Pracujący od miesiąca w Lechu Poznań trener Nenad Bjelica jest mile zaskoczony profesjonalizmem polskiej ligi. "Jestem pod wrażeniem frekwencji na stadionach i zainteresowaniem piłką ze strony mediów" - powiedział.

REKLAMA

Chorwacki szkoleniowiec, który miesiąc temu w Lechu zastąpił Jana Urbana, przyznał, że bardzo pozytywnie odbiera to, co dzieje się wokół polskiej piłki. Jak podkreślił, liga w Polsce cieszy się zdecydowanie większym zainteresowaniem niż w Austrii, gdzie grał i pracował jako trener przez wiele lat.

Jestem mile zaskoczony frekwencją na polskich stadionach. Pierwszy mecz, który poprowadziłem w Poznaniu (z Pogonią Szczecin) obejrzało 17 tysięcy kibiców. W Gdańsku było ich ponad 20 tysięcy, a w niedzielę z Arką Gdynia - prawie 40 tysięcy. Mogę powiedzieć, że gdy pracowałem w Austrii, to pięć ostatnich moich meczów obejrzało mniej osób, niż było w niedzielę na stadionie w Poznaniu. Widzę też duże zainteresowanie ze strony mediów, wszystkie mecze są transmitowane w telewizji, jest w tym wszystkim dużo profesjonalizmu - mówił Bjelica na konferencji prasowej.

Opiekun "Kolejorza" podczas spotkań z mediami posługuje się językiem niemieckim, ale już wcześniej zapowiadał, że będzie się uczył polskiego i w przyszłości chce nim się komunikować podczas konferencji.

Bilans chorwackiego trenera to cztery punkty w lidze plus awans do ćwierćfinału Pucharu Polski. Ostatni jednak występ lechitów przeciwko Arce (0:0) rozczarował. Skuteczność to wciąż duży mankament w grze poznańskiego zespołu, który w 10 meczach zdobył dziewięć goli. Pod tym względem tylko dwie ekipy - Wisła Kraków i Piast Gliwice są gorsze. Bjelica pytany o to, jaki ma pomysł na poprawę gry w ofensywie, odparł: Nie uważam, że źle gramy w ofensywie, bo w czterech meczach, które prowadziłem, drużyna zdobyła siedem bramek. Natomiast prawdą jest, że łatwiej uczyć zespół gry w defensywie niż w obronie. Przeciwko tak defensywnie ustawionym zespołom jak Arka musimy grać po prostu inaczej. Nie chcę szukać alibi, ale Arka w Pucharze Polski grała niemal zupełnie innym składem. My natomiast z Chorzowa wróciliśmy w czwartek nad ranem i w końcówce meczu brakowało świeżości.

APA