W poniedziałek rozpoczął się trzeci wielkoszlemowy turniej w 2022 roku - Wimbledon. W dotychczasowych 134 edycjach tenisowego Wimbledonu nie brakowało nie tylko wydarzeń historycznych i przełomowych, ale niecodziennych czy wywołujących uśmiech.
Patrycia Stewart, porzucona przez partnera tuż przed turniejem w 1961 roku - grała z wyhaftowanym na spódniczce numerem swego telefonu. Fotoreporterzy nie przeoczyli tej "reklamy" i zrobiło się o tym głośno. Kilka tygodni po Wimbledonie Amerykanka poślubiła krykiecistę Johna Edricha.
Prawdopodobnie był jednym z wielu kandydatów na męża, który ośmielił się zadzwonić pod wskazany numer.
Biorąc pod uwagę nagrody pieniężne, które należą się przegranym w pierwszej rundzie, trzeba być uzależnionym fanem futbolu, by zrobić to, co włoski tenisista Nicola Pietrangeli w 1970 r.
Po obejrzeniu niewiarygodnego zwycięstwa Italii w półfinale mistrzostw świata z RFN (4:3 z dogrywką) postawił zrezygnować z udziału w turnieju wimbledońskim, a miał grać w 1. rundzie z Dennisem Ralstonem, i pozostał w Meksyku, by oglądać finał, nota bene przegrany przez Włochów z Brazylią (1:4).
W 1973 roku miał miejsce masowy bojkot imprezy. Na znak solidarności z Nikolą "Nikim" Pilicem, ukaranym przez ITF za odmowę gry w Pucharze Davisa, 81 zawodników nie zjawiło się w Londynie. Powstał niesłychany chaos. Organizatorzy w panice poszukiwali chętnych do gry na swoich trawnikach.
W gronie namawianych znalazł się 39-letni tenisowy "emeryt" Nicola Pietrangeli, goszczący w stolicy Zjednoczonego Królestwa w sprawach biznesowych. Nie miał co prawda swojego sprzętu, ale rakietę pożyczył od Ilie Nastasego. W ten sposób zagrał po raz 19. w Wimbledonie i dorobił nieco do emerytury, choć przegrał w 1. rundzie z Australijczykiem Simpsonem.
W 1964 r. Abe Segal i Clark Graebner musieli przerwać swój mecz w końcowej fazie z powodu "braku oznak życia" ze strony sędzi liniowej - Dorothy Cavis-Brown. Tym razem znakomita sędzia główna pełniła swe obowiązki "na linii" i coraz bardziej chyliła głowę ku kortowi. Widząc to w decydującej fazie meczu Segal podszedł do niej, by sprawdzić, czy "żyje" i oczekując, że krzyknie aut, oceniając wolej Graebnera.
"Wiem, że moja gra jest nudna, ale nie w tym momencie" - powiedział do wyraźnie osłabionej sędzi. Po tym incydencie, uwiecznionym i rozpowszechnionym przez fotoreporterów, zabroniono pani Cavis-Brown przysypiać na krzesełku sędziego liniowego.
Gdy w 1981 r., na trzy tygodnie przed ślubem z księciem Walii Karolem, panna Diana Spencer opuszczała lożę królewską w połowie meczu półfinałowego Johna McEnroe, nie uszło to uwadze reporterów. Być może wezwały ją inne ważne obowiązki narzeczonej następcy tronu, ale zinterpretowano to jako dezaprobatę dla zachowania Amerykanina na korcie.
McEnroe wrzeszczał i gestykulował, krzyczał na wszystkich i wszystko. Robił to tak często - obliczono, że aż 17 razy - iż sędzia główny turnieju George Grime nazwał niesfornego tenisistę "hańbą ludzkości".
"Nie mogę grać przeciwko takiemu szczęściarzowi" - powiedział rumuński tenisista i... pianista Nicolae Mishu opuszczając kort centralny w 1924 r. przy stanie 6:2, 6:3, 3:1 w meczu z Ivie Richardsonem. Znany z gwałtownego usposobienia Mishu nie mógł ścierpieć szczęścia u swego przeciwnika, który wiele razy trafiał piłką w samą linię. Opuszczał plac gry, pozostawiając nawet swój sprzęt u stóp stanowiska sędziego głównego. Po ochłonięciu, w geście przeprosin, przysłał swemu konkurentowi... pudełko cygar.
Mimo utraty lewego ramienia w czasie I wojny światowej Austriak Hans Redl zdołał przebrnąć trzy rundy i dotrwać do drugiego tygodnia rozgrywek turnieju wimbledońskiego w 1947 r. Ze względu na jego ułomność pozwalano mu na dwukrotne uderzenie piłki przy serwisie. Zawodnik wzbudzał uznanie obserwatorów i ekspertów także za klasyczny jednoręczny bekhend.
W 1979 r. Laura Siegel pokazała się na korcie z dekoltem na plecach. W 1985 r. Anna White grała w jednoczęściowym kostiumie. Między tymi wydarzeniami sytuuje się Trey Waltke.
W 1983 r. Amerykanin zjawił się na wimbledońskim turnieju w staromodnym stroju, złożonym z flanelowej koszulki i spodenek, tym razem nie wywołał skandalu. To nawiązanie do epoki wielkiego Gatsby'ego miało praktyczny cel, bowiem chciał zwrócić uwagę na swoją sytuację materialną. Poszukiwał hojnego sponsora i powiodło mu się. Znalazł upragnionego "mecenasa" i kupił bardziej modny strój.
Obecnie w Wimbledonie gra się o grube pieniądze. Dawniej tak dobrze nie było. Zwycięzca mógł wrócić do domu z wazonem lub parą kapci. Jednak trudno sobie dziś wyobrazić, by ktoś zdał się na los, czyli rzut monetą. Tak działo się w 1904 r., gdy w półfinale obaj przeciwnicy Frank Riseley i Sydney Smith mieli po dwa wygrane sety. Postanowili oszczędzać siły na zaplanowane na następny dzień finały singla oraz debla i wyłonić zwycięzcę... rzutem monetą.
W tym losowaniu powiodło się Riseleyowi. Sprytny pomysł nie opłacił się. Riseley przegrał oba finały, mając za partnera przegranego Smitha. Lepsi od nich okazali się słynni francuscy bracia Doherty.
John McEnroe obiecał zdjąć spodenki, gdyby Amerykanin Michael Chang dotarł do finału turnieju wimbledońskiego w 1989 r. Przed turniejem na trawie amerykański nastolatek wygrał w Paryżu French Open. Pod wrażeniem jego wyczynu McEnroe powiedział, że jeśli Chang powtórzy sukces w Londynie, zdejmie spodenki na korcie centralnym.
Po przegranej Changa w 1/8 finału z Timem Mayotte, brytyjskie gazety zamieściły fotomontaż ukazujący gwiazdę kortu z opuszczonymi spodenkami i dodały komentarz: "Oto czego uniknąłeś". Niektórzy obserwatorzy turnieju do dziś żałują, że Chang nie awansował do finału, a tym bardziej nie wygrał go.