Piłkarze Lecha Poznań przegrali w Lizbonie z Benficą 0:4 (0:1) w meczu piątej kolejki grupy D Ligi Europy i definitywnie stracili szansę na awans do 1/16 finału. Za tydzień w ostatnim spotkaniu grupowym na własnym stadionie zmierzą się ze szkockim Rangers FC.
Na inaugurację fazy grupowej poznaniacy przegrali u siebie 2:4, ale zebrali sporo pochwał za widowiskową grę. W Lizbonie zupełnie nie przypominali zespołu sprzed półtora miesiąca, znów stracili cztery gole, ale pod bramką przeciwnika nie stworzyli nawet jednej okazji.
Lechici przed spotkaniem w Portugalii mieli tylko cień nadziei na zajęcie jedno z dwóch pierwszych miejsc w grupie D premiowanych awansem do 1/16 finału. Musieli nie tylko wygrać w Lizbonie i za tydzień z Rangers FC, a także dodatkowo liczyć, że Benfica lub Szkoci stracą punkty ze Standardem Liege.
Trener "Kolejorza" Dariusz Żuraw na konferencji przedmeczowej zapowiadał, że dopóki jest szansa, jego drużyna będzie walczyć o wyjście z grupy. Tymczasem nieco zaskoczył wyjściowym składem, w którym oprócz kontuzjowanego Pedro Tiby (po meczu z Lechią Gdańsk wrócił do Poznania) zabrakło m.in. Thomasa Rogne, Jakuba Kamińskiego, Daniego Ramireza, Jakuba Modera i Mikaela Ishaka. Na środku obrony obok Lubomira Satki pojawił się natomiast Tomasz Dejewski, który w pierwszym meczu w Poznaniu nie do końca radził sobie z napastnikami Benfiki.
Gospodarze, którzy z kolei byli o krok od zapewnienia sobie awansu, wystąpili składzie dość zbliżonym do tego, w jakim zagrali w Poznaniu.
Początek meczu wyglądał nieźle w wykonaniu wicemistrza Polski. Wprawdzie przy pierwszym kontakcie z piłką Nika Kaczarawa niechcący uderzył rywala i otrzymał żółtą kartkę, ale gruziński napastnik w pierwszych minutach był dość aktywny.
Po kwadransie gry to lizbończycy zaczęli dyktować warunki. Długo, ale dość wolno rozgrywali akcje, a przemeblowana defensywa Lecha radziła sobie całkiem nieźle. W 21. min Portugalczykom udało się jednak oszukać obronę gości, akcja Darwina Nuneza z Pizzim powinna zakończyć się golem tego drugiego zawodnika, lecz Filip Bednarek znakomicie interweniował, a dobitka Nuneza poszybowała nad poprzeczką.
Kolejny błąd defensywy "Kolejorza" kosztował już utratę gola. Nie po raz pierwszy w tym sezonie poznaniacy stracili bramkę po stałym fragmencie gry. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Jan Vertonghen wygrał pojedynek powietrzny z Michałem Skórasiem i głową nie dał szans Bednarkowi.
Chwilę później Nicolas Otamendi ostro zaatakował Kaczarawę i Gruzin nie był już w stanie opuścić boiska o własnych siłach. Zastąpił go Ishak, ale Szwed niewiele zmienił oblicze Lecha w ataku. W ofensywnie tego wieczoru podopieczni Żurawia praktycznie nie istnieli.
Po zmianie stron Portugalczycy podkręcili tempo, akcje stawały się coraz groźniejsze, a Pizzi z Nunezem bez problemów dochodzili do sytuacji strzeleckich.
Decydujący moment spotkania nastąpił w 57. minucie, kiedy to bramkarz "Kolejorza" źle wybił piłkę, którą szybo przejęli rywale. Poznaniacy nie zdążyli poustawiać się w obronie i Nunez, który zaliczył w Poznaniu hat-tricka, w sytuacji sam na sam nie dał szans Bednarkowi. Kilkadziesiąt sekund później znów indywidualny błąd, tym razem Filipa Marchwińskiego, sprawił, że Pizzi, który długo szukał swojej szansy, w końcu trafił do siatki.
Emocje się skończyły - lizbończycy nie forsowali tempa, choć wciąż posiadali przewagę. Lechici z kolei nie mieli żadnych argumentów w ataku. Trzy zmiany dokonane przez Żurawia niewiele zmieniły, bowiem na boisku pojawili się dwaj obrońcy - Alan Czerwiński i Wasyl Krawieć, a przesunięcie do drugiej linii Puchacza też nie przyniosło większych efektów.
Tuż przed upływem regulaminowego czasu gry rezerwowy Julian Weigl wykorzystał zupełną bierność obrońców gości i precyzyjnym strzałem przy słupku ustalił wynik meczu. Dopiero w ostatniej akcji Ramirez był bliski zdobycia honorowego gola, próbował przelobować Odisseasa Vlachodimosa, lecz golkiper Benfiki nie bez trudu przeniósł piłkę nad poprzeczką.