"Dostaliśmy niezłą lekcję. Nie można wyjść mentalnie z meczu jeszcze przed jego zakończeniem" - mówił rozgrywający reprezentacji Polski piłkarzy ręcznych Mariusz Jurkiewicz po jej pierwszym spotkaniu w mistrzostwach świata w Saragossie. Biało-czerwoni wygrali z Białorusią 24:22.
Generalnie było bardzo pozytywnie. Zdobyliśmy dwa punkty w meczu otwarcia. Dostaliśmy też niezłą lekcję, jeśli chodzi o mecze na takich mistrzostwach. Dowiedzieliśmy się, że nie można wyjść mentalnie z meczu, kiedy on się tak naprawdę jeszcze nie skończył - podkreślał Jurkiewicz, nazywany przez selekcjonera reprezentacji Michaela Bieglera "szefem obrony".
Szczypiornista Atletico Madryt bardzo chwalił swoją drużynę za początkowy fragment gry. Potem - jak przyznał - nie było już tak dobrze. Mniej więcej do 40. minuty graliśmy konsekwentnie zarówno w ataku, jak i w obronie. Bramkarz świetnie bronił. Mecz był super, jeśli brać pod uwagę to, co sobie przed nim założyliśmy. Natomiast później nastąpiło pewne rozluźnienie spowodowane ośmiobramkową przewagą. I to jest problem, nad którym musimy się skupić - mówił.
Podkreślił, że postawa zespołu w końcówce meczu powinna być ostrzeżeniem na przyszłość. Jak zaczniesz bawić się ogniem, to możesz się sparzyć... To właśnie widzieliśmy. Gdyby Białorusini mieli trochę więcej szczęścia, to mogliby nam jeszcze bardziej skomplikować końcówkę meczu. Obawiam się, że gdyby stało się coś takiego z bardziej renomowanym przeciwnikiem, to nie jestem pewien, czy dowieźlibyśmy to zwycięstwo do końca. Musieliśmy zbyt często patrzeć na zegar w ostatnich minutach drugiej połowy. Może lepiej, że już w pierwszym meczu tego doświadczyliśmy. Będziemy teraz mogli wysnuć z tego wnioski - podsumował.
W podobnym tonie wypowiadał się bramkarz i kapitan naszej drużyny Sławomir Szmal. Wszyscy fantastycznie pracowali na to zwycięstwo. Pierwszą połowę zagraliśmy bardzo dobrze. W drugiej mieliśmy powiększyć przewagę, ale zabrakło dyscypliny. Oddawaliśmy rzuty z nieprzygotowanych pozycji i to nas kosztowało niepotrzebną utratę bramek - relacjonował.Podkreślił też jednak: Taka nerwówka w końcówce przydaje się drużynie, żeby mogła w następnych takich sytuacjach wytrzymać stres.
Obrotowy polskiej kadry Bartosz Jurecki zaznaczał zaś, że przed spotkaniem zawodnicy nie wiedzieli, czego się spodziewać. Przed tym meczem nie wiedzieliśmy, na co nas stać. Do końca też nie wiedzieliśmy, co pokażą Białorusini, choć dosyć szczegółowo ich analizowaliśmy. 45 minut meczu było fajne. Prowadziliśmy ośmioma bramkami. Potem się zaczęło. Bramkarz białoruski zaczął bronić rzuty z każdej pozycji. Nasza obrona zaczęła troszeczkę szwankować, nie była już tak szczelna jak wcześniej. Stąd ta nerwówka w końcówce. Jeżeli będziemy w następnych meczach grać, jak tutaj pierwsze 45 minut, to wszystko będzie ok - podsumował.
Szkoleniowiec biało-czerwonych Michael Biegler podkreślał natomiast, że tak naprawdę drużyna dopiero się tworzy. Pamiętajmy, że cały czas jesteśmy na etapie budowania zespołu, więc te gorsze zagrania będziemy stopniowo eliminować. Zawodnicy będą musieli się nauczyć, że nie można odpuszczać rywalowi, nawet gdy prowadzi się kilkoma bramkami - stwierdził.