Polacy choć pokonali Węgrów, na finały Euro 2004 jednak nie pojadą. W Budapeszcie biało-czerwoni zwyciężyli Węgrów 2:1, drogę do baraży zamknął im jednak wynik ze Sztokholmu, gdzie Łotysze pokonali Szwedów 1:0 i to oni mają szanse na wyjazd do Portugalii.
Spotkanie w Budapeszcie rozpoczęło się bardzo dobrze dla reprezentantów Polski - prowadzenie już w 10. minucie zdobył Andrzej Niedzielan.
Węgrzy odpowiedzieli silnym strzałem zza pola karnego - piłka trafiła w słupek, chwilę później Rząsa wybijał piłkę z pustej bramki. Na początku drugiej połowy Węgrzy wyrównali, jednak ponownie błysnął Niedzielan, który po raz drugi pokonał Kiraja.
Polacy wygrali mecz, przegrana Szwedów sprawiła, że szanse na grę w Portugalii zachowali Łotysze. Jednak jak podkreśla Michał Żewłakow, winę za to ponosi wyłącznie polska reprezentacja:
My zrobiliśmy swoje, niestety Szwedzi nam nie pomogli. Przegrali, choć od 73. minuty grali z przewagą jednego zawodnika. Trzy minuty przed końcem meczu Marcus Allback nie wykorzystał rzutu karnego dla Szwecji.
W to, że gole będą, nie wątpił Zbigniew Boniek, jednak – jak powiedział przed meczem w wywiadzie dla węgierskiego tygodnika "Kepes Sport" - nie daje Polsce większych szans na awans do finałów mistrzostw Europy. Jednocześnie były selekcjoner reprezentacji Polski zapowiedział powrót do... trenerki.
Jedenastkę, która zagrała ten mecz o wszystko, można nazwać eksperymentalną: odkurzony Rząsa, lewy obrońca Żewłakow na prawej stronie pomocy, w środku Mila – debiutant z młodzieżówki. W porównaniu do pierwszego meczu z Węgrami w Chorzowie prawdziwa rewolucja, jedna zmiana wymuszona kontuzją – Niedzielan za Żurawskiego.
13:15