Piłkarze Legii Warszawa zremisowali u siebie z Pogonią Szczecin 1:1 (0:1) w niedzielnym meczu 35. kolejki ekstraklasy i stracili prowadzenie w tabeli na rzecz Piasta Gliwice, który pokonał Jagiellonię Białystok 2:1. Na dwie kolejki przed końcem sezonu drużyna Waldemara Fornalika wyprzedza w tabeli obrońców tytułu o punkt.
W pierwszej połowie w meczu w Gliwicach aktywniejszy w ofensywie był Piast. Niewiele jednak wynikało z ataku pozycyjnego zespołu trenera Waldemara Fornalika, poza kilkoma dośrodkowaniami. Bramkarza gospodarzy próbował zaskoczyć z rzutu wolnego Marko Poletanivic, tyle, że uderzył zbyt lekko. Podobnie, jak po drugiej stronie boiska zrobił Piotr Parzyszek.
Ciekawa była dopiero końcówka pierwszej części. Najpierw kapitan gospodarzy Gerard Badia wychodząc na pozycję sam na sam z Grzegorzem Sandomierskim poślizgnął się. Chwilę później Jakub Szmatuła na linii bramkowej zatrzymał piłkę po "główce" Zorana Arsenica. Wreszcie, w doliczonym czasie po zagraniu Badii wzdłuż bramki prowadzenie dał miejscowym Joel Valencia. Gliwiccy kibice musieli trochę poczekać z radością, bo sędzia zanim uznał gola, czekał na informację po analizie wideo.
Początek drugiej połowy przyniósł napór gospodarzy. 96 sympatyków "Jagi" obecnych na trybunach nie miało powodów do radości. Po dziesięciu minutach mogło być 2:0, gdyby Sandomierski nie obronił strzału głową Tomasza Jodłowca z kilku metrów.
Trener gości Ireneusz Mamrot - najwyraźniej niezadowolony z przebiegu meczu - zdecydował się w 60. minucie na podwójną zmianę. Na boisko weszli Taras Romanczuk i Guilherme. Od tej chwili gra Jagiellonii nabrała rozpędu. Idealną okazję do wyrównania miał Jesus Imaz, który z bliska nie zdołał pokonać Szmatuły.
W 89. minucie Jagiellonia wyrównała po rzucie karnym, wykorzystanym przez Imaza. Sędzia podyktował "jedenastkę" po faulu Aleksandara Sedlara na Poletanovicu i skorzystaniu z systemu VAR.
Gliwiczanie zdołali w doliczonym czasie odpowiedzieć. Co prawda Sandomierski obronił strzał Jorge Felixa, ale był bezradny wobec dobitki Jodłowca. Jeszcze nie ucichła radość kibiców, kiedy sędzia zarządził kolejny rzut karny dla Jagiellonii. Znów strzelał Imaz, ale tym razem bramkarz był lepszy.
Od początku zdecydowanie lepiej prezentowali się goście, którzy już w czwartej minucie objęli prowadzenie. Bośniak Zvonimir Kozulj popisał się technicznym uderzeniem z rzutu wolnego i Radosław Cierzniak był bezradny.
Legioniści rzucili się do odrabiania strat, ale ich ataki trwały zaledwie kilka minut, bo do głosu ponownie doszli goście. Najpierw z dystansu groźnie strzelał Kamil Drygas, ale tym razem Cierzniak nie dał się zaskoczyć. Chwilę później efektowny rajd przeprowadził Mariusz Malec, ale zabrakło dokładności przy wykończeniu akcji.
W 30. minucie groźnie strzelał głową były legionista Michał Żyro, którego zabrakło w składzie "Portowców" w połowie kwietnia, kiedy mistrzowie Polski wygrali 3:1. Wówczas wyróżniającą postacią w Legii był Iuri Medeiros, który strzelił jedną z bramek. W niedzielę był niewidoczny i już w 33. minucie zastąpił go Dominik Nagy.
Swoją okazję miał natomiast Żyro. W 38. minucie znalazł się sam przed Cierzniakiem, ale strzelił wprost w bramkarza Legii. W końcówce pierwszej połowy tzw. przewrotką do wyrównania próbował doprowadzić William Remy, ale posłał piłkę nad poprzeczką.
W przerwie w zespole Legii za Andre Martinsa na boisku pojawił się powracający po długiej przerwie związanej z kłopotami zdrowotnymi Jarosław Niezgoda. 24-letni napastnik mógł zaliczyć doskonałe wejście, bo już w pierwszej akcji po wznowieniu gry znalazł się sam przed bramkarzem Pogoni, ale uderzył bardzo niecelnie.
Niezgoda jeszcze lepszą okazję zmarnował siedem minut później. Po podaniu z głębi pola dobrze przyjął piłkę, ograł obrońców gości, ale jego strzał obronił Jakub Bursztyn. W 55. minucie jednak napastnik Legii asystował przy wyrównującym golu, którego zdobył inny rezerwowy Nagy. Kilka minut później do bramki gości trafił Marko Vesovic, ale gol nie został uznany z powodu pozycji spalonej.
Wejście Niezgody i Nagy’a odmieniło grę Legii, która w swoich atakach była bardziej zdecydowana i dokładniejsza. Gościom natomiast jakby brakowało sił i przy kontratakach nie byli już tak groźni jak przed przerwą. Węgierski pomocnik bliski był zdobycia swojego drugiego gola w tym meczu w 75. minucie, ale jego silny strzał z woleja sparował na rzut rożny dobrze ustawiony Bursztyn.
Gospodarze do końca próbowali strzelić zwycięską bramkę, ale mecz zakończył się remisem, który oznacza, że Legia straciła prowadzenie w tabeli i traci punkt do prowadzącego Piasta Gliwice.
W meczu zamykającym 35. serię gier Lechia Gdańsk zremisowała z Zagłębiem Lubin 1:1.
Drużyna Lechii wyszła na boisko osłabiona brakiem Artura Sobiecha, czołowy napastnik gospodarzy nabawił się kontuzji i nie zagra już prawdopodobnie do końca rozgrywek ekstraklasy.
Lechiści z dużym animuszem rozpoczęli mecz, w pierwszym kwadransie mieli kilka okazji, które można było zamienić na gola. W 2. minucie Flavio Paixao wpadł na pole karne, ale uderzył ponad poprzeczką. Dwa strzały niecelne oddał też w dogodnych sytuacjach Lukas Haraslin, bliski szczęścia był również Filip Mladenovic. I choć biało-zieloni dominowali na boisku, to tuż przed końcem pierwszej połowy Zagłębie zaskoczyło gospodarzy. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego żaden z obrońców Lechii nie potrafił wybić piłki, która spadła pod nogi kapitanowi Zagłębia Lubomirowi Guldanowi i ten strzałem z kilku metrów nie dał szans Kuciakowi.
W drugiej połowie nadzieję na wygranie meczu dał Lechii rezerwowy Michał Mak, który przy niezdecydowanej postawie obrońców gości strzelił do siatki z paru metrów między nogami golkipera Zagłębia. Ataki Lechii były jednak nieskuteczne, a w doliczonym czasie gry o mały włos trzech punktów z Gdańska nie wywiozło Zagłębie, zmierzającą do pustej bramki piłkę wybił jednak Karol Fila.