Przed nami ostatni dzień lekkoatletycznych Mistrzostw Europy w Berlinie. Polscy reprezentanci spisują się na nich fenomenalnie. Jak na razie biało-czerwoni mają na koncie sześć złotych i trzy srebrne medale. Rzeczy nieprawdopodobnej dokonała Justyna Święty-Ersetic, która zdobyła złoto dwa razy w ciągu jednego wieczora. Najpierw indywidualnie, a później w sztafecie. O zawodniczce AZS-u AWF Katowice z szefem tego klubu, ale także rektorem katowickiego AWF-u Adamem Zającem, rozmawiał Wojciech Marczyk z redakcji sportowej.

REKLAMA


Wojciech Marczyk RMF FM: Mimo wakacji ogromne święto na katowickim AWF-ie. Wasza podopieczna Justyna Święty Ersetic przywiezie z Berlina dwa medale.

Adam Zając, rektor AZS-u AWF Katowice: Zgadza się. Jako fan lekkoatletyki w okresie mistrzostw zawsze siedzę w domu i nigdzie nie wyjeżdżam. Za granicą bowiem nie zawsze da się śledzić relacje z zawodów. Co do medalu Justyny, to jest to ogromny sukces, którego - powiem szczerze - nie spodziewaliśmy się. Na uczelni byliśmy prawie pewni sukcesu w sztafecie, bo Polki mają bardzo dobry, wyrównany skład. Natomiast te indywidualne osiągnięcie Justyny jest zaskoczeniem i fenomenalnym sukcesem. Przypomnę, że Justyna dwukrotnie biła rekordy życiowe w tym roku i cały czas zbliżała się do granicy 51 sekund, ale poprawienie czasu o pół sekundy jest bardzo rzadkie na takim poziomie. Ten wynik stawia ją w elicie.

Rzadko zdarza się też, żeby w przeciągu 90 minut pobiec dwa razy na 400 metrów na takiej imprezie i to w takim stylu.

Justyna jest typem wytrzymałościowo-szybkościowym, biegaczem taktycznym. Ona biegnie ten dystans równomiernie i nie traci tak dużo siły jak zawodniczki, które są typowymi sprinterkami, które biegną pierwszą część dystansu bardzo szybko. Dzięki dobrej taktyce i technice biegu ona nie odczuwa aż tak dużych konsekwencji metabolicznych po biegu. Ważną rzeczą jest też taktyka przygotowań, jaką zastosował trener Matusiński. Justyna przed mistrzostwami miała bardzo napięty kalendarz. Startowała po dwa, trzy razy w tygodniu. Trener Matusiński tłumaczył nam wtedy, że to jest taktyka przygotowania pod mistrzostwa Europy, żeby Justyna wytrzymała te dwa, trzy biegi. Jak się okazuje, podejście trenera było właściwe. Sprawdziło się.

No właśnie. Trener Matusiński to też wasz człowiek.

Tak. Jestem z tego powodu bardzo dumny. Rozmawialiśmy wiosną na temat jego problemów - tego, że musi łączyć pracę trenera z pracą nauczyciela w szkole. Zaproponowałem więc, żeby przyszedł na uczelnię. Trener się zgodził, rada wydziału także wyraziła zgodę na przyjęcie go do pracy i od października będzie pracował w zakładzie lekkiej atletyki. Uczelnie muszą pomagać trenerom i zawodnikom. U nas wszystko będzie podporządkowane pod prace z kadrą narodową.

Cała nasza reprezentacja spisuje się na tych mistrzostwach wyśmienicie. Mamy w końcu sześć złotych medali. Czy mamy nowy "wunderteam"?

Myślę, że tak. On od wielu lat już się kreuje. Oczywiście wpływa na to wiele rzeczy. Jedną z nich jest właściwa polityka ministerstwa sportu, które od lat inwestuje w zaplecze do uprawiania lekkiej atletyki. Te dyscypliny są też najbardziej medalodajne. Warto inwestować w tę dziedzinę, która jest pozbawiona ekscesów na trybunach jak jest np. w przypadku piłki nożnej. Możemy naprawdę być dumni, bo jesteśmy w elicie.

Przed nami szansa na kolejne krążki.

Osobiście liczę jeszcze na dwa, trzy medale. Trudno jednak powiedzieć jakiego koloru. Tyczkarze są w doskonałej formie. Tyczka jest jednak trudna. To troszeczkę taka loteria, ale wydaje mi się, że jeden z naszych zawodników sięgnie po medal. Myślę, że w młocie Anita nie powinna mieć konkurentek. Chyba, że wydarzy się coś nieprzewidzianego, jak w przypadku Pawła Fajdka na igrzyskach w Rio. Już na pewno zakończymy rywalizację w pierwszej trójce klasyfikacji medalowej. Dlatego nasz zespół - tak jak pan powiedział - to kolejny "wunderteamem", bo nie mamy tutaj do czynienia z jednym przypadkowym medalem.

Już po mistrzostwach 22 sierpnia będziemy mogli zobaczyć niektórych z naszych medalistów w tym m.in.: Justynę Święty Ersetic, Adam Kszczota, Konrada Bukowieckiego czy Marcina Lewandowskiego w Chorzowie na Stadionie Śląskim podczas Memoriału Kamili Skolimowskiej, ale na razie trzymamy kciuki za biało-czerwonych przed telewizorami?

Tak jest. Ja już specjalnie plan dnia zmieniłem. Spacer i trening był rano, żeby wieczorem od 19 śledzić występy naszych, no i może pokrzyczeć jeszcze trochę z radości.

(nm)