Tydzień po zakończeniu kariery dwukrotny mistrz olimpijski w pchnięciu kulą Tomasz Majewski przedstawił swoją kandydaturę na prezesa Warszawsko-Mazowieckiego Związku Lekkiej Atletyki. „Jeśli wygram, to moim priorytetem będzie żebranie o pieniądze” - podkreślił.

REKLAMA

Nie przychodzę z gotowymi rozwiązaniami problemów, jakie trapią królową sportu, ani z workiem pieniędzy, ale mam nadzieję, że moje nazwisko ułatwi szukanie źródeł finansowania - powiedział.

Podczas niedzielnego spotkania z przedstawicielami mazowieckich klubów rekordzista Polski zaznaczył, że choć nie obiecuje uruchomienia "lawiny pieniędzy dla sportu" to deklaruje pełne zaangażowanie.

Jestem przyzwyczajony do ciężkiej pracy i jeśli mam być prezesem, to takim prawdziwym, który nie zbija bąków w biurze, jest aktywny i potrzebny, służy radą, a przede wszystkim pomaga klubom w szukaniu finansowania ich działalności. Wiem, że trzeba będzie pukać do wielu drzwi - podkreślił.

W jego opinii sport na Mazowszu był przez ostatnie lata traktowany "po macoszemu" i niewiele wskazuje, by zaszły jakieś zmiany w tym aspekcie. Wśród problemów Majewski wymienił m.in. upadek stadionu Skry.

Afera reprywatyzacyjna wskazuje raczej, że iskra Skry zgasła, ale trzeba walczyć. Naszemu środowisku marzyłaby się organizacja lekkoatletycznych mistrzostw Europy, a póki co dwumilionowa stolica nie ma stadionu, na którym można rozegrać czempionat kraju - opowiadał.

Wicemistrz świata z 2009 roku nie podał na spotkaniu nazwiska ewentualnego kontrkandydata.

30 września odbędą się wybory. Jeśli zostanę prezesem, to kilka tygodni później zechcę się ubiegać o wejście do zarządu PZLA. Jednak nie mogę zakładać, że wygram. W sporcie jest prosta, ale czasem wywrotna demokracja - komentował.

Dodał, że jeżeli nie obejmie stanowiska szefa WMOZLA, to wciąż będzie chciał promować swoją dyscyplinę. Dalej będę działał na rzecz rozwoju lekkoatletyki. Ja nie mam przymusu pracy, mogę aktualnie robić to, co lubię, a że kocham ten sport, to wciąż będę chodził po szkołach, zachęcał dzieciaki do aktywności i szukał wśród nich talentów - mówił.

Pytany o opinię w temacie rzekomej obecności niedozwolonej higenaminy w organizmie Konrada Bukowieckiego, Majewski ocenił, że należy poczekać na wyjaśnienie sprawy, ale substancja, występująca w niektórych odżywkach i diecie "to śmiech na sali".

Jeżeli rzeczywiście Konradowi przytrafiła się jedna z zanieczyszczonych odżywek, choć to przykre, to zgodnie z przepisami zawodnik ponosi całkowitą odpowiedzialność za to, co jest w jego organizmie. Jednak doping dopingowi nierówny i podejrzewam, że w przypadku higenaminy kara nie powinna być surowa, a Konrad jest przyszłością polskiego sportu, więc mam nadzieję, że wynik badań będzie dla niego korzystny - powiedział.

Czterokrotny uczestnik igrzysk olimpijskich zwrócił uwagę, że problem z odżywkami jest niebagatelny. Jedna czwarta tych dostępnych na rynku jest zanieczyszczona. Sportowiec musi bardzo uważać na to, co je i jaką suplementację stosuje - tłumaczył.

Majewski 5 września ostatnim startem w Zagrzebiu zakończył po 20 latach zawodniczą karierę.

(mal)