Biało-czerwoni siatkarze pokonali w Tokio Japończyków 3:0 (25:22, 25:16, 25:23) w kolejnym meczu turnieju interkontynentalnego, który jest ostatnią szansą kwalifikacji na Igrzyska Olimpijskie w Rio. To pierwsze trzysetowe zwycięstwo Polaków na turnieju.
Zgodnie z przewidywaniami Japończycy wyszli na mecz z mocnym postanowieniem sprawienia niespodzianki. Wspierani przez pełne trybuny chcieli zaskoczyć Polaków, ale i my mieliśmy podobny plan. Początkowo co prawda Azjaci nieco nas zaskoczyli, jednak szybko opanowaliśmy sytuację i już na pierwszą przerwę techniczną zeszliśmy z jednopunktowym prowadzeniem. Później było już tylko lepiej. Świetnie funkcjonował nasz blok, dodatkowo Japończycy psuli własne zagrywki. Mieliśmy już 6 punktów przewagi, a późniejsze błędy skorygował trener Stephane Antiga podczas przerwy na żądanie. Ostatecznie seta wygraliśmy dość łatwo 25:22.
W drugiej partii scenariusz był podobny. Najpierw to Japończycy odskoczyli na kilka "oczek", bo potem seryjnie popełniać błędy. W efekcie zrobiło się już 16:10, ale zamiast spokojnej końcówki mieliśmy odrobinę "nerwówki". Po drugiej przerwie technicznej to biało-czerwoni zaczęli się mylić. W ataku nie spisali się Mateusz Mika i Bartosz Kurek. Japończycy zmniejszyli stratę do dwóch punktów. To były jednak ostatnie podrygi rywali w drugim secie. Polacy zdołali bowiem zdobyć 6 punktów z rzędu, a z wyniki 22:14 Azjaci nie byli już w stanie się odbić. Tym razem zwyciężyliśmy 25:16.
Wysoka porażka wpłynęła mobilizująco na morale Japończyków, bo w trzeciej partii zawiesili nam poprzeczkę naprawdę wysoko. To był najlepszy fragment meczu w wykonaniu naszych rywali. Polacy prowadzi co prawda w końcówce seta 22:18, ale Japończycy zdołali odrobić straty. W nerwowej końcówce zaprocentowało doświadczenie naszej reprezentacji. Mecz zakończył dobrym atakiem Kurek.
Po trzech meczach Polacy mają na koniec 7 punktów. Tyle samo co Francuzi. Jutro rano drużyna Stephana Antigi zagra z Chinami, którzy zgromadzili już 6 punktów dzięki zwycięstwom nad Japonią i Wenezuelą.
(mal)