Kim Rasmussen, pod którego wodzą polskie piłkarki ręczne awansowały do półfinału mistrzostw świata, odniósł pierwszy znaczący sukces w trenerskiej karierze. Kiedy 41-letni teraz Duńczyk w 2010 r obejmował posadę, wielu wytykało mu brak osiągnięć.
Rasmussen, z wykształcenia nauczyciel wychowania fizycznego, został szkoleniowcem biało-czerwonych 25 czerwca 2010 roku. 38-letni wtedy Duńczyk był przedstawiany jako młody szkoleniowiec z 20-letnim doświadczeniem, ale w środowisku wiele osób wypominało mu brak znaczących sukcesów. Pracę zaczynał od prowadzenia zespołów młodzieżowych. Później przez osiem lat był związany z drużyną Lyngby HK, z którą awansował do duńskiej ekstraklasy. Próbował swoich sił również w męskiej rywalizacji, trenując szwedzki zespół Stavsten IF, a potem wrócił do kobiecego szczypiorniaka, w roli szkoleniowca Roskilde.
Mam już spore doświadczenie, ale chcę się dalej uczyć. Potrafię żartować i być partnerem dla zawodniczek, ale w granicach zdrowego rozsądku. Dyscyplina też czasem jest potrzebna - mówił po otrzymaniu nominacji na trenera biało-czerwonych. Jak podkreślał, za cel obrał sobie doprowadzenie do tego, że jego podopieczne będą regularnie awansowały do imprez rangi mistrzowskiej, a z czasem dołączą do światowej czołówki.
Pierwsze próby były nieudane - Polki nie wywalczyły kwalifikacji do poprzednich MŚ oraz ubiegłorocznych ME. Awans do czempionatu globu w Serbii po sześciu latach przerwy był pierwszym osiągnięciem Rasmussena, syna byłego prezesa duńskiej federacji piłki ręcznej. Rasmussen był krytykowany przez niektórych ekspertów za łączenie pracy trenera reprezentacji i zespołu z duńskiej ligi. Wytykano mu nieobecność na meczach polskiej ekstraklasy i brak kontaktu ze szkoleniowcami ligowych zespołów.
Bardzo dobrze wypowiadały się o Rasmussenie zawodniczki. Szczypiornistki podkreślały, że potrafi stworzyć dobrą atmosferę w grupie. Reprezentantki przyznają, że Rasmussen nieraz reaguje emocjonalnie, ale jego krzyk działa mobilizująco. Trener zaczyna przyswajać sobie język polski, jednak podczas przerw w meczach tegorocznych MŚ do zawodniczek zwraca się po angielsku, z przerywnikiem "dziewczyny". Jak przyznał w październikowym wywiadzie, przebywając w Polsce tęskni za mieszkającą w Kopenhadze rodziną (żona i dwoje dzieci).
Od pierwszego dnia byłem mile zaskoczony. Wcześniej nie przebywałem w Polsce. Macie bardzo dużo pięknych miejsc, wszędzie gdzie się pojawiałem ludzie byli bardzo życzliwi. To sprawiło, że poczułem się tutaj jak w drugim domu. Wszyscy starają się mi pomagać. Dzięki tej opiece czuję się naprawdę komfortowo - zapewniał Duńczyk.