"Wygrałam, bo mam cudownych rodziców. Dziękuję Wam za to, że mnie na taką zołzę wychowaliście!" - napisała na swoim profilu na Facebooku Justyna Kowalczyk. Do wpisu dołączyła zdjęcie mamy i taty. Polka zdobyła dzisiaj olimpijskie złoto w Soczi w biegu na 10 km techniką klasyczną.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Niecodziennie można przeżyć drugi olimpijski medal, złoty medal, w rodzinie - mówiła nam wcześniej wzruszona mama naszej mistrzyni olimpijskiej. Janina Kowalczyk przyznała, że dziś bliscy będą świętować zwycięstwo Justyny. Za naszym pośrednictwem podziękowała także wszystkim kibicom. Za dobre fluidy, za to, co dobrego zrobiliście dla naszej córki - podkreśliła.
Justyna Kowalczyk nie kryła natomiast po dzisiejszym biegu zadowolenia. Na starcie pomyślałam sobie: ryzykuję. Albo wygram, albo będę dwudziesta, mam to w nosie. Ale moje piękne narty cudownie jechały. Świetnie pracowały pod górę. Wcześniej było trochę nerwówki, bo ja chciałam inne, ale Are i Pep (estońscy serwismeni Are Mets, Peep Koidu - przyp. red.) przekonali mnie do tych właśnie. Oczywiście nie protestowałam za bardzo. Chłopaki spisali się na drugie złoto olimpijskie, cała drużyna na nie zapracowała. Wiedziałam po co tutaj przyjechałam i w najważniejszym biegu nikt nie zawiódł - powiedziała Kowalczyk na konferencji prasowej na Krasnej Polanie.
Mimo złamanej piątej kości śródstopia, polska zawodniczka nie dała żadnych szans rywalkom. Prowadziła od startu do mety, powiększając przewagę nad Skandynawkami. Szwedka Charlotte Kalla straciła do niej 18,4, zaś Norweżka Therese Johaug - 28,3. Dopiero piąte miejsce zajęła Marit Bjoergen.
Pierwsza część trasy jest łatwa, dlatego obawiałam się, że będę po niej tracić. Dlatego pojechałam na maksa, bo inaczej później bym się nie wygrzebała. Po pięciu kilometrach miałam już serdecznie dość. Wtedy dogoniłam Heidi Weng. Liczyłam, że będzie łatwiej, bo razem popracujemy na zakrętach, co byłoby mi na rękę, ale została z tyłu. Mimo to na odcinku 1,5 km z zakrętami nadrobiłam 1,5 s. Bjoergen była wtedy jeszcze druga - opisywała rywalizację 31-letnia Kowalczyk.
W końcówce przeciwniczki nieco odrobiły do Polki, ale jej przewaga była niemal nokautująca. Nie przypominam sobie biegu, w którym byłabym aż tak zmęczona i przeszła prawie do marszu, bez kroków. Wcześniej nie potrafiłam wprowadzić w ślizg, bo podbieg sprinterski, tuż przed zjazdem na stadion, był bardzo ciężki. Nie użyłam swej cudownej techniki, ale wygrałam. Strasznie się cieszę. Bieg był potwornie ciężki od początku do końca - zaznaczyła.