Marek Kania, Piotr Michalski i Damian Żurek zdobyli w sobotę złoty medal w sprincie drużynowym podczas mistrzostw Europy w łyżwiarstwie szybkim w holenderskim Heerenveen. Srebro wywalczyła Norwegia, a brąz Holandia.

REKLAMA

Polacy uzyskali czas 1.18,31 i wygrali z Norwegami o 0,50 s. Trzeci Holendrzy stracili do nich 2,30 s.

To drugi medal Biało-Czerwonych w Heerenveen. W piątek, również w sprincie drużynowym, srebro zdobyły Andżelika Wójcik, Iga Wojtasik i Karolina Bosiek.

Biało-czerwoni zaprezentowali się znakomicie w pierwszej konkurencji sobotnich zmagań, co bardzo doceniła wielotysięczna holenderska publiczność zgromadzona na legendarnym torze Thialf, która po biegu zgotowała Polakom owację na stojąco. A warto podkreślić, że Kania, Michalski i Żurek w swoim biegu rywalizowali z drużyną Holandii. Ta musiała zadowolić się trzecią lokatą, a obie ekipy przedzielili Norwegowie. Dodatkowo polski zespół ustanowił nowy rekord legendarnego holenderskiego toru Thialf oraz ustanowił nowy rekord Polski.

To było niesamowite uczucie, a na podium, gdy śpiewaliśmy hymn, to uginały mi się nogi i miałem łzy w oczach. Ta runda honorowa, owacja na stojąco od kibiców to coś wartego przeżycia - mówił Marek Kania, który kolejny raz świetnie pokazał się w Heerenveen, bo w piątek zajął szóste miejsce na dystansie tysiąca merów. Kania był tym zawodnikiem, który rozpoczynał bieg Polaków i zrobił to w świetnym stylu. Już w zawodach Pucharu Świata było widać, że udaje nam się szybko rozpędzić. Tutaj było bardzo szybko i cieszę się, że zrobiliśmy dokładnie to, co zaplanowaliśmy - dodał.

Niemal dokładnie dwa lata temu w Heerenveen ze złotego medalu mistrzostw Europy na 500 metrów cieszył się Piotr Michalski. Teraz dołożył do tego kolejny złoty krążek, tym razem w sprincie drużynowym. Mam kolejny hymn do kolekcji, więc bardzo się z tego cieszę, ale przeżycie tej rundy honorowej, widok stojących holenderskich kibiców to na pewno jest coś, co zostanie na zawsze w mojej pamięci. Hymn już znałem wcześniej i byłem gotowy, ale tej rundy na pewno brakowało mi w kolekcji - komentował. Polak, który dwa lata temu był niezwykle bliski wywalczenia olimpijskiego medalu, powoli wraca do wielkiej formy, którą prezentował na igrzyskach w Pekinie.To jest kolejne potwierdzenie tego, że idę w dobrym kierunku. Nie dałbym rady przejechać takiej rundy, gdybym miał większe braki. Cieszę się, że Damiana poprowadziłem całkiem sprawnie poprowadziłem Damiana do ostatniej rundy, a później była już wisienka na torcie w postaci Damiana wygrywającego dla nas ten bieg - dodał.

Całości dopełnił Damian Żurek, który bardzo dobrze przejechał ostatnią rundę, a później, wraz z kolegami, patrzył, jak nieskutecznie próbują wyprzedzić Biało-Czerwonych Norwegowie. Udało mi się zaoszczędzić na dwóch pierwszych okrążeniach bardzo dużo siły, zrobiliśmy dobrą zmianę i to zaowocowało tym, że na ostatniej rundzie właściwie nie było żadnego spadku. Bardzo dobrze mi się jechało. Później było trochę stresu, gdy oglądaliśmy bieg Norwegów, ale gdy wjeżdżali na ostatnią rundę już widzieliśmy, że złoto będzie nasze i nie zrzucą nas z najwyższego stopnia podium - powiedział Żurek.