Polska wygrała z Łotwą 3:0 w meczu eliminacji piłkarskich mistrzostw Europy. Wszystkie bramki zdobył Robert Lewandowski.
Zgodnie z przewidywaniami większość na trybunach w Rydze stanowili polscy kibice. Łotysze, podobnie jak w poprzednich spotkaniach eliminacji, nie zapełnili trybun stadionu Daugava, składającego się z trzech osobnych trybun bez dachu. W czwartek fani gospodarzy zasiedli tylko w sektorze za jedną z bramek. I to też nie w komplecie.
Kilka godzin przed meczem trudno było spotkać kibiców w łotewskich barwach na ulicach Rygi, widać i słychać było tylko fanów reprezentacji Jerzego Brzęczka. Nie tylko z kraju - dotarli tutaj m.in. z Anglii.
Faworyt przed tym meczem był oczywisty. Polska, mimo słabszych występów we wrześniu (0:2 ze Słowenią i 0:0 z Austrią), zajmowała pierwsze miejsce w grupie, a Łotysze ostatnie. Gospodarze czwartkowego meczu przegrali już m.in. 0:6 z Austrią i 0:5 ze Słowenią. Mieli bilans bramkowy 1-21, a ten jedyny gol to samobójczy strzał rywali (w marcowym meczu z Macedonią Północną).
W czwartkowym meczu po raz 109. w reprezentacji Polski, co jest jej rekordem, zagrał kapitan Robert Lewandowski, a 70. - Kamil Glik. Natomiast w reprezentacji Łotwy setny mecz (tak wynika z danych tamtejszej federacji) rozegrał 39-letni bramkarz i kapitan Andris Vanins.
Z powodu kontuzji odniesionej podczas środowego treningu w kadrze Jerzego Brzęczka na mecz z Łotwą nie znalazł się Krystian Bielika.
Szansę dostali natomiast m.in. Sebastian Szymański i Maciej Rybus. Takie mecze nigdy nie są łatwe. One stają się łatwe wtedy, gdy strzeli się szybko gola - mówił dzień wcześniej trener Brzęczek.
Musimy szybko strzelić jedną, drugą bramkę i później będzie łatwiej. Ale najpierw trzeba to zrobić - dodawał Kamil Glik. No i zrobili. Już po trzynastu minutach biało-czerwoni prowadzili 2:0 po golach Roberta Lewandowskiego.
Te bramki chyba nie mogły zdziwić słoweńskiego selekcjonera Łotyszy Slavisę Stojanovica, który dzień wcześniej nazwał 31-letniego piłkarza najlepszym obecnie środkowym napastnikiem na świecie.
Po niespełna kwadransie było więc praktycznie po meczu i chyba jedyną kwestią pozostawały rozmiary zwycięstwa gości. W pierwszej połowie szansę mieli jeszcze Grzegorz Krychowiak (jego strzał z dystansu obronił Vanins) oraz Kamil Grosicki. Łotysze przed przerwą odpowiedzieli tylko płaskim, niecelnym strzałem Olegsa Laizansa.
Druga część zaczęła się ponownie od ataków podopiecznych Brzęczka. Dwóch okazji nie wykorzystał Grosicki. Biało-czerwoni nie forsowali tempa, ale nawet bez zbytniego wysilania się ich przewaga nie podlegała dyskusji.
W 76. minucie swoją trzecią bramkę w tym meczu, a łącznie 60. w kadrze narodowej, zdobył z bliska po strzale do pustej bramki Lewandowski. Łotysze na chwilę stanęli, jakby spodziewając się reakcji sędziego.
Do końca wynik nie uległ już zmianie, a końcowy gwizdek kibice przyjęli chyba z ulgą - w Rydze było zimno i deszczowo.
Po siedmiu kolejkach piłkarze Brzęczka prowadzą w grupie G z dorobkiem 16 punktów. W niedzielę w Warszawie biało-czerwoni zagrają z Macedonią Północną.