie zagrał ręką w polu karnym i zdecydował, że gospodarzom należy się druga "jedenastka". Tym razem piłkę ustawił Paweł Wszołek i choć Brkic wyczuł jego intencje, to legioniści objęli prowadzenie 2:1.

Druga połowa z kolejnymi golami

Druga połowa zaczęła się po myśli gospodarzy. Po wznowionym ataku po rzucie rożnym efektowną asystą popisał się Jan Ziółkowski, a pierwszego gola w barwach Legii uzyskał z bliska Francuz Migouel Alfarela.

To trafienie wyraźnie ostudziło zapał i podcięło skrzydła gościom, którzy nie przypominali drużyny z pierwszej połowy. A że miejscowi też nie forsowali tempa, to mecz stracił na atrakcyjności.

O wzrost emocji i ożywienie na trybunach ponownie jednak zatroszczył się Kapustka, który w 69. min, przy biernej postawie defensorów Motoru, precyzyjnym uderzeniem zza pola karnego podwyższył prowadzenie na 4:1.

Końcówka spotkania, mimo rozstrzygniętego już wyniku, przyniosła jeszcze dwa gole. Najpierw po "asyście" Wszołka, który pomylił się przy wyprowadzeniu akcji, efektownym uderzeniem zza pola karnego drugą bramkę dla Motoru strzelił Senegalczyk Mbaye Ndiaye, a półtorej minuty później po kontrze gospodarzy w wykonaniu rezerwowych na 5:2 rezultat ustalił Kameruńczyk Jean-Pierre Nsame, któremu piłkę wyłożył jak na tacy Japończyk Ryoya Morishita.

Legia odniosła przekonujące zwycięstwo, które wywindowało ją na drugą pozycję w tabeli i na dwa punkty zbliżyło do prowadzącego Lecha Poznań.

Jeśli dodać do tego awans do zasadniczej fazy Ligi Konferencji, to władze klubu mogą być zadowolone z pierwszej części sezonu w wykonaniu zespołu trenera Goncalo Feio.