"Ojciec pracował na kopalni, jeden i drugi brat też, a ja, można powiedzieć, zostałem oddelegowany do sportu" - mówi obecny trener Górnika Zabrze, chociaż na powierzchni w kopalni Kościuszko w Jaworznie Jan Urban też pracował. Zapraszamy na specjalną barbórkową rozmowę, którą w cechowni kopalni Sośnica w Gliwicach przeprowadził Wojciech Marczyk z redakcji sportowej RMF FM.

REKLAMA

Dziś 4 grudnia, czyli górnicze święto - Barbórka. Mocno związany z górnictwem jest obecny trener Górnika Zabrze Jan Urban - i to nie tylko dlatego, że - jak sam mówi - pobierał wypłatę z kopalni, bo "takie były czasy", ale też dlatego, że z wykształcenia jest technikiem górniczym.

Dla mnie górnictwo to życie na co dzień - podkreśla Urban. Obecnie szkoleniowiec, a w przeszłości piłkarz zespołu z Zabrza pochodzi z Jaworza, a z górnictwem związana była właściwie cała jego rodzina.

Ojciec pracował na kopalni, brat pracował na kopalni, drugi brat też. Obaj bracia mają górniczą emeryturę. Ojciec z tego nie skorzystał. Pracował na kopalni Bierut w Jaworznie. 35 lat tam pracował, ale zmarł, gdy miał 55 lat - opowiada Jan Urban.

Być może gdyby nie piłka nożna, obecny trener Górnika sam byłby dziś górniczym emerytem.

"Jak dobrze grałeś, to najpierw szedłeś na trening"

Jan Urban piłkarską karierę zaczynał w Viktorii Jaworzno. Tam po raz pierwszy sam zetknął się pracą w kopalni. Zawodnicy tej drużyny na dół nie zjeżdżali - pracowali na powierzchni i to w wyjątkowych okolicznościach - zaznacza trener Górnika.

W trzeciej lidze, jak dobrze grałeś, to najpierw szedłeś na trening. Po nim musiałeś ogarnąć jakieś sprawy porządkowe na stadionie. A jak słabo grałeś, to najpierw szedłeś na kopalnię popracować cztery godziny na powierzchni, a później miałeś trening - wyjaśnia Jan Urban, który grał w Viktorii Jaworzno, a zatrudniony był w kopalni Kościuszko. A co w czasie pracy na powierzchni robili gracze klubu z Jaworzna?

Ładowało się do wózków drzewo. Te "sztomple" potrzebne na dole i inny materiał, który był potrzebny na dole. Dużo zależało od tego, co wymyślił kierownik na zmianie. Robiło się też porządki. To w większości klubów trzecioligowych tak wyglądało. Pracowało się tam kilka tygodni. Potem ktoś przychodził i mówił, że praca znów jest na stadionie - podkreśla Jan Urban.

Praca w kopalni w Jaworznie nie trwała jednak długo, bo Jan Urban już w wieku 19 lat trafił do Zagłębia Sosnowiec, które jednak w tamtym czasie też był klubem górniczym.

Kopalnia Czerwone Zagłębie, a potem Górnik i wypłaty przy okienku

Jan Urban, kiedy został zawodnikiem Zagłębia Sosnowiec, zatrudniony był oficjalnie w kopalni Czerwone Zagłębie, która wtedy działała w stolicy Zagłębia Dąbrowskiego. Sportowcy w wielu klubach, które należały wtedy do zakładów pracy, byli w nich zatrudniani, bo w PRL-u nie było zawodowych sportowców. Dokładnie tak samo wyglądało to po transferze do Górnika Zabrze - chociaż do dziś Jan Urban nie wie dokładnie, w jakiej kopalni był zatrudniony jako piłkarz zabrzańskiej drużyny.

Kilka kopalni wtedy przeszedłem. Często zmieniali zakłady, w jakich byliśmy zatrudnieni. Nie wiem, dlaczego tak się działo. Dowiem się jednak niebawem, bo będę musiał robić papiery emerytalne, a już jestem blisko - śmieje się Jan Urban i dodaje: Z Sosnowca z byłej kopalni Czerwone Zagłębie mam już nawet dokumenty.

Piłkarze zatrudnieni w czasach PRL-u w kopalniach spotykali się wtedy z górnikami, którzy byli kibicami klubów, regularnie co miesiąc, przy okienku z wypłatą. Po przegranych meczach spotkania były szczególnie trudne.

Myśmy wiedzieli, kiedy trzeba jechać po wypłatę - i w tych meczach tuż przed nią wiedzieliśmy, że trzeba było z siebie dać wszystko, żeby wygrać. Miejsce, gdzie odbieraliśmy wypłaty, wyglądało bardzo podobnie do cechowni w kopalni Sośnica, gdzie rozmawiamy. Zawsze były kolejki, gdzieś jakieś okienko otwarte i były wypłaty. Natomiast ciekawe jest to, że jak ci szło, to czasami przywozili wypłaty do klubu, ale jak nie szło, to mówili: idźcie świecić oczami przed górnikami, tam na cechowni odbierzecie wypłatę - mówi Jan Urban.

Wiadomo, jak górnicy rozmawiają. Nie owijają w bawełnę, mówią, co myślą. Z drugiej strony, na pewno nas doceniali, bo akurat ja miałem szczęście grać w takich czasach, gdzie Górnik Zabrze rzeczywiście był mocny i osiągał sukcesy. Także było zdecydowanie łatwiej - uśmiecha się dzisiejszy trener Górnika.

"Jak górnicy się spotykają, to i tak fedrują. Podobnie z piłkarzami"

Ważną częścią górniczego święta, Barbórki, są tradycyjne górnicze karczmy. Gdy Jan Urban był jeszcze piłkarzem, runda jesienna kończyła się zwykle w listopadzie. Piłkarze wiele razy mieli okazję pojawiać się na tych imprezach i próbować golonki.

Byłem na karczmie kilka razy, ale nie tak często, jak mogłoby się wydawać. Może 3, 4 razy. Wiadomo, jak to jest na karczmach przy piwku. Są opowiadania. My piłkarze zawsze mówiliśmy tak - jak górnicy się spotykają, to i tak fedrują, bo mimo że mają wolne, to opowiadają o pracy. Podobnie jest z piłkarzami, bo jak się spotykają, to też opowiadają o meczach, treningach, trenerach - wyjaśnia Jan Urban.

Tradycje górnicze w rodzinie wpływały na charakter zawodników.

Wydaje mi się, że jeśli się wychowujesz w środowisku górniczym, to kształtujesz sobie naprawdę mocny charakter. To pomaga i w życiu, i później na boisku. Ja często mówię: zawodnika można kupić, charakteru nie - twierdzi trener Górnika.

Piłkarze Górnika w ostatnim w tym roku meczu zmierzą się w piątek na własnym boisku z liderem Ekstraklasy - Lechem Poznań. Mecz będzie miał specjalną, barbórkową oprawę. Przed meczem i w przerwie wystąpi m.in.: orkiestra górnicza.