Dwie kontuzje, dwa miesiące przerwy, ponad 1000 oddanych rzutