"To było trudniejsze niż wyprawa na biegun na Antarktydzie" - tak w rozmowie z RMF FM swoją ostatnią ekspedycję ocenia Marek Kamiński. Polski polarnik wrócił właśnie z podróży przez kilkanaście krajów samochodem elektrycznym. Przez ponad cztery miesiące samotnie przejechał ponad 30 tysięcy kilometrów, śpiąc głównie w samochodzie, między innymi przez Rosję, Syberię i Mongolię aż do Japonii.

REKLAMA

Michał Dobrołowicz, RMF FM: Za panem wyprawa, która trwała 130 dni. Ponad 30 tysięcy kilometrów. Kiedy wrócił pan do Polski?

Marek Kamiński: W Gdańsku byłem w sobotę o trzeciej rano. Teraz dotarłem do Warszawy, gdzie padła ta magiczna liczba 30 tysięcy kilometrów. I żadnego mandatu po drodze. Teraz sobie uświadamiam, że to był wyczyn: mimo różnych przepisów drogowych, tu prawostronny ruch, tu lewostronny ruch, chaos w wielu miejscach, i udało się bez mandatów.

Pan był cały czas za kierownicą?

Tak! Czasami zabierałem tylko autostopowiczów: to zdarzyło się w Japonii i Rosji. Jako kierowca nie miałem wsparcia.

Co było najtrudniejsze w czasie tej wyprawy?

Żeby przez tyle tysięcy kilometrów utrzymać koncentrację, bo każdego dnia były sytuacje, które zagrażały życiu. W Rosji i Mongolii kierowcy ciężarówek jeżdżą bardzo agresywnie. Z kolei w Japonii jest ruch lewostronny, w Chinach są inne oznaczenia, których trzeba było się nauczyć. Często jechałem nocą, w czasie każdej minuty musiałem być skoncentrowany. Musiałem kontrolować zużycie prądu, sprawdzać, gdzie są stacje. Taka koncentracja przez cztery miesiące była najtrudniejsza. Gdyby to był tydzień czy miesiąc - byłoby spokojnie. Ale 130 dni to masa czasu. Bardzo przydało się doświadczenie z poprzednich wypraw. Bez niego, nie byłbym w stanie tego zrobić.

Czy taką wyprawę samochodową da się w jakikolwiek sposób porównać do wyprawy na biegun?

Myślę, że tak. Tam było takie jądro białości, a tu było jądro, może jądro ciemności? Myślę głównie o Syberii. To miejsce, które jednocześnie jest piękne i ma mroczną historię. Historia ludzi, którzy tam cierpieli, w tym Polaków, którzy tam tracili życie, została. Dla mnie to był kolejny biegun mojego życia. Basen Azji Rosja-Mongolia-Chiny-Korea-Japonia przejechałem drogą, którą jeżdżą tam normalni ludzie, dotykałem ich problemów. Nie byłem turystą, który przyjechał na wycieczkę, tylko potrzebowałem pomocy innych ludzi. Była to bardzo trudna wyprawa i myślę, że najciekawsza z moich wypraw.

Ciekawsza niż bieguny?

Na pewno inna. Bieguny były ekstremalne. One otworzyły mi oczy na naturę. To było dopełnienie biegunów między biegunami.

Co pana najbardziej zaskoczyło w czasie tej wyprawy?

Ilość formalnych przeszkód: różne systemy ładowania, różne karty, mało informacji o przepisach celnych w Japonii, które okazały się na miejscu inne niż można było przeczytać w sieci. Okazało się, że największym problemem są problemy administracyjne, ale dzięki pomocy ludzi można było je rozwiązać. Nie zdawałem sobie sprawy, że w Japonii czy na Syberii ludzie jeżdżą śmiertelnie niebezpiecznie: spychają na pobocze tych, którzy jadą wolniej, to są mordercy drogowi, każdego dnia było wiele niebezpiecznych sytuacji.

Któryś dzień tej wyprawy najbardziej zapadł panu w pamięć?

Byłem akurat w górach, na Syberii. W ciągu pół godziny temperatura spadła z 12 stopni Celsjusza do zera. Spadło 30 centymetrów śniegu. Zaskoczyła mnie życzliwość wielu osób. Poznałem Rosję od nowej strony. Przejechałem przez tak zwany brzuch Rosji - od Władywostoku, przez Moskwę aż do Warszawy. To była Rosja, którą muszę przemyśleć: życzliwa dla Polaków, nie spotkałem się z żadną agresją, wręcz przeciwnie - z dużą sympatią.

Czy miał pan moment w czasie tej wyprawy, gdy chciał pan przerwać ekspedycję, wrócić?

Tak, najtrudniejszy moment to powrót. Przez złe podłączenie zepsuła mi się ładowarka do samochodu. Zastanawiałem się: po co wracam do domu? To była dla mnie szkoła życia. Mam nową wiedzę dotycząca elektromobilności, samochodów elektrycznych.

W pewnym momencie tej wyprawy dołączyła do pana część rodziny...

Moja córka, Pola dołączyła do mnie w Seulu i była ze mną przez miesiąc. Popłynęliśmy promem do Japonii, tam byliśmy prawie trzy tygodnie. Cieszę się, że moja córka mogła być ze mną i przeżywać tę przygodę, także niebezpieczną.

(m)