"Cała ta sprawa jest żenująca" - mówi o problemach Kazimierza Grenia szef PZPN Zbigniew Boniek. Członek zarządu PZPN został w niedzielę zatrzymany w Dublinie za podejrzenie handlu biletami na mecz Polska - Irlandia. Jednak w poniedziałek tamtejszy sąd uniewinnił go z tych zarzutów.
Szef PZPN Zbigniew Boniek zapowiada, że na razie zlecił komisji prawnej związku zbadanie całej sprawy.
Gdyby się okazało, że handlował biletami to jest to problem. To jest szkalowanie wizerunku związku. To jest członek zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej. Mam nadzieję, że tak nie jest. Pan Greń mówi, że tak nie jest. Chcemy to po prostu wyjaśnić. Nie chcemy nikogo oskarżać, ani nikogo bronić - podkreśla Boniek.
Jeśli wynik związkowego śledztwa będzie niekorzystny dla Kazimierza Grenia, zarząd może go czasowo odwołać, lub zawiesić większością dwóch trzecich głosów. Ostateczną decyzję w jego sprawie podejmuje jednak Walne Zgromadzenie delegatów, odbywające się raz do roku.
Podpisałem już pismo do sądu w Dublinie, w którym zwracamy się z prośbą o udostępnienie całej dokumentacji dotyczącej Kazimierza Grenia. Z drugiej strony jestem z panem Greniem w kontakcie i on zaprzecza wszystkim zarzutom, a także powtarzanej w mediach informacji, że przyznał się do winy - komentuje Zbigniew Boniek. To ostatnie jest w naszym przypadku fundamentalne, bo naszym obowiązkiem jest bronienie dobrego imienia członka zarządu PZPN, ale nie chronienie go, w przypadku gdyby okazał się winny. Dlatego zbadamy tę sprawę najszybciej, jak to tylko będzie możliwe. Na razie wolę mieć nadzieję, że jest niewinny.
Nie wiem, skąd pan Kazimierz Greń mógł mieć te bilety. Każdemu członkowi zarządu przysługują dwie wejściówki na każdy mecz reprezentacji. Z kolei każdy z szesnastu wojewódzkich związków piłki nożnej dostaje po pięćdziesiąt takich biletów, do rozdysponowania wedle własnego uznania - tłumaczy Boniek. Oczywiście mamy dane wszystkich osób, które kupiły bilety z tej puli, ale w tej chwili nie potrafię powiedzieć, czy to z niej pochodziło dwanaście biletów, z którymi zatrzymano pana Grenia - wyjaśnił.
Pieniądze - jak wynikało z rozmowy z rzecznikiem policji w Dublinie - musiały być przed stadionem wręczane. Szczegółowej interpretacji zdarzenia dokonał sąd, który po przyznaniu się Grenia do winy - z uwagi na łagodzące okoliczności - postanowił go nie karać.
W poniedziałek irlandzki dziennik "Irish Examiner" napisał o zatrzymaniu działacza PZPN pod stadionem w Dublinie. Kazimierz Greń - prezes Podkarpackiego ZPN - miał zostać oskarżony o nieuprawnioną sprzedaż biletów. Jak dodano, polski działacz spędził noc w areszcie, a o rezultacie meczu dowiedział się podobno od strażników.
Wciąż jestem w szoku. Miałem ze sobą 12 biletów dla przyjaciół z Polski. Jeden z biznesmenów poprosił mnie, żebym przywiózł je tam dla niego i znajomych. Stałem na prywatnej działce. Nie wiedziałem, że tam nie można przebywać. W pewnym momencie podeszła policja i zabrała mnie na komisariat. Tłumaczyłem wcześniej, że czekam na przyjaciół, którzy w umówionym miejscu mieli te bilety ode mnie odebrać. Niestety, policjanci mi nie uwierzyli. Myśleli, że handluję wejściówkami. Zabrano mi telefon - relacjonował wtedy Kazimierz Greń. Jak dodał, w tej sytuacji poprosił, aby policja i adwokat zadzwonili do przyjaciół czekających na bilety, którzy potwierdziliby jego wersję.
Tamtejsze prawo jest takie, że musiał zebrać się sąd. Zostałem uniewinniony. Sąd oddalił wszystkie zarzuty. Ludzie, do których dzwoniono, potwierdzili moje słowa w sprawie biletów. Nie wiem, może będę domagał się od tamtejszej policji odszkodowania. Przecież kupione przeze mnie bilety nie dotarły do ludzi, którym miałem je przekazać - tłumaczył działacz.
(ug) (md)