Niemiec John Degenkolb z ekipy Trek wygrał w Roubaix dziewiąty etap wyścigu kolarskiego Tour de France. Żółtą koszulkę lidera zachował drugi na mecie Belg Greg van Avermaet (BMC), który finiszował przed mistrzem swego kraju Yvesem Lampaertsem (Quick-Step).
Na mecie w Roubaix, nieopodal słynnego welodromu, finiszowała właśnie ta trójka kolarzy. Degenkolb, który szósty raz startuje w Tour de France i sześciokrotnie zajmował drugie miejsca na etapach, wreszcie doczekał się zwycięstwa.
Drugą grupę podzielonej stawki kolarzy, z 19-sekundową stratą, przyprowadził na metę Belg Philippe Gilbert (Quick-Step), przed liderem klasyfikacji punktowej Słowakiem Peterem Saganem (Bora-Hansgrohe).
W trzeciej, zasadniczej grupie, ze stratą 27 sekund, wraz z innymi faworytami przyjechał na metę Rafał Majka (Bora-Hansgrohe), sklasyfikowany na 30. miejscu. Najlepszy z Polaków w "Wielkiej Pętli" awansował na szóste miejsce w klasyfikacji generalnej. Do lidera traci 1.32.
Van Avermaet powiększył przewagę w klasyfikacji generalnej nad wiceliderem Brytyjczykiem Geraintem Thomasem (Sky) do 43 sekund.
Niedzielny etap z Arras Citadelle do Roubaix (156,5 km) był stosunkowo krótki, ale kluczowy w pierwszej fazie imprezy. W końcowym fragmencie prowadził w dużej części po bruku, drogami znanymi ze słynnego Paryż-Roubaix. Kraksy i defekty nie oszczędzały zawodników, w tym faworytów wyścigu. Po upadku i urazie obojczyka już na początku ścigania wycofał się m.in. Australijczyk Richie Porte (BMC), zajmujący dziesiąte miejsce w klasyfikacji generalnej.
Kraksy mieli także m.in. Chris Froome, Francuz Romain Bardet i Hiszpan Mikel Landa. Miejsca w czołowej dziesiątce stracili Amerykanin Tejay van Garderen i Kolumbijczyk Rigoberto Uran.
To był dla mnie cięższy etap niż pokonywanie 6 tys. metrów przewyższenia. Byłem tak zmęczony, ale powiedziałem sobie, że nie odpuszczę. Raz się przewróciłem, ale ekipa czekała na mnie, robiła co mogła. Drugi raz sam się wywaliłem na zakręcie, za szybko w wszedłem w niego. Jestem trochę poobcierany, ale - jak u kolarza - wszystko przejdzie. Cieszę się, że przyjechałem w pierwszej grupie. Dużo liderów dziś "strzeliło". Chociaż i ja na przedostatnim odcinku bruku, myślałem, że nie wytrzymam. Ciężko było, ale pomyślałem: "muszę to przejechać dla chłopaków". Teraz musi już iść tylko od przodu - powiedział Majka na mecie w rozmowie z reporterem Eurosportu.
We wtorek etapem z Annecy do Le Grand-Bornand rozpoczyna się górska część ścigania po alpejskich drogach.
Teraz trzeba przygotować siły. Trochę mnie boli bark, jestem poobcierany, ale poza tym wszystko ok. Nie spodziewałem się, że pierwsze dziewięć dni wyścigu będzie tak ciężkie, a mówiono, że to płaskie etapy. Tour de France to jest naprawdę "rzeźnia". Proszę kibiców, by trzymali za mnie kciuki - dodał Majka.
(ł)