Przewodząca tabeli Ekstraklasy Lechia Gdańsk do dziewięciu przedłużyła serię meczów bez porażki - ale nie zdołała pokonać beniaminka Miedzi Legnica: kończące 19. kolejkę rozgrywek spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem. Gdańszczanie utrzymali pozycję ligowego lidera, ale nad Legią Warszawa mają już tylko trzy punkty przewagi.
Od rozpoczęcia spotkania w Legnicy minęło zaledwie kilkadziesiąt sekund, a Lechia już zagroziła bramce Miedzi. Po zagraniu z lewej strony Rafał Wolski nie zdołał oddać strzału, ale zgrał do Flavio Paixao, który znalazł się przed bramkarzem rywali. Anton Kanibołocki śmiało jednak wyszedł z bramki i Portugalczyk trafił futbolówką wprost w niego.
W kolejnych minutach ekipa z Trójmiasta miała optyczną przewagę, ale nie przekładało się to na sytuacje bramkowe. Do przerwy groźny był strzał Daniela Łukasika, po którym piłka minimalnie minęła bramkę, a później jeszcze uderzenie głową Michała Nalepy.
Gdańszczanie grali zbyt schematycznie, a przede wszystkim za wolno, aby zaskoczyć dobrze zorganizowaną i zagęszczoną obronę Miedzi. Próbowali rozciągać grę, ale finalnie sprowadzało się to do wstrzeliwania piłki w pole karne, gdzie górą byli gospodarze.
Legniczanie grali natomiast tak, jak ma to miejsce od kilku tygodni: koncentrowali się na defensywie i szukali szans w kontratakach. Po stracie piłki cofali się całym zespołem na 30. metr przed swoją bramką i ustawiali aż sześciu obrońców w linii.
Ofensywne wypady Miedzi wyglądały groźnie, ale brakowało im ostatniego, otwierającego drogę do bramki podania. Najbliżej tego było, kiedy Petteri Forsell zagrywał już w polu karnym do Pawła Zielińskiego: w ostatniej chwili jednak Łukasik wślizgiem wybił piłkę spod nóg przeciwnika.
Początek drugiej połowy był bardzo obiecujący. Pierwszy szansę na gola miał Lukas Haraslin, ale naciskany przez rywali nie zdołał oddać czystego strzału. Wkrótce potem dwukrotnie próbkę swoich umiejętności, jeśli chodzi o strzały z dystansu, dał Petteri Forsell. Najpierw uderzył z ponad 30 metrów i tylko doskonała parada Dusana Kuciaka uratowała Lechię przed stratą gola. Kilka chwil później Fin ponownie strzelał z rzutu wolnego - a bramkarz gości ponownie nie bez problemów sparował piłkę.
W tym okresie obie ekipy wyraźnie przyspieszyły grę i atakowały większą liczbą zawodników. Spotkanie mogło się podobać, ale animuszu starczyło obu drużynom tylko na kwadrans. Później Miedź ponownie koncentrowała się na defensywie i kontratakowała, a Lechia próbowała atakować pozycyjnie, ale było to bicie głową w mur.
Paradoksalnie w tym czasie gdańszczanie mieli najlepszą okazję do zdobycia gola. Po błędzie obrońców gospodarzy Haraslin znalazł się trzy metry przed bramką, huknął z całej siły, ale... zamiast do siatki trafił w trybuny.
Ciekawie zrobiło się w ostatnich minutach, kiedy nieoczekiwanie zaatakowała Miedź. Dwie "piłki meczowe" miał Zieliński - i przynajmniej jedną powinien był zamienić na gola. Najpierw Błażej Augustyn zablokował strzał Henrika Ojamay i piłka znalazła się pod nogami Zielińskiego: uderzył z pola karnego mocno - ale nad bramką. Kilka chwil później strzelał z jeszcze bliższej odległości, tym razem jednak za lekko i Kuciak zdołał złapać piłkę.
Na tym emocje w Legnicy się zakończyły.
Piotr Stokowiec, trener Lechii:
"Myślę, że to nie był łatwy mecz dla nas. Trzeba było naprawdę solidnie się napracować, żeby myśleć o jakiejś zdobyczy punktowej. Oczywiście graliśmy o pełną pulę. Swoje sytuacje mieliśmy, natomiast Miedź też była dobrze zorganizowana. Podwoili boki w systemie 5-4-1. Wiedzieli o naszych atutach i faktycznie nas blokowali. (...) Stworzyliśmy swoje sytuacje, ale też trzeba było uważać, aby nie nadziać się na kontrę. Każda drużyna szanowała punkt, ale chciała też wygrać i czekała na szanse.
Wiadomo, że gra się o pełną pulę. Siłę ofensywną wpuściliśmy taką, jaką mieliśmy, licząc na to, że zdobędziemy bramkę. To się nie udało, natomiast zdaję sobie sprawę, że ta drużyna będzie grała jeszcze lepiej i potrzebujemy okresu przygotowawczego, sparingów, żeby tacy zawodnicy jak Wolski, Sobiech czy wracający po kontuzji Lipski przepracowali pełny okres przygotowawczy.
Gratuluję Miedzi punktu i dobrego widowiska. Na pewno taka gra daje im podstawy do tego, aby myśleć o spokojnym utrzymaniu, a może o czymś więcej. Jestem zadowolony z dorobku swojej drużyny i wiem, że będziemy szli w górę".
Dominik Nowak, trener Miedzi:
"Ten zimowy wieczór zakończył się dla nas połowicznym sukcesem. Punkt, niezależnie, z kim zdobyty, jest punktem. Trzeba go szanować. Jeżeli chodzi o samo spotkanie, chcieliśmy być konsekwentni w działaniach. Wiedzieliśmy, jak silną stroną Lechii są boczne sektory, umiejętność tworzenia sobie przewagi plus oczywiście dośrodkowania w pole karne. Nie ustrzegliśmy się błędów, szczególnie przy sytuacji Haraslina, ale bez konsekwencji. Uważam, że w przekroju spotkania, które zespół wybiegał, byliśmy dobrze zorganizowani w defensywie.
Ten remis jest dla obu stron sprawiedliwy. Tak ten punkt postrzegam. Można gdybać, bo mieliśmy dwie dobre okazje Pawła Zielińskiego, ale skończyło się remisem".
Żółte kartki: Miedź Legnica - Borja Fernandez, Grzegorz Bartczak, Adrian Purzycki; Lechia Gdańsk - Błażej Augustyn, Daniel Łukasik.
Sędzia: Zbigniew Dobrynin (Łódź).
Widzów: 4 521.
Miedź Legnica: Anton Kanibołocki - Grzegorz Bartczak, Kornel Osyra, Aleksandar Miljkovic - Paweł Zieliński, Borja Fernandez (78. Omar Santana), Adrian Purzycki, Petteri Forsell, Henrik Ojamaa, Juan Camara (73. Artur Pikk) - Mateusz Szczepaniak (90+2. Mateusz Piątkowski).
Lechia Gdańsk: Dusan Kuciak - Joao Nunes, Michał Nalepa, Błażej Augustyn, Filip Mladenovic - Rafał Wolski (60. Artur Sobiech), Jarosław Kubicki, Daniel Łukasik, Tomasz Makowski (90+2. Karol Fila), Lukas Haraslin (75. Jakub Arak) - Flavio Paixao.
Opracowanie: