Marion Bartoli odniosła pierwsze zwycięstwo w Wielkim Szlemie, triumfując w turnieju na trawiastych kortach w Wimbledonie (z pulą nagród 22,56 mln funtów). 28-letnia francuska tenisistka pokonała w finale Niemkę polskiego pochodzenia Sabine Lisicki 6:1, 6:4.

REKLAMA

Bartoli, która była rozstawiona z numerem 15., po raz drugi zagrała w finale, w swoim 47. wielkoszlemowym występie. Poprzednio również udało jej się to na londyńskiej trawie w 2007 roku, kiedy przegrała z Amerykanką Venus Williams.

Dzisiaj spełniło się moje największe marzenie, bo chciałam wygrać Wimbledon już od szóstego roku życia. W 2007 roku byłam w finale, ale się nie udało. Naprawdę długo na to czekałam, ale dziś jestem po prostu najszczęśliwsza na świecie. Wiem, co teraz czujesz Sabine, ale nie przejmuj się, tobie też się to uda i to nie jeden raz - powiedziała triumfatorka podczas ceremonii wręczania pucharów.

Natomiast 23-letnia Lisicki, która znalazła się w drabince z numerem 23., odnotowała w tym tygodniu najlepszy wynik w karierze. W półfinale wyeliminowała w trzech setach Agnieszką Radwańską (nr 4.).

Triumf dał Bartoli czek na 1,6 miliona funtów oraz 2000 punktów do rankingu WTA Tour, w którym awansuje w poniedziałek na siódme miejsce. Lisicki zdobyła połowę tej kwoty i 1400 punktów, a najbliższym notowaniu będzie 18. na świecie. Natomiast Polka, choć nie powtórzyła ubiegłorocznego wyniku, pozostanie czwarta (obroniła 900 z 1400 pkt), a wróciła do domu z 400 tysiącami premii.

To nie było porywające widowisko

Dzisiejszy finał nie był porywającym widowiskiem, a rozgrywany był przy mocno operującym słońcu i upalnej pogodzie, termometry wskazywały około 27 stopni Celsjusza.

Bartoli dotarła do niego bez straty seta w sześciu meczach, ale spędziła w nich na korcie osiem godzin i 45 minut. To było tylko o 27 minut więcej od Niemki, która po drodze oddała rywalkom trzy sety, w tym jednego w czwartkowym pojedynku Radwańskiej.

Najmocniejszą bronią Lisicki na trawie jest serwis, który okazał się zbyt mocny nawet dla triumfatorki ubiegłorocznego Wimbledonu Amerykanki Sereny Williams, pokonanej w trzech setach już w czwartej rundzie.

Jednak w meczu o tytuł to uderzenie chwilami całkowicie zawodziło 23-latkę z niewielkiego Troisdorfu, córkę polskich emigrantów, trenującą od dawna na Florydzie w akademii tenisowej Nicka Bollettieriego w Bradeton. Agresywnemu i mało finezyjnemu siłowemu tenisowi Niemki sprzyja trawa, na której osiągnęła poprzedni wielkoszlemowy półfinał w 2011 roku.

Jednak dziś trudno było u niej znaleźć pewność i determinację z pojedynków z Radwańską czy Williams, sprawiała wrażenie speszonej rangą spotkania, a chwilami wręcz sparaliżowanej, choć początek miała udany, gdyż na otwarcie przełamała podanie Francuzki.

Jednak kolejne sześć gemów padło łupem bardziej doświadczonej Bartoli, która rozstrzygnęła losy pierwszej partii wynikiem 6:1, po 30 minutach. Gdy w drugiej Francuzka objęła prowadzenie 5:1 i 40-15 przy serwisie rywalki, wydawało się, że wszystko już skończone. Jednak dwa asy serwisowe pozwoliły wyjść z opresji Lisicki, która obroniła też trzeciego meczbola przy przewadze dla przeciwniczki, tym razem po zepsutym przez nią bekhendzie. Zrobiło się nerwowo, a Niemka chwilę później odrobiła stratę "breaka" i po utrzymaniu swojego podania wyszła na 4:5. Jednak kolejnego gema zdobyła bez straty punktu Bartoli. Postawiła kropkę nad "i" asem, szóstym tego dnia, wykorzystując czwartą piłkę meczową.

Zaraz po niej wdrapała się do "players box", by podziękować najbliższym i sztabowi trenerskiemu. Zasiadła tam również była tenisistka Amelie Mauresmo, obecnie kapitan reprezentacji Francji w rozgrywkach o Fed Cup, a także ich rodaczka Kristina Mladenovic, która odpadła w tegorocznym Wimbledonie w pierwszej rundzie.