"Ja takich słów nie użyłem, że się podaję do dymisji. Nawet mi na myśl coś takiego nie przyszło. Być może ktoś sobie tak pomyślał, że skoro w klubie nastają problemy pozaboiskowe, to Smuda się podda. Ale my się już przyzwyczailiśmy do pokonywania problemów, były jeszcze gorsze" - powiedział w rozmowie z INTERIA.PL trener Wisły Kraków Franciszek Smuda.
INTERIA.PL: Zawsze słynął pan z walki do końca i odporności na ataki ze wszech stron. Gdy na początku pracy w Lechu kibice krytykowali, krzycząc: "Smuda, gdzie te cuda?", pan odpowiadał: "Mam grubą skórę. Robię swoje". Efekt był taki, że kilka miesięcy później ci sami ludzie nosili pana na rękach. Teraz, po jednym zdaniu w tekście na stronie SKWK, czytam dzień przed meczem z Legią, że chodzi panu po głowie złożenie dymisji. Smuda się zmienił?
Franciszek Smuda, trener Wisły Kraków: - Nie, nie to jest nienormalne. Nic podobnego! Ja takich słów nie użyłem, że się podaję do dymisji. Nawet mi na myśl coś takiego nie przyszło. Być może ktoś sobie tak pomyślał, że skoro w klubie nastają problemy pozaboiskowe, to Smuda się podda. Ale my się już przyzwyczailiśmy do pokonywania problemów, były jeszcze gorsze. Na początku nie było co do gara włożyć, a jakoś wyszliśmy z tego.
- Robię wszystko, co mogę, aby Wisła wyglądała jak najlepiej, a że i tak się niektórym kibicom nie podobam, to nic na to nie poradzę. Ja się tym nie będę przejmował, obawiam się tylko o zespół, bo na niego takie zawirowania nie wpływają dobrze. Przekonuję chłopków cały czas, że my musimy się skoncentrować tylko na wyniku, na zdobywaniu punktów. Tylko w ten sposób możemy pomóc klubowi. W tej chwili możemy powiedzieć tyle, że degradacja nam nie grozi. Na 99 procent mamy zapewniony awans do "ósemki". Raczej to jest niemożliwe, żebyśmy z niej wypadli. Zatem jeden sukces już jest - utrzymanie się w lidze.
W każdym razie, kibice nie mogą Wam zarzucić, że przynosicie wstyd Wiśle?
- Oczywiście, że nie. Można powiedzieć, że wychodzimy na prostą, mamy niezły zespół i dalej będziemy go wzmacniać. Trzeba jeszcze sprawy finansowe poukładać w klubie, ale wiem, że prezes Cupiał jest na dobrej drodze. Zresztą widzę, że wszystko w klubie pod względem finansów układa się coraz lepiej. Duża w tym zasługa też Zdzicha Kapki (dyrektor sportowy - przyp. red.) i prezesa Bednarza, bo oni też nie szczędzą wysiłków.
Byle tylko niektórzy kibice nie przeszkadzali, jeśli nawet nie chcą pomagać?
- Dokładanie. Ja nigdy do nich nie miałem żadnego żalu, ani pretensji. Kibic jest po to, aby nas wspierać, a my po to, aby dla nich grać i koniec!
Trzeba przyznać, że mecz Legia - Wisła był niesamowity. Po pierwszej połowie wydawało się, że pana zespół nie ma żadnych argumentów - przegrywa 0-2 i gra w "dziesiątkę", bez lidera, a tu na niego wyrósł Semir Stilić. Przez moment zapachniało spotkaniem z 1997 roku, gdy pana Widzew na Łazienkowskiej wydarł Legii tytuł podnosząc się z 0-2 na 3-2.
- Niewiele brakowało, a tym razem też mogło się skończyć takim samym wynikiem. Sędzia nie musiał podnosić chorągiewki, gdy Paweł Brożek w ostatnich sekundach wychodził sam na bramkarza. To była sytuacja stykowa, choć oczywiście sam na sam trzeba jeszcze wykorzystać. Widziałem wiele meczów w Europie, gdy sędziowie w identycznych sytuacjach nie podnosili chorągiewki.
Pierwsza połowa była dramatyczna w wykonaniu Wisły. Gdyby pan mógł i miał na kogo, to wymieniłby pewnie z dziewięciu zawodników!
- Nie szło nam, ale nie pozwolę powiedzieć na nikogo złego słowa. Jesteśmy w takiej sytuacji, że jak wypada nam trzech graczy, to jest wielki kłopot. Paweł Brożek i Łukasz Garguła byli kontuzjowani, opuścili ostatnio sporo treningów. Grają na własną prośbę, bo nie mamy kogo wstawić. Paweł nie trenował dwa tygodnie, Łukasz cały czas gra i trenuje z kontuzją. Nie mam do nich pretensji, a należą im się niskie ukłony za zaangażowanie i poświęcenie, które wykazują!
