Kuriozalny gol Tomasa Pekharta zapewnił Legii zwycięstwo w Poznaniu nad Lechem w hicie 27. kolejki ekstraklasy. Piłkarze ze stolicy Wielkopolski mieli tylko przebłyski niezłej gry i musieli pogodzić się z pierwszą od 25 października porażką.
Lech Poznań - Legia Warszawa 0:1 (0:1)
Bramki: 0:1 Tomas Pekhart (17).
Żółta kartka - Lech Poznań: Wołodymyr Kostewycz, Kamil Jóźwiak, Dorde Crnomarkovic, Tymoteusz Puchacz. Legia Warszawa: Mateusz Wieteska, Radosław Majecki.
Sędzia: Tomasz Musiał (Kraków). Bez udziału kibiców.
Lech Poznań: Mickey van der Hart - Bohdan Butko, Lubomir Satka, Dorde Crnomarkovic, Wołodymyr Kostewycz - Tymoteusz Puchacz, Karlo Muhar (75. Jakub Moder), Dani Ramirez (60. Filip Marchwiński), Pedro Tiba, Kamil Jóźwiak - Timur Żamaletdinow (65. Christian Gytkjaer).
Legia Warszawa: Radosław Majecki - Artur Jędrzejczyk, Mateusz Wieteska, Igor Lewczuk, Michał Karbownik - Marko Vesovic, Domagoj Antolic, Walerian Gwilia (74. Mateusz Cholewiak), Andre Martins (67. Bartosz Slisz), Luquinhas (90+4. William Remy) - Tomas Pekhart.
Mecze Lecha z Legią to zwykle święto futbolu w stolicy Wielkopolski. Jeszcze nie tak dawno w trakcie tych spotkań 42-tysięczny stadion wypełniał się do ostatniego miejsca. W ostatnich latach frekwencja nieco spadła, ale 14 marca, gdy pierwotnie miał odbyć się ten pojedynek, na trybunach miało zasiąść ponad 30 tysięcy kibiców. Na pustym stadionie spotkanie nie mogło być emocjonującym widowiskiem.
Obie ekipy zaliczyły już "restart" po przerwie spowodowanej pandemią koronawirusa, rozgrywając zaległe spotkania ćwierćfinału Pucharu Polski. Legioniści wyeliminowali Miedź Legnica (2:1), a Lech pokonał w Mielcu Stal 3:1. Do meczu ligowego drużyny przystąpiły jednak w zmienionych składach. Trener lidera ekstraklasy Aleksandar Vukovic nie mógł skorzystać z pauzujących za kartki Pawła Wszołka i Jose Kante. Od początku w składzie pojawili się Pekhart, Luquinhas, Andre Martins, a do bramki wrócił Radosław Majecki.
W zespole gospodarzy tych zmian było znacznie mniej - Tymoteusz Puchacz pojawił się od pierwszej minuty, szkoleniowiec Dariusz Żuraw natomiast ponownie postawił w ataku na Timura Żamaledtinowa.
Przez pierwsze minuty oba zespoły grały bardzo ostrożnie, dość zachowawczo. Gospodarze częściej byli przy piłce, lecz legioniści nie za wiele im pozwalali. W 9. minucie aktywny od samego początku meczu Pedro Tiba przedarł się lewą stroną boiska, ale zamykający akcję Tymoteusz Puchacz posłał piłkę nieznacznie nad spojeniem słupka i poprzeczki.
"Kolejorz" poczuł się pewniej, ale w momencie, gdy się rozkręcał, stracił gola. Po niezbyt precyzyjnym dośrodkowaniu bramkarz poznaniaków Mickey van der Hart tak niefortunnie piąstkował piłkę, że trafił w nią w plecy swojego kolegi z zespołu Djordje Crnomarkovicia. Futbolówka potoczyła się do siatki, a dobił ją jeszcze Tomas Pekhart.
Przypadkowa utracona bramka podcięła skrzydła Lechowi. Efektowne, kombinacyjne wymiany piłek, którymi podopieczni Dariusza Żurawia imponowali w meczu Pucharu Polski w Mielcu, przeciwko Legii nie przynosiły większego efektu. Warszawianie stosunkowo łatwo "kasowali" ataki rywala i to oni zaczęli sprawiać wrażenie, że panują nad sytuacją na boisku.
Lechowi dopiero w końcówce pierwszej odsłony udało się zagrozić bramce gości, lecz Żamaletdinowowi zabrakło centymetrów, by uprzedzić Majeckiego. Szansę na podwyższanie wyniku mieli także legioniści. Po rzutach rożnych Artur Jędrzejczyk, a potem Mateusz Wieteska byli blisko pokonania van der Harta.
W drugiej połowie lechici mieli przewagę, ale też nie stworzyli zbyt wielu klarownych okazji. W 56. minucie piłkarze i sztab szkoleniowy uniósł ręce z radości - po wrzutce Dani Ramireza z rzutu wolnego, Djorde Crnomarkovic z bliska trafił do siatki. Sędzia Tomasz Musiał skorzystał z wideoweryfikacji i okazało się, że Serb był na minimalnym spalonym.
Niewiele brakowało, by Dani Martins wyręczył piłkarzy Lecha, gdyż trafił w poprzeczkę własnej bramki. Trener Żuraw liczył, że Filip Marchwiński i przede wszystkim Christian Gytkjaer rozkręcą grę gospodarzy, ale tak się jednak nie stało. Kontry Legii natomiast były coraz bardziej groźne, ale van der Hart nie popełnił już więcej błędów i bronił dość pewnie. Przy strzale Mateusza Cholewiaka miał szczęście, bowiem legionista trafił w boczną siatkę.
W doliczonym czasie gry znakomitą szansę na wyrównanie miał Puchacz, któremu zabrakło zimnej krwi. Miał czas, by dokładnie przymierzyć, ale z sześciu metrów fatalnie spudłował.