Kolumbijczyk Darvin Atapuma (Columbia) wygrał w Bukowinie Tatrzańskiej szósty etap kolarskiego wyścigu Tour de Pologne. Drugi na mecie Francuz Christophe Riblon (AG2R) został nowym liderem. Rafał Majka (Saxo-Tinkoff) spadł na trzecie miejsce.
Dwa kilometry przed metą Riblon doścignął ostatniego uczestnika długiej ucieczki Atapumę i z całych sił walczył o powiększenie przewagi nad grupką pościgową. Skorzystał z tego Kolumbijczyk, który miał chwilę oddechu, jadąc "na kole" Francuza, i na finiszu nie dał mu szans.
Z 22-sekundową stratą do zwycięzcy dojechała do mety niewielka grupka z poobijanym po wypadku Rafałem Majką i z dotychczasowym liderem wyścigu Hiszpanem Jonem Izagirre.
W klasyfikacji generalnej Riblon, który był bliski drugiego etapowego sukcesu (w niedzielę triumfował na Passo Pordoi), wyprzedza o 19 sekund Izagirre oraz o 20 Majkę. Czwarty zawodnik - Kolumbijczyk Sergio Henao traci do Francuza 24 sekundy, a piąty - Holender Pieter Weening - 27. Nie jest więc to przewaga, która już gwarantuje kolarzowi z Tremblay-en-France zwycięstwo w wyścigu, ale na pewno zawodnik ekipy AG2R zyskał solidną zaliczkę.
Szósty etap Tour de Pologne miał szczególną oprawę - przy blisko 40-kilometrowej pętli wokół Bukowiny Tatrzańskiej, pokonywanej przez kolarzy pięciokrotnie, dopingowało ich tysiące widzów. Sporą część stanowili zawodnicy w strojach kolarskich, różnego wieku i płci, którzy startowali przed południem w rywalizacji amatorów. Wzięli w niej udział m.in. dyrektor wyścigu Czesław Lang i Ryszard Szurkowski.
Najwięcej kibiców i fanklubów kolarzy zebrało się w samej Bukowinie oraz w Gliczarowie Górnym, przy bardzo stromej i wąskiej dróżce, stanowiącej najtrudniejszy fragment trasy. Na krótkim odcinku kąt nachylenia dochodził tam do 21,5 stopnia, a cała wspinaczka liczyła 5,5 km. Korzystając z pięknej pogody, wielu fanów urządziło sobie wzdłuż podjazdów pikniki i grille.
Pierwsza faza etapu ułożyła się po myśli Tomasza Marczyńskiego, który uczestnicząc w ucieczce wygrywał na zmianę z Bartoszem Huzarskim premie górskie w Zębie oraz w Gliczarowie i zapewnił sobie zwycięstwo w tej klasyfikacji (i nagrodę 15 tys. złotych), powtarzając ubiegłoroczny sukces.
Po przejechaniu 30 kilometrów dwie uciekające od pewnego czasu grupki połączyły się, tworząc 32-osobową czołówkę. Oprócz Marczyńskiego i Huzarskiego, jechali w niej m.in. Sylwester Szmyd i Michał Gołaś, późniejszy bohater etapu Atapuma i jeden kolarz ze ścisłej czołówki klasyfikacji generalnej, Chorwat Robert Kiserlovski.
Peleton nie mógł zlekceważyć tak poważnej akcji. Na jego czele pojawili się pomocnicy Izagirre z baskijskiej ekipy Euskaltel-Euskadi oraz Majki z duńskiego zespołu Saxo-Tinkoff, dyktując mocniejsze tempo. Przewaga uciekających nie przekroczyła 3.15 min.
Dużo radości dał fanom Huzarski, decydując się na solową ucieczkę. Po pewnym czasie dogonił go Szmyd i przez wiele kilometrów wyścig prowadziło dwóch Polaków.
Po ich doścignięciu powstała nowa, początkowo kilkunastoosobowa, a z czasem topniejąca czołówka, w której utrzymał się jeden polski kolarz - Gołaś. W końcu na czele zostali tylko Atapuma i Rosjanin Siergiej Czerniecki.
Na ostatnim podjeździe pod Gliczarów z niewielkiej, jadącej 50 sekund za dwójką prowadzących, grupki lidera wyścigu zaatakował Riblon, natomiast 6 km przed metą wypadek miał Majka i musiał odrabiać straty. To pokrzyżowało plany Polaka, który zamierzał walczyć nie tylko o odzyskanie żółtej koszulki, ale i powiększenie przewagi nad rywalami w klasyfikacji generalnej. Udało mu się dogonić Izagirre, Henao i innych, ale o indywidualnym ataku nie było już mowy.
70. Tour de Pologne zakończy się w sobotę jazdą indywidualną na czas z Wieliczki do Krakowa (37 km). Przed tą próbą szanse na zwycięstwo zachowało kilku kolarzy. Teoretycznie w tym gronie znajduje się znający doskonale te okolice, pochodzący z podkrakowskich Zegartowic Majka, ale nie jest uważany za specjalistę w tej konkurencji.
Triumfatowa wyścigu poznamy około godz. 18.30.