Niemiec Stefan Schumacher wygrał w Karpaczu szósty etap 63. Tour de Pologne i zdobył żółtą koszulkę lidera. Drugie miejsce zajął jego rodak i kolega z ekipy Gerolsteiner - Fabian Wegmann, a trzeci był Australijczyk Cadel Evans. Bardzo dobrze pojechał Marek Rutkiewicz, finiszując na piątym miejscu.
Trasa ze Szczawna Zdroju do Karpacza liczyła 162 km. To był jak dotychczas najtrudniejszy etap tegorocznego touru. Zawodnicy rywalizowali na pięciu premiach górskich i jednej premii lotnej. Wszystkie wyznaczono w Karpaczu Górnym.
Od początku zawodnicy wykazywali dużą aktywność, co chwilę ktoś uciekał z peletonu. Między innymi na samotną akcję zdecydował Przemysław Niemiec z Miche.
Na 35 kilometrze zaatakował Joos Posthuma, którego później dogonili Sylwain Chavanel (Cofidis), Marco Pinotti (Saunier Duval) i Giuseppe Di Grande z Miche. Ta czwórka bardzo długo jechała z przodu, mając kilkuminutową przewagę nad główną grupą.
Ponad 100 km dalej na czele była 45-osobowa grupa, z której wyłonili się późniejsi triumfatorzy. Mocno pracowała grupa Gerolsteiner, mająca dwóch zawodników z przodu. Kolarze pojawiali się na mecie pojedynczo lub małych grupkach.
Najlepszy góralem po szóstym etapie został Holender Posthuma, który wygrał trzy premie górskie, a raz był drugi.
Dodajmy, że w dzisiejszym etapie wzięło udział 147 zawodników, na starcie nie stanęło sześciu kolarzy, a wśród nich znakomity Hiszpan Juan Antonio Flecha.
Podczas sportowych zmagań nie sposób było ominąć tzw. "trójkąta bermudzkiego Karpacza". W mieście na ulicy Strażackiej, w miejscu oznakowanym specjalna tablicą samochody zachowują się wbrew prawom grawitacji. Wszystkie metalowe przedmioty „wciągane” są do góry, a plastikowe i inne zachowują się zgodnie z regułami fizyki. Doświadczyła tego reporterka RMF FM Barbara Zielińska. Posłuchaj jej relacji:
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Obserwowane w Karpaczu zjawisko nie ma jednego prostego naukowego wyjaśnienia. Wiadomo na pewno, że nie wszędzie na ziemi grawitacja, czyli przyciąganie ziemskie, ma taką samą siłę. W Polsce - podobne zjawisko jak w Karpaczu - obserwować można na górze Żar koło Żywca, a na świecie – np. we Włoszech, w miejscowości Rocca di Papa, kilkadziesiąt kilometrów na południe od Rzymu.