Balon wznosi się na wysokość 400 metrów. Pod nim podczepiona jest 30-metrowa lina, a na jej końcu uczepiony jest człowiek, który ma za zadanie jak najszybciej wspiąć się na samą górę. W sobotę Sebastian Kasprzyk pobił rekord Polski w takiej właśnie wspinaczce. Jego czas – 2 min i 10 sekund - jest lepszy o ponad 40 sekund od poprzedniego tryumfatora.

REKLAMA

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Wspinaczka na linie pod lecącym balonem. Mamy nowego rekordzistę

Poprzedni rekord należał do Wojtka Sobierajskiego i wynosił 2 min i 53 sekundy. Od soboty aktualnym czempionem ekstremalnej dyscypliny jest Sebastian Kasprzyk, który zmierzył się z 30-metrową liną nad Jeziorem Dobczyckim w Małopolsce.

Jak wyglądało bicie rekordu?

Bardzo długo przygotowywaliśmy się do tego wydarzenia - przyznał Sebastian Kasprzyk w rozmowie z Radiem RMF24. Ja pod względem fizycznym oraz cała logistyka, żeby to wszystko było dopięte na najwyższym poziomie - dodał sportowiec.

Najpierw balon wyleciał na wysokość ok. 400, 500 metrów. Kasprzyk, zabezpieczony przez firmę alpinistyczną, był podpięty na końcu liny. W odpowiednim momencie rozpoczął wspinaczkę. Co ciekawe, nie była to jego pierwsza próba bicia rekordu.

Pogoda była bardzo kluczowa - potwierdza Sebastian Kasprzyk. Podchodziliśmy do tego podejścia już od ponad pół roku, prawie cztery razy. Za każdym razem niestety wiatr gdzieś przerywał plany. Dzisiaj pogoda była idealna, delikatny, prawie nieodczuwalny wiatr, słonecznie, widoki przepiękne. Nic tylko po prostu bić rekord i cieszyć się z tego - opowiadał gość Radia RMF24. Przyznał, że czas na pełne cieszenie się widokami miał dopiero po dotarciu do kosza balonu.

"Lina asekuracji zaczęła się plątać wokół liny, po której wychodziłem"

Całe przedsięwzięcie trwało stosunkowo krótko. Balon wznosił się na wspomnianą wysokość przez około 3-4 minuty.

Czy sportowiec odczuwał jakiś moment zawahania, iskrę paniki w momencie, kiedy zdał sobie sprawę, że aby stanąć na nieco bardziej stabilnym gruncie, musi podjąć tak duży wysiłek i przez ponad 2 minuty wędrować po linie?

Właśnie nie. Bardzo długo się do tego przygotowywałem i naprawdę cieszyłem się tym. Problemy się troszkę zaczęły w połowie wychodzenia po linie, gdy lina asekuracji, pod którą byłem podpięty, zaczęła się plątać wokół tej liny, po której wychodziłem - wyjaśniał Kasprzyk. Na szczęście udało mi się z tego po prostu wyjść i tę linkę asekuracyjną podsuwałem do góry. To było takie utrudnienie, przez które straciłem kilkadziesiąt sekund - mówił w rozmowie z Radiem RMF24.

Gdy tylko wylądowaliśmy balonem, od razu powiedziałem: "zastanówmy się, kiedy następna próba". Mega mi się to podoba i chciałbym jeszcze raz spróbować - przyznał Kasprzyk. Albo na 30 metrów, albo więcej, może 50 metrów, żeby po prostu cały czas coś fajnego robić. Podobają mi się ekstremalne sporty. Cieszę się tym i lubię to po prostu robić - podsumował rekordzista.