Jerzy Dudek po raz ostatni zagra dziś w biało-czerwonych barwach. Polski bramkarz pożegna się z kibicami podczas meczu z Liechtensteinem w Krakowie. Kiedy 20 lat temu przekonywał, że chce być zawodowym piłkarzem, pukano się w czoło. W końcu były to czasy, w których piłkarz zazwyczaj łączył grę w piłkę z pracą w kopalni czy hucie...
Codziennie byłem na boisku. Poświęcałem bardzo wiele, wtedy nawet nie wiedziałem, jak wiele poświęcam. Nie pomyślałbym, że będę grał w Feyenoordzie czy Liverpoolu. Jako piłkarz jestem spełniony - mówi Jerzy Dudek w rozmowie z RMF FM. Pracowitość, rzetelność - to cechy, które zawsze go wyróżniały. To dzięki temu zauważył go trener Bogusław Kaczmarek, który wprowadził Dudka do naszej ligi.
Obecny szkoleniowiec Lechii przypomina sparing Sokoła Tychy z Feyenoordem sprzed lat. Dudek miał wtedy wraz z kolegą zabrać na mecz stroje dla całej drużyny, ale jakoś o tym zapomniał... i piłkarze polskiej ekipy musieli zagrać w rezerwowych strojach Feyenoordu.
W Holandii Dudek musiał swoje odczekać, ale jak już zaczął grać, to w końcu trafił do Liverpoolu. Tam też różnie mu się wiodło, ale jednym meczem - finałem Ligi Mistrzów w 2005 roku - przeszedł do historii europejskiego futbolu.
W kadrze tak wiele nie osiągnął, a najgorzej wspomina mundial w 2006 roku, na który nie zabrał go Paweł Janas. Rozegrałem u niego chyba 51 meczów, ale nie strzeliłem ani jednego gola i to chyba jest ten argument, że trener nie zabrał mnie do Niemiec. Może gdybym strzelił choć jedną bramkę, to bym pojechał - mówi dziś ironicznie Dudek.
Z pewnością dobrze się stanie, że taki zawodnik trafi do Klubu Wybitnego Reprezentanta - należało mu się to. Żaden polski piłkarz od lat nie zmieniał klubów tylko na lepsze. Z Sokoła do Feyenoordu, potem do Liverpoolu i Realu. Wspaniała kariera.