"Nie mam jeszcze oficjalnej informacji, jaka była przyczyna śmierci ojca. Prawdopodobnie było to zatrzymanie akcji serca. Ale to wewnętrzne sprawy rodziny i niech tak zostanie" - oświadczył syn Jerzego Kuleja, Waldemar. Legendarny polski pięściarz zmarł w piątek późnym popołudniem w Szpitalu Bródnowskim w Warszawie. Miał 71 lat.
Jak mówił, wiadomość o śmierci ojca była dla niego zaskoczeniem. Niestety, zobaczyłem tatę, jak już nie żył. Wcześniej rozmawiałem z nim około dwóch tygodni temu, jak był w szpitalu na Banacha, z którego wypisał się na własne życzenie. Wrócił do swego domu, gdzie przebywał pod troskliwą opieką życiowej partnerki, Alicji. W piątek ojciec poczuł się nagle źle i karetka zabrała go do szpitala - wyjaśnił.
Jerzy Kulej zmarł w Mazowieckim Szpitalu Bródnowskim w Warszawie. W październiku skończyłby 72 lata.
O jego kłopotach ze zdrowiem głośno było pod koniec ubiegłego roku. W grudniu podczas benefisu Daniela Olbrychskiego wybitny przed laty sportowiec doznał rozległego zawału. Późnej przechodził codzienną, żmudną rehabilitację, pracował z fizjoterapeutą i logopedą. Wszystko zdawało się iść w dobrym kierunku. Zimą Kulej pojawił się na Balu Mistrzów Sportu Warszawy, uczestniczył też w wielu innych imprezach. Był nawet na Pikniku Olimpijskim w Warszawie 26 maja.
Jerzy Kulej był najbardziej utytułowanym polskim pięściarzem amatorskim. Stoczył w karierze 348 walk - 317 z nich wygrał, sześć zremisował, 25 przegrał. W dorobku miał dwa złote medale igrzysk olimpijskich (Tokio 1964 i Meksyk 1968), tytuły mistrza (1963, 1965) i wicemistrza Europy (1967) oraz osiem tytułów mistrza kraju (1961-1970).
Poza medalami zasłynął powiedzeniem: "Nie ma odpornych na ciosy, są tylko źle trafieni".