"Na wtorkowej porannej odprawie przed meczem z Anglią kwestia zamknięcia dachu na Stadionie Narodowym nie została w ogóle poruszona" - zdradza w rozmowie z reporterem RMF FM Maciejem Jermakowem dyrektor reprezentacji Polski ds. kontaktów z mediami Tomasz Rząsa. Podkreśla, że nasi kadrowicze do końca walczyli o rozegranie meczu w zaplanowanym terminie. "Najważniejsi byli kibice, którzy przyjechali nas mocno dopingować. Anglicy o tym wiedzieli, mówili w kuluarach, że najbardziej obawiają się dopingu naszych kibiców" - ujawnia.
Tomasz Rząsa: Z tego, co widzieliśmy, zawodnicy angielscy, oprócz bramkarzy, praktycznie nie wyszli w ogóle na rozgrzewkę, przeczuwając, co się święci. Myśmy troszeczkę pobiegali, zmokliśmy mocno, no i później - gdy wydawało się, że sędzia najprawdopodobniej zdecyduje, aby odłożyć decyzję o odwołaniu meczu do godzin późniejszych - wróciliśmy do szatni. Tam zawodnicy przebrali się, bo byli cali mokrzy, i w spokoju, lekko się ruszając, rozgrzewając, oczekiwali na decyzję.
Cały czas chcieliście grać? Dochodziły głosy, że Anglicy nie chcieli grać, ale polscy reprezentanci byli w tych warunkach gotowi do wyjścia na boisko.
Było widać, że murawa praktycznie nie nadaje się do rozgrywania meczu. Anglicy, rozmawiając z przedstawicielem FIFA, mówili przede wszystkim o zdrowiu zawodników, natomiast my poruszaliśmy kwestię naszych kibiców, bo to było w tym momencie dla nas najważniejsze. To byli kibice z całej Polski, którzy ponieśli olbrzymie koszty i przyjechali po to, by nas mocno wspierać, mocno dopingować. O tym oczywiście Anglicy wiedzieli, mówili nawet w kuluarach, że najbardziej obawiają się naszych kibiców, że ten doping, który kibice pokazali podczas Euro 2012, powtórzy się i znowu ci kibice będą naszym dwunastym zawodnikiem i nam pomogą w tym bardzo trudnym meczu. Oni wiedzieli, że jeśli według przepisów mecz zostanie przełożony na dzień dzisiejszy, to te wszystkie kwestie biletów, organizacji spowodują, że ten doping może już nie być taki, jaki byłby wczoraj.
Czy polscy piłkarze rozmawiali z angielskimi o całej sytuacji, czy raczej każdy przebywał w swojej szatni i w swoim gronie?
Raczej w swoim gronie. Anglicy nie wyszli praktycznie z szatni, zamknęli się. Natomiast miedzy przedstawicielami federacji oczywiście dochodziło cały czas do rozmów, do wymiany argumentów.
Były ostre wymiany zdań?
Anglicy to dżentelmeni, my również staraliśmy się używać mądrych argumentów.
Jak wyglądały reakcje piłkarzy po tej ostatecznej decyzji, że nie zagrają? Jak wyglądały rozmowy w autokarze, po powrocie do hotelu? Byli przecież naładowani energią, a nagle to wszystko "siadło".
To jest bardzo trudna sytuacja, chyba pierwszy raz się z taką spotkaliśmy. Ja też grałem wiele lat w piłkę i nie przypominam sobie, żeby taka sytuacja się wydarzyła. To jest tak, że po tych 10 dniach ciężkich przygotowań do tego jednego spotkania, jest doskonałe przygotowanie fizyczne, ale i naładowanie emocjonalne, psychiczne. W takiej sytuacji to nagle ucieka i zaczyna się duży problem. Okazuje się, że za parę godzin znowu trzeba z takim samym nastawieniem wyjść na murawę - wydaje się to praktycznie niemożliwe. Na szczęście podobna sytuacja jest u Anglików.
Piłkarze rozmawiali o tej sytuacji, zastanawiali się, dlaczego do niej doszło? Ostre słowa musiały chyba paść.
Nie wiem do końca, o czym zawodnicy rozmawiają w pokojach czy między sobą przy kolacji. Natomiast jako reprezentacja naprawdę nie szukamy winnych, bo nie od tego jesteśmy. Jesteśmy do spraw sportowych i mamy się dobrze zaprezentować na boisku - to jest nasz priorytet, to jest dla nas najważniejsze.
Co zrobić, żeby ta atmosfera wielkiego meczu nie uciekła? Żeby dalej było tak wielkie zaangażowanie na poziomie emocjonalnym jak wczoraj?
Jeśli chodzi o nas, to oczywiście kwestia sztabu trenerskiego i samych zawodników, by próbowali na nowo odbudować tę atmosferę, napięcie meczowe i pozytywną energię, która była wczoraj. Dla wszystkich jest to nowe, więc wszyscy będziemy się uczyć na tym przykładzie. Ciężko dywagować, czy to nam wyjdzie. Mam nadzieję, że będziemy potrafili podejść do tego meczu po raz kolejny tak skoncentrowani. Podejrzewam, że podobne problemy mają Anglicy, bo u nich też mecze nie są zbyt często przekładane.
"Reprezentacja nie szuka winnych" - powiedziałeś, ale jednak ktoś winny jest. Jak z waszej strony wyglądała organizacja? Jaki był wasz wpływ, żeby ten mecz rozegrać tak, a nie inaczej?
Nasza rola - reprezentacji, sztabu szkoleniowego, medyczno - organizacyjnego i sztabu zawodników - kończy się w momencie odprawy o 10:30. Z naszego ramienia na odprawie był dyrektor organizacyjny Konrad Paśniewski, który powiedział, że sprawa dachu w ogóle nie została poruszona. Jeśli miałaby zapaść decyzja o otwarciu lub ewentualnym zamknięciu dachu, to musiałoby to nastąpić właśnie na tej odprawie. Ta kwestia w ogóle nie została tam poruszona. Może delegat zasugerował się rano ładną jeszcze pogodą i nie przypuszczał, że mogłoby się coś stać. Przepis FIFA mówi, że warunki ostatniego oficjalnego treningu powinny być takie same lub zbliżone do tych, w jakich ma odbyć się mecz. Anglicy i my dzień wcześniej trenowaliśmy na Stadionie Narodowym przy otwartym dachu, więc siłą rzeczy powinniśmy zagrać przy otwartym. Są jednak ekstremalne sytuacje, takie jak wczoraj, kiedy ta decyzja może być zmieniona. Tego musi doglądać delegat FIFA.
Przedstawiciele PZPN byli na tej odprawie?
Są przedstawiciele reprezentacji narodowych oraz sędzia. Decyzję podejmuje delegat FIFA na podstawie rozmów ze wszystkimi stronami. Kiedy kończy się odprawa - o godzinie 11:00-11:30 - kończy się rola reprezentacji. Wracamy do swoich obowiązków, przygotowujemy się do meczu i przyjeżdżamy półtorej godziny przed meczem. Nie mówię, że umywamy ręce, ale przyjechaliśmy grać, przyjechaliśmy przygotowani i do końca jako reprezentacja walczyliśmy, żeby ten mecz zagrać.