Brazylijskie Corinthians Sao Paulo pokonało Chelsea Londyn 1:0 (0:0) w wielkim finale Klubowych Mistrzostw Świata. Jedyną bramkę na stadionie w Jokohamie zdobył Paulo Geurrero. Zespół z Ameryki Południowej sięgnął po trofeum po raz pierwszy od pięciu lat.
Faworytem była drużyna Chelsea, choć ostatnio Londyńczycy przeżywają gorszy okres, odpadli między innymi z Ligi Mistrzów, choć przecież byli obrońcami tytułu. W drużynie zmienił się trener - Roberto Di Matteo zastąpił Rafa Benitez, który ma już w dorobku Klubowe Mistrzostwo Świata zdobyte z Interem Mediolan dwa lata temu. Fani "The Blues" nie poprawili sobie jednak humorów, bo zdobywca Copa Libertadores spisał się w finale o wiele lepiej niż przed rokiem FC Santos, który przegrał z Barceloną 0:4.
Można było wziąć za pewnik, że tym razem w finale aż tyle bramek nie padnie. Chelsea słynie z niezłej defensywy, a Corinthians gra piłkę "antybrazylijską" i potrafi naprawdę dobrze organizować się w obronie. I rzeczywiście o zwycięstwie zadecydowała jedna bramka. W 69 minucie niezdecydowanie obrony Chelsea wykorzystał znany z gry choćby w Bayernie Monachium Peruwiańczyk Paulo Guerrero.
Bramki mogły paść już w pierwszej części gry. Świetnej okazji nie wykorzystał jeden z czterech Brazylijczyków z Chelsea Moses. W rewanżu dwie dobre okazje miał Emerson. A jeszcze przed przerwą prowadzenie Chelsea mógł dać Fernando Torres i ponownie Moses.
Po stracie gola Chelsea robiła co mogła by doprowadzić do remisu, a najlepszą okazję kilka minut przed końcem spotkania zmarnował Torres. Hiszpan mógł wybrać gdzie posłać piłkę, ale trafił w nogi bramkarz Corinthinas Cassio - ten został bohaterem spotkania, bo w kilku sytuacjach ratował kolegów.
W końcówce najpierw z czerwoną kartką boisko opuścił Gary Cahill, a Torres trafił do bramki...ze spalonego.Cały mecz w barwach Corinthians rozegrał Paulinho. Brazylijczyk kilka lat temu był piłkarzem ŁKS-u Łódź.
Wcześniej w spotkaniu o trzecie miejsce, w tym samym japońskim mieście, meksykańska drużyna CF Monterrey wygrała z Al Ahly Kair 2:0.