W finale turnieju piłkarzy ręcznych Christmas Cup rozgrywanego we Wrocławiu Polska pokonała Czechy 37:33 (22:14). Trzecie miejsce zajął Iran, który w pierwszym wtorkowym spotkaniu wygrał z Ukrainą 25:21.

REKLAMA

Polska - Czechy 37:33 (22:14).

Polska: Sławomir Szmal, Marcin Wichary - Karol Bielecki 8, Przemysław Krajewski 5, Michał Szyba 5, Michał Jurecki 5, Kamil Syprzak 3, Krzysztof Lijewski 3, Jakub Łucak 3, Michał Daszek 2, Robert Orzechowski 2, Bartosz Konitz 1, Maciej Gębala 0, Piotr Grabarczyk 0, Rafał Gliński 0, Adam Wiśniewski 0, Piotr Chrapkowski 0.

Czechy: Tomas Mrkwa - Jakub Hrstka 8, Tomas Babak 6, Ondrej Zdrahala 6, Leosz Petrovski 5, Tomas Hes 4, Jan Stehlik 2, Petr Szlachta 1, Miroslav Jurka 1, Michal Kasal 0, Ladislav Brykner 0, Jan Landa 0, Libor Hanisch 0.
Kary - Polska: 10 min.; Czechy: 6 min.

Poza początkiem spotkania, kiedy to Czesi pierwsi zdobyli gola i gdy udało im się doprowadzić do wyniku 2:2, cały czas prowadzili Polacy. Biało-czerwoni imponowali przede wszystkim tym samym, co w pierwszym spotkaniu turnieju z Ukrainą, czyli bardzo solidną obroną. Zdobywanie goli Czechom przychodziło z wielkim trudem, nawet kiedy grali w przewadze.
Trener Polaków Michael Biegler więcej denerwował się i bardziej emocjonalnie reagował na poczynania swoich podopiecznych w ataku. Już po pierwszym meczu Niemiec mówił, że czasami jego zespół gra zbyt skomplikowanie, kiedy najlepsze są najprostsze metody.

Po 22 minutach Polacy prowadzili 15:11. W ciągu kolejnych 180 sekund, po dwóch trafieniach Michała Szyby i jednym świetnie dysponowanego Karola Bieleckiego, odskoczyli już na siedem bramek (18:11). Wydawało się, że w drugiej połowie biało-czerwoni będą tylko powiększali przewagę, ale tak się nie stało. Przyczyną była zupełna bezradność w ataku. Momentami Polacy sprawiali wrażenie, jakby nie mieli pomysłu na rozegranie akcji. Świetnie w bramce rywali spisywał się też Tomas Mrkwa, który bronił w nieprawdopodobnych sytuacjach.

Czesi zaczęli odrabiać straty i na kwadrans przed końcem przegrywali już tylko 24:27. W tym momencie Jan Stehlik został ukarany dwoma minutami i to był decydujący moment, bo grający w przewadze Polacy zdobyli trzy gole (wszystkie Jakub Łucak) i odskoczyli na sześć bramek (30:24). Tej straty Czesi nie byli już w stanie odrobić.

Trener Biegler ponownie przez cały mecz mocno rotował składem. Z Czechami w wyjściowym ustawieniu znalazł się m.in. Robert Orzechowski, którzy z Ukrainą nie zagrał w ogóle. Szkoleniowiec polskiej reprezentacji próbował również różnych wariantów kadrowych, aby zobaczyć, jak wygląda współpraca poszczególnych zawodników. Do tego właśnie miały służyć mecze z Ukrainą i Czachami.
Po turnieju we Wrocławiu polscy zawodnicy dostaną kilka dni wolnego i już w nowym roku spotkają się na zgrupowaniu w Krakowie. Stamtąd wyjadą na obóz do Hiszpanii, gdzie wystąpią w turnieju będącym ostatnim sprawdzianem przed Euro 2016, którego organizatorem jest Polska.

Pierwszy mecz na mistrzostwach Europy biało-czerwoni rozegrają 15 stycznia w Krakowie, ich rywalem będzie Serbia.