Przepłynięcie 110 metrów pod pokrywą lodową, na jednym wdechu, bez skafandra - takie warunki musi spełnić Stanisław Odbieżałek, Polak, który w sobotę podejmie próbę pobicia rekordu Guinnessa w tzw. freedivingu. Śmiałek jest już w norweskim Kongsberg, gdzie odbędzie się cała akcja. Dotychczasowy rekord w tej dziedzinie należy do… niego samego, ale jak mówi – przyszedł czas na nowe wyzwanie. Specjalnie dla RMF FM, w przededniu bicia rekordu, opowiedział o przygotowaniach i taktyce.

REKLAMA

By pobić swój ubiegłoroczny rekord, Polak musi przepłynąć o cztery metry dłuższy odcinek. Zamierza to zrobić pod lodową taflą jeziora Mysutjernet w południowej Norwegii, około stu kilometrów od Oslo.

Nie ma chętnych, więc muszę sam siebie pobijać. Do tego trzeba się jednak porządnie przygotować. To nie jest tak, że ktoś sobie tak postanowi, wykuje dziurę w lodzie i przepłynie. W taki sposób nie przepłynie, tylko zostanie w tej wodzie - mówi w RMF FM Stanisław Odbieżałek, który zapewnia, że przy odpowiednim przygotowaniu, zachowaniu trzeźwego myślenia i zabezpieczeniu próba, którą podejmie, nie musi być wcale niebezpieczna. Jego mięśnie muszą być jednak przygotowane do ekstremalnego zimna.

Trzeba tak zrobić, żeby tlen docierał do mózgu na tyle szybko, żeby nie dostać tzw. blackoutu pod wodą.(...) To, co j robię, jest swego rodzaju misją, chcę pokazać, że to wszystko jest bezpieczne. Staram się wiedzieć, co robię i staram się wszystko mieć pod kontrolą. Owszem, zawsze z tyłu głowy mam taką myśl, że to jest tylko ludzki organizm, nie jestem rybą, ale staram się te granice sprawdzać - tłumaczy Stanisław Odbieżałek.

Kolejną próbę pobicia przez niego rekordu Guinnessa poprzedziły treningi w ekstremalnych warunkach. Pod okiem swojego przyjaciela i trenera pan Stanisław przygotowywał się od listopada. To są treningi na przeponę, na płuca, na mięśnie, które są mi potrzebne do monopłetwy ­­- wyjaśnia rekordzista.

Tegoroczna próba ma dla niego szczególne znaczenie. Przygotowania do niej przerwała bowiem rodzinna tragedia - śmierć mamy, która zawsze kibicowała swojemu synowi na drodze do kolejnych sukcesów.

Miało to inaczej wyglądać, miał być cały rok przygotowań. Miałem u siebie w Norwegii mamę, która tu zmarła. Trochę mi zajęło zanim się podniosłem. Mama zawsze się cieszyła z tych sukcesów, a ja lubiłem ją uszczęśliwiać. Żeby sobie to wszystko jakoś ułożyć i wytłumaczyć, stwierdziłem, że zrobię jej przyjemność, mimo że już jej nie ma i zakończę to, co zacząłem - mówi Stanisław Odbieżałek.

Na odcinku, który Polak przepłynie w najbliższy weekend w skutym lodem jeziorze Mysutjernet w południowej Norwegii, w kilku miejscach będą wykute przeręble. Wszystko na wypadek, gdyby musiał przerwać swoją próbę.

Pod wodą będzie z nim trener i przyjaciel, który przygotowywał go do pobicia rekordu. Trenerem pana Stanisława jest znany norweski freediver Arve Gravningen.

Kciuki za naszego rodaka warto trzymać w sobotę od 11:00.