Polscy siatkarze rozpoczynają rywalizację w ostatnim turnieju fazy interkontynentalnej Ligi Narodów. Dla podopiecznych Vitala Heynena, to bardzo ważne zawody, bo zależy od nich czy zagramy w finałowej szóstce. Polacy na turnieju w Lipsku zmierzą się z Niemcami, Japonią i Portugalią. O sile tych przeciwników, ale też o postawie naszej kadry w dotychczasowych turniejach, z byłym reprezentantem Polski, a obecnie prezesem ZAKSY Kędzierzy Koźle rozmawiał Wojciech Marczyk z redakcji sportowej RMF FM.
Wojciech Marczyk: Przed nami już ostatni turniej Ligi Narodów, ale dla Polaków bardzo ważny, bo decydujący o awansie do finałowej szóstki.
Sebastian Świderski: Można powiedzieć, że właściwie piątce, bo Stany Zjednoczone są gospodarzami i z urzędu mają udział w finale. To jest bardzo ważny turniej, jeżeli chcemy awansować, dobrze by było wygrać wszystkie spotkania. Co prawda nie mamy gwarancji awansu nawet jak wygramy wszystkie, ale myślę, że ta grupa, która rozgrywa turniej w Brazylii podzieli się punktami i któraś z drużyn straci zwycięstwa, a one najpierw się liczą. Mam nadzieję, że pojedziemy na turniej finałowy do Chicago, bo fajnie by było, żeby Polonia w USA mogła zobaczyć mistrzów świata.
W Lipsku zmierzymy się z Japonią, Niemcami i Portugalią. Który z tych rywali jest najtrudniejszy?
Według mnie, Niemcy. Niemcy u siebie są trudnym rywalem. Patrząc jednak na to jak przeszliśmy poprzedni turniej we Włoszech, to rywalizacja w Lipsku nie powinna być dla nas jakoś wyjątkowa trudna. Myślę, że ten turniej będzie bardziej zależał od naszej głowy i naszego nastawiania, niż przeciwnika.
A z kim najtrudniej może być w finałowej szóstce?
Dla mnie dużym zaskoczeniem, pozytywnym, jest postawa Iranu. Chyba nikt przed rozpoczęciem tego turnieju nie stawiałby na Persów, biorąc pod uwagę zespół Brazylii czy Rosji, czyli drużyny, które grają głównie najlepszymi swoimi zawodnikami. W turnieju finałowym na pewno właśnie Rosja i Brazylia będą bardzo groźne, a i Stany Zjednoczone przed własną publicznością coś będą chciały udowodnić.
Kto panu najbardziej się podobał w tych rotacjach Vitala Heynena, do których nas już przyzwyczaił?
Na pewno postawa Damiana Wojtaszka jest na wielki plus. Dostał więcej możliwości grania i sprawdził się jako pierwszy libero. Na pewno powrót Karola Kłosa trochę uspokoił środek siatki. Na pewno kuleje pozycja atakującego. Generalnie cały czas trwa szukanie. Widać, że atakujący nie są pewni miejsca w szóstce i są bardzo bojaźliwi. Dla mnie też bardzo dużym plusem jest postawa Hubera i Komendy. Komenda wszedł na boisko i grał od razu pierwszym tempem, nie bał się. Widać, że ma facet papiery na duże granie i na pewno na pozycji rozgrywającego mamy tutaj największą dziurę na przestrzeni lat. Myślę, że Komenda będzie takim fajnym uzupełnieniem do tej żelaznej dwójki Łomacz, Drzyzga.
Powołanie na turniej w Lipsku dostał Bartosz Filipiak, który ma szansę debiutu w kadrze. To chyba potwierdza to co pan mówi, że dalej szukamy atakujących?
Na pewno Bartek pokazał w sezonie, że należy mu się chociaż jeden turniej i możliwość pokazania się. Czy będzie w większym wymiarze mógł się sprawdzić? Tego nie wiemy. Patrząc jednak na to, jak rotuje składem Vital Heynen, to mam nadzieję, że Bartek też dostanie swoje 5 minut. Szukanie tej szóstki podstawowej cały czas trwa. Wiadomo, turniej kwalifikacyjny do igrzysk to jest priorytet w tym sezonie i myślę, że dopiero tam zobaczymy podstawowy skład. Jeżeli awansujemy do Final Six, to chyba nawet jeszcze Vital nie wie, jaki skład tam pojedzie. Czy w Chicago pojawi się pierwszy skład i trener potraktuje to jako przygotowania do turnieju w Gdańsku czy raczej pojadą tam zawodnicy teoretycznie rezerwowymi. Wiele jest znaków zapytania. Najważniejsze jest jednak to, że mamy z czego wybierać. Wiele reprezentacji nam zazdrości, że mamy taki dobrobyt i to już nie jest 14 czy 15, ale 30 chłopaków, którzy walczą o miejsce w kadrze, ogrywają się i nabywają doświadczenia. To pokazuje też, że szkolenie młodzieży idzie w dobrym kierunku.
Wraca do kadry też Mateusz Bieniek, to próba uspokojenia środka siatki?
Myślę, że tak. Widać było męczarnie Grześka Łomacza, ze swoimi środkowymi klubowymi. Na pewno od Kochanowskiego oczekujemy dużo więcej jeżeli chodzi o atak. Tak samo Karol Kłos w jednym meczu zagrał słabo, w drugim bardzo dobrze. Ale oni również nie mogli się z Grześkiem znaleźć, więc to chyba taki zabieg, żeby uzupełnić i wzmocnić tę pozycję, bo jak widać też tutaj są dosyć duże wahania formy.
Wspominał pan, że najtrudniejszym rywalem w Lipsku będą Niemcy. Pierwszy mecz gramy jednak z Japończykami czy to jest rywal mogący nam jakoś zagrozić?
Tak jak powiedziałem: To jest taki turniej, gdzie to my będziemy swoim największym wrogiem . Czy to będzie Japonia czy jakakolwiek inna drużyna, to my w tym turnieju musimy grać swoje. Realizować założenia taktyczne trenera i jeżeli to będzie spełnione, to nie musimy się obawiać i patrzeć bojaźliwie na przeciwników.
Z postawy swoich zawodników jest Pan zadowolony?
Myślę, że tak. Sam trener Heynen powiedział, że są bardzo dobrze przygotowani fizycznie i tutaj wielkie brawa dla naszego sztabu trenerskiego za przygotowanie ich do tej reprezentacji. Falują też jednak nasi zawodnicy. Chociażby Olek Śliwka. Turniej zaczął słabo, później nagle końcówkę sam ciągnął i kończył bardzo ważne piłki. W kolejnym meczu zagrał trochę gorzej, później dużo lepiej. Widać, że takie skoki zdarzają się, ale w takim okresie gdzie treningu jest bardzo mało, a właściwie wcale to jest normalna rzecz. Niestety, taka jest formuła tych rozgrywek. Trzy spotkania... co weekend gdzie indziej. Trzeba do tego doliczyć przeloty, przejazdy i tylko chwilę na odpoczynek, to więc nie powinno dziwić. Ja jestem zadowolony. Chłopaki się rozwijają i dla nas jako ZAKSY Kędzierzyn-Koźle to jest bardzo ważne.