To już 10 lat Marcina Gortata w lidze NBA. Polski center dokładnie dekadę temu po raz pierwszy wystąpił w meczu najlepszej koszykarskiej lidze świata. W pojedynku z Orlando Magic z New York Knicks spędził na parkiecie nieco ponad 2 minuty i zdobył 2 punkty. Od tego czasu zagrał tylko w sezonie zasadniczym 738 meczów, w których zdobył 7559 punktów. Jego bilans uzupełnia 80 pojedynków fazy play-off.
Początki Marcina Gortata w NBA czy szerzej - w koszykówce - nie były proste. Warto sobie przypomnieć, że basketu Gortat zaczął się uczyć jako 17-latek. A to od razu pokazuje jak wiele musiał wypracować, by trafić do najlepszej ligi na świecie. W drafcie został wybrany już w 2005 roku. Phoenix Suns zaraz po tym, jak zdecydowała się na Polaka (z numerem 57. w drafcie), oddała go do Orlando Magic. Tam Gortat jednak początkowo był za słaby. Odesłano go do Europy do klubu z Kolonii, w którym występował wcześniej. Dopiero przed sezonem 2007-2008 trener Stan van Gundy stwierdził, że Gortatowi trzeba dać szansę.
Szans na grę było jednak niewiele, bo pod koszem występował Dwight Howard - gwiazda nie tylko klubu z Orlando, ale i całej ligi. Gortat mógł się więc jedynie uczyć, ale miał od kogo. W drużynie pracował wtedy też były wybitny center Patrick Ewing. Pierwszy sezon w NBA to dla Polaka zaledwie 6 meczów w sezonie zasadniczym i 8 w play-off.
Magiczny był na pewno drugi sezon Gortata w NBA. Koszykarz powoli wyrabiał sobie pozycję w zespole. Grał w większości meczów, spędzał na parkiecie więcej czasu i zagrał w wielkiej, finałowej rywalizacji przeciwko Los Angeles Lakers. Magic przegrali ją 1-4, a Gortat zdobył w tej rywalizacji 16 punktów. Później już nigdy tak daleko w play-off nie doszedł.
W Orlando Gortat spędził 3 lata. W czwartym sezonie przeniósł się do Phoenix Suns, by po 2,5 roku spędzonych w Arizonie trafić do Washington Wizzards. W amerykańskiej stolicy nasz jedynak w NBA rozgrywa już swój piąty sezon.
Polak potrafił rozgrywać w NBA świetne spotkania. Swoją wymowę ma choćby 20 zbiórek w jednym spotkaniu czy zdobycie 31 punktów. Potrafił też seriami zdobywać co najmniej 10 punktów i 10 zbiórek w jednym meczu kolekcjonując tzw. "double-double". W swoim rekordowym sezonie 2011-2012 zdobywał średnio 15,4 punkty na mecz i notował 10 zbiórek w każdym meczu. W obecnych rozgrywkach rola Gortata w drużynie maleje. Średnio rzuca on 8,7 punktu na mecz. Jego bilans uzupełnia 7,9 zbiórki na mecz oraz blisko 2 asysty. W każdym meczu Polak spędza na parkiecie 26 minut. W najlepszych sezonach to były ponad 32 minuty.
W trakcie 10 lat liga NBA mocno się zmieniła. Kluby odchodzą od gry z klasycznym centrem - nic dziwnego, że zmienia się także rola naszego koszykarza. Gortat to jednak niezwykły przykład uporu i pracowitości. Mimo przeciwności i wielu zakrętów na swojej drodze w NBA, utrzymał się w lidze przez 10 lat, a jego kontrakt z Washington Wizzards będzie obowiązywał do końca sezonu 2018/19. Pięcioletnią umowa gwarantuje mu 60 mln dolarów, a takiej płacy nie daje się graczowi drugorzędnemu. Gortata omijają kontuzje. W ostatnich latach na palcach jednej ręki można policzyć spotkania, które musiał opuścić. To wszystko składa się na obraz solidnego koszykarza, który w trakcie kariery potrafił błyszczeć w najbardziej wymagających rozgrywkach globu.
Długo moglibyśmy jeszcze brnąć w statystyczne meandry przygody Gortata w NBA. W końcu jak we wszystkich amerykańskich ligach wszystkiego rodzaju liczbowe wyliczenia są tam niezwykle istotne. Bo Gortat stał się sportowcem-instytucją. Dba o swoją prywatność, promuje Polskę, jest patriotą. Pomaga weteranom, jest otwarty na polską historię, działa charytatywnie, szuka młodych koszykarskich talentów. Modelowy przykład tego, jak wykorzystywać w dobrych celach swoją popularność. W ciągu kilkunastu lat od pierwszego kontaktu z koszykówkę Gortat stał się najlepszym polskim koszykarzem, solidnym zawodnikiem NBA i postacią angażującą się mocno w różne, pozytywne inicjatywy.
(mpw)