​Piłkarze Lecha przegrali na wyjeździe z belgijskim KRC Genk 0:2 (0:1) w pierwszym spotkaniu 3. rundy eliminacyjnej Ligi Europejskiej. Rewanż rozegrany zostanie za tydzień w Poznaniu.

REKLAMA

Lechici nie byli faworytami spotkania z Belgami, ale też mogli trochę boleśnie przekonać się, ile faktycznie ich dzieli od drużyny średniej klasy europejskiej. Wygrana 2:0 gospodarzy to najmniejszy wymiar kary dla "Kolejorza", który za tydzień stanie przed bardzo trudnym zadaniem odrobienia strat.

Poznaniacy przystąpili do meczu z KRC Genk podbudowani trzema z rzędu zwycięstwami w ekstraklasie i wyeliminowaniem Szachtiora Soligorsk w eliminacjach Ligi Europejskiej. Gospodarze jednak od pierwszych minut chcieli pokazać, kto tu będzie rządził. Pierwsze minuty przebiegały pod dyktando piłkarzy KRC Genk, którzy już w 5. minucie powinni prowadzić 1:0. Argentyńczyk Vernon De Marco w ostatniej chwili wybił piłkę po strzale do pustej bramki Leandro Trossarda.

Poznaniakom nie tylko udało się skutecznie zażegnać niebezpieczeństwo, ale też zneutralizować mocne punkty gospodarzy. Przez kolejny minuty akcje toczyły się głównie w środku pola, ale to Belgowie dyktowali warunki gry. Sytuacji bramowych wielu nie stworzyli, ale "Kolejorz" w ofensywie też praktycznie nie istniał.

W końcówce pierwszej odsłony miejscowi przycisnęli, każda kolejna akcja w ich wykonaniu stwarzała coraz większe zagrożenie. Tuż przed przerwą Jasmin Buric wygrał pojedynek jeden na jeden z Trossardem, ale to był tylko sygnał ostrzegawczy. Kilkadziesiąt sekund później bośniacki golkiper nie miał już szans po strzale Rusłana Malinowskiego, który miał bardzo dużo swobody przed polem karnym i nieatakowany przymierzył idealnie obok słupka.

W drugiej połowie lechici, dopingowani przez ponad tysięczną grupę swoich fanów, zupełnie rozczarowali. Po przerwie wyszli na boisko zupełnie bez wiary, a rywale wręcz przeciwnie - na własnym stadionie chcieli jak najszybciej rozstrzygnąć losy awansu do kolejnej rundy. Sytuacji stworzyli mnóstwo, ale tylko jedną zamienili na bramkę. Po dośrodkowaniu Joakima Maelhe, Mbwana Samatta wykorzystał gapiostwo młodego obrońcy Lecha Macieja Orłowskiego i z bliska głową podwyższył rezultat.

Podopieczni Ivana Djurdjevcia, poza strzałem z rzutu wolnego Darko Jevticia, nie potrafili zagrozić bramce rywali. Gospodarze wykreowali zdecydowanie lepsze sytuacje, w 77. minucie Alejandro Pozuelo trafił w słupek, a ten sam zawodnik w samej końcówce w sytuacji sam na sam z bramkarzem Lecha trafił w poprzeczkę.

Zwycięzca dwumeczu w czwartej rundzie eliminacji LE zmierzy się z IF Broendby (Dania) lub Spartakiem Subotica (Serbia).

(ł)