Co było kluczowe w tej przemianie zespołu? Wpuszczenie Guerriera, przebłyski Stilicia?
- Najważniejsza była przerwa, w trakcie której, w szatni powiedzieliśmy sobie parę słów...
Leciały drzazgi?
- Nie, w takiej sytuacji krzykiem nic nie zrobisz. Doszliśmy po prostu do wniosku, że to, co prezentowaliśmy w pierwszej połowie, to nie była nasza gra, nad którą tak ciężko pracujemy na treningach. To nie było to, cośmy sobie wypracowali. Nie można pojechać na Legię - obojętnie czy gra ona przy kibicach, czy bez nich, i podejść do meczu jak do sparingu. Mimo że kibiców nie ma, trzeba dać z siebie wszystko.
Powiedział pan po końcowym gwizdku sędziego: "Jest punkcik". Po podziale to będzie połowa punktu, ale ten remis jest dla Was ważniejszy chyba z punktu widzenia psychologicznego - na Legii w dwumeczu zdobyliście cztery "oczka".
- Chodziło nam przede wszystkim o to, żeby Legia w tabeli nie odjechała. Nie tylko nam, ale też innym zespołom - Ruchowi, Lechowi, czy Górnikowi. Dzięki temu remisowi tabela jest bardziej spłaszczona i play-offy będą jeszcze bardziej atrakcyjne.
To był chyba jeden z najlepszych meczów Semira Stilicia w polskiej lidze. Co pan do niego krzyknął w pierwszej połowie?
- To nie była reprymenda, tylko podpowiedź odnośnie krycia, taktyki. Semir? On dojdzie do siebie i będzie jeszcze groźniejszym piłkarzem. On potrzebuje jeszcze trochę czasu, Semir meczami dochodzi do wysokiej formy. Z tygodnia na tydzień, ze spotkania na spotkanie coraz lepiej się czuje. To rzeczywiście widać.
Teraz niedowiarki mogą się przekonać jak ważny był to transfer, wykonany na dodatek za darmo.
- Naturalnie, Stilić jest dla nas dużym wzmocnieniem. Ja co do tego nigdy nie miałem wątpliwości.
Ale denerwuje się pan, gdy słyszy, że słabo Wam idzie, bo nie wygraliście na Lechii i przegraliście z Ruchem.
- Jak ktoś może mówić, że słabo nam idzie na wiosnę!? Ludzie złoci! Przecież dwa pierwsze mecze wygraliśmy. Lechia to nie są jakieś słabeusze, że możesz ich ograć z zamkniętymi oczami. Remis na wyjeździe z takim rywalem nie jest dla mojego zespołu słabym wynikiem!
- Ci, którzy tak wybrzydzają zapomnieli chyba, że nie mamy najlepszej i najszerszej kadry w lidze, zapomnieli też o kłopotach, z jakimi boryka się nasz klub! Czegoś tutaj nie rozumiem! Ci którzy przed sezonem twierdzili, że jesteśmy kandydatem do spadku, teraz zmienili zdanie i mówią, że zawiedliśmy na Lechii?! Trzeba się na coś zdecydować. Na szczęście na nas takie gadki nie robią wrażenia. My robimy swoje i koniec.
Nieobliczalna ta nasza liga. Ruch zachwycał, ale zaliczył wpadkę z Piastem 0-2.
- Na pewno z Ruchem zmierzymy się w tym sezonie jeszcze raz i na pewno nie zagramy w taki sposób, jak ostatnio.
Słyszę w pana głosie chęć rewanżu.
- Chodzi o to, że niektórym się wydawało, że ogranie Ruchu przyjdzie łatwo. Zabrakło w tym meczu determinacji z derbów, czy drugiej połowy spotkania z Legią.
Wrócił pan właśnie ze spotkania z prezesem Bednarzem. Co ustalaliście?
- Rozmawialiśmy o dwóch tygodniach, które nastąpią między play-offem a końcem sezonu. Snuliśmy też wstępne plany co do nowych rozgrywek.
Brakuje panu pewnie napastnika?
- Poszukujemy go pod kątem letniego okienka transferowego, mamy nawet na oku paru kandydatów, którzy mogliby pasować do naszej koncepcji gry i wzmocnić nas. Skauting cały czas pracuje. W czerwcu jesteśmy w stanie pozyskać dwóch-trzech piłkarzy klasy Stilicia.
Właściciel Bogusław Cupiał jest zadowolony po meczu z Legią?
- Nie wiem, prezes jest za granicą, nie rozmawiałem z nim jeszcze. Po powrocie na pewno porozmawiamy.
Rozmawiał: Michał Białoński