Andrzej Bargiel dotarł do bazy i pobił rekord najszybciej pokonanej trasy na i z Manaslu. Zajęło mu to dokładnie 21 godz. i 14 min. Himalaista stanął na szczycie ośmiotysięcznika o około godz. 8:30 czasu polskiego. Wejście na wierzchołek zajęło mu 14 godzin i mniej więcej 5 minut. Oznacza to, że dotychczasowy rekord, który wynosił 16 godzin, Bargiel pobił o niemal dwie godziny.
Bargiel zjechał szczęśliwie do bazy, która znajduje się na wysokości 4800 m. Tym samym pobił rekord, ponieważ nikomu do tej pory nie udało się tak szybko wejść na szczyt ośmiotysięcznika i z niego zejść.
Jak dowiedział się reporter RMF FM Maciej Pałahicki himalaista po swoim wyczynie jest bardzo zmęczony, bo nie spał od przeszło doby. Przez ostatnie 20 godzin wspinał się na Manaslu, a potem zjechał ze szczytu.
W sumie Bargiel pobił dwa rekordy: najszybciej zdobył szczyt, ale także najszybciej dotarł na Manaslu i zszedł do bazy.
To jednak nie koniec planów Bargiela. W piątek chce polecieć śmigłowcem do Katmandu i w podobnym stylu zaatakować kolejny ośmiotysięcznik - Czo Oju.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Bargiel rozpoczął wspinaczkę na Manaslu (8156 m) w środę o godzinie 18:15 czasu polskiego. Wcześniej, bo już o poranku, z bazy wyszli jego brat, 38-letni Grzegorz Bargiel - pracownik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego - i 55-letni Dariusz Załuski z Warszawy - zdobywca pięciu ośmiotysięczników, w tym K2 (8611 m) i dwukrotnie Mount Everestu (8848 m), laureat wielu nagród międzynarodowych festiwali filmowych.
Grzegorz i Darek byli już po południu w "trójce" na 6800 m. Temperatura minus 20 stopni. Warunki średnie, dużo śniegu, ale najgorszy jest wiatr o sile ponad 50 km na godzinę. Oby tylko mnie nie zwiał - mówił 26-latek przed opuszczeniem bazy. Jestem już po skromnej kolacji - zjadłem makaron z oliwą i ruszam. Tu jest już noc, minęła 22. Po drodze nie zatrzymuję się w obozach, idę od razu do "trójki", co powinno mi zająć około pięciu godzin - zapowiadał w rozmowie z reporterem RMF FM, Maciejem Pałahickim.
W bazie pozostał fotograf, 30-letni Marcin Kin z Zakopanego, który utrzymywał łączność z kolegami. Jak na razie jest lepiej, aniżeli przypuszczał Andrzej. Do "trójki" doszedł po czterech godzinach i 30 minutach. Wiatr osłabł, z czego cieszy się najbardziej. Jest w dobrej formie - relacjonował Kin podczas wspinaczki himalaisty.
W obozie trzecim 26-latek nie odpoczywał długo - planowany postój skrócił z dwóch godzin do jednej. Od "trójki" wspinał się razem z Załuskim i bratem.
Młody zakopiańczyk już wcześniej - wiosną 2012 roku - przystąpił do podobnej próby podczas wyprawy programu Polski Himalaizm Zimowy, ale zmuszony był zawrócić 500 m pod wierzchołkiem.
(acz)