Real Madryt zremisował z Manchesterem United 1:1 w pierwszym meczu 1/8 finału piłkarskiej Ligi Mistrzów. Obie bramki padły w pierwszej połowie spotkania.
Dla piłkarzy Realu Madryt ten dwumecz ma kolosalne znaczenie. Liga Mistrzów to ostatnia szansa, by uratować fatalny sezon. Awans do kolejnej fazy byłby też prztyczkiem w nos dla tych, którzy po serii doniesień o kłótniach z Jose Mourinho wieszczyli powolny upadek jego wielkiej drużyny.
Od pierwszych minut spotkania zespół z Madrytu sprawiał wrażenie, jakby rozgrywał mecz o śmierć i życie. W 6. minucie niewiele zabrakło, by fani na Santiago Bernabeu cieszyli się z pierwszego gola, ale Coentrao trafił w słupek. Manchester głównie się bronił, ale "Czerwone Diabły" udowodniły też, że potrafią ukąsić z ukrycia. W 20. minucie po dośrodkowaniu z narożnika boiska najwyżej do piłki zagranej przez Rooneya wyskoczył Welbeck i strzałem głową dał prowadzenie Manchesterowi. Wybuchu radości musiał pozazdrościć mu Ronaldo, bo niespełna dziesięć minut później Portugalczyk wykorzystał dośrodkowanie Oezila i w bardzo podobnej sytuacji z łatwością pokonał de Geę.
Drugą połowę meczu zespoły rozpoczęły bez żadnych zmian, udało im się też utrzymać dobre tempo. Choć chwilę po powrocie na boisko świetnie interweniował bramkarz "Królewskich" Lopez, ale już kolejne minuty należały do gospodarzy. Dużej i głośnej grupie angielskich fanów zrobiło się gorąco w 62. minucie, gdy zamykający akcję Coentrao uderzył piłkę z wślizgu, a akrobatycznymi umiejętnościami w bramce popisał się de Gea.
10 minut później fani "Czerwonych Diabłów" znów wstali z miejsc, ale tym razem to ich ulubieńcy groźnie zaatakowali. Rywali dwukrotnie postraszył van Persie, który najpierw z najbliższej odległości po rękach Lopeza trafił w poprzeczkę, a chwilę później piłkę po jego strzale z linii bramkowej wybił Alonso.
Obie ekipy do końca meczu licytowały się na groźne sytuacje. Choć Realowi szczególnie zależało na tym, by tego meczu nie zremisować, to w Madrycie nie poznaliśmy zwycięzcy.