"Mam przecieki od ludzi z zaprzyjaźnionych federacji. Mówią, że zagłosują na Zbigniewa Bońka. Jego szanse oceniam na ponad 90 procent" - mówi w rozmowie z RMF FM Michał Listkiewicz. Dziś w Helsinkach wybory do Komitetu Wykonawczego UEFA. Polska w najważniejszych gremiach UEFA nie miała swojego przedstawiciela od ponad 50 lat - przypomina Listkiewicz.
Patryk Serwański: Ewentualne wejście Zbigniewa Bońka do Komitetu Wykonawczego UEFA będzie sukcesem polskiego futbolu czy osobiście Zbigniewa Bońka?
Michał Listkiewicz: Jedno i drugie. Jedyny Polak, który zasiadał w najwyższych gremiach UEFA - pan Leszek Rylski - legendarna postać polskiego futbolu, już nieżyjący, piastował to stanowisko w latach 50. i 60. XX wieku. Od tamtej pory nikomu nie udało się tam dostać. To byłby to sukces i Zbigniewa Bońka, i całej naszej piłki. Tam zasiadają przedstawiciele 15 krajów, a członków UEFA mamy 53. To elitarne grono. Jeśli jednak ktoś sądzi, że zasiadanie Zbigniewa Bońka w Komitecie Wykonawczym przyniesie jakieś owoce w postaci "załatwiania" różnych spraw, ważnych imprez, czy finansowe wspomagania polskiej piłki, to o tym nie ma mowy. Tam reprezentuje się całą Europę, a w razie głosowania nad kwestią dotyczącą danego państwa jego przedstawiciel jest wyłączony z głosowania, żeby zachować neutralność.
Będziemy jednak mogli liczyć na polski głos w tworzeniu trendów w europejskiej piłce.
Komitet Wykonawczy to taki parlament europejskiej piłki. Ważniejszy od prezydenta czy sekretarza generalnego UEFA. Komitet musi zatwierdzać każdą decyzję. Bez zgody Komitetu nic się w UEFA istotnego nie dzieje. Wydaje się, że Zbigniew Boniek będzie miał świetne pole do popisu, do inspirowania swoją kreatywnością i pomysłami innych członków tego gremium. Niektórzy z nich są już tam trochę zasiedziali, trochę konserwatywni. O Bońku można powiedzieć, że to takie "drożdże futbolu", ja z nim współpracowałem wiele lat. Wiem, że to gejzer pomysłów. Niektórych świetnych, innych może mniej realistycznych. Cały czas prze do przodu. Już zapowiadał, że zajmie się kwestią "solidarity payment" czyli rekompensowania małym klubom kosztów wyszkolenia piłkarzy, którzy stali się wielkim gwiazdami. To wielki problem. Największe kluby nie przejmują się tym płaceniem symbolicznych dla nich kwot małym klubom. Najlepszy przykład to Łukasz Teodorczyk - wychowanek Wkry Żuromin. Wiele czasu trwało zanim udało się wyegzekwować pieniądze od Dynama Kijów.
Jak pan ocenia szanse Zbigniewa Bońka w wyborach? Zna pan środowisko UEFA. To rzeczywiście niemal pewne, że Bońkowi się uda? Energia, towarzyskość, popularność Bońka - to wszystko zdaje mu się pomagać.
Za Bońkiem przemawia wszystko. Ja mam takie przecieki od przyjaciół z federacji europejskich, którzy mówią, że zagłosują na Bońka. Jego szanse oceniam na ponad 90 procent. Za Bońkiem przemawia wielka kariera piłkarska, świetny dorobek jako prezesa PZPN. Ostatnie lata to sukcesy sportowe i finansowe. Poza tym Boniek szuka kontaktu z ludźmi i pod tym względem ogromnie się zmienił. Kiedyś Zbyszek przystawał tylko z tymi najważniejszymi. Skłonienie go na wizytę na jubileuszu małego klubu, czy gdzieś w głęboki teren nie było proste. Już od ładnych paru lat to inny Boniek, który doskonale czuje się na takich imprezach regionalnych. Bardzo popiera piłkę amatorską, którą kiedyś uważał za mniej ważną. Teraz to dawny Boniek ze wszystkimi zaletami, ale również i nowy Boniek, który zżył się z tym futbolem u podstaw, amatorskim, młodzieżowym, dziecięcym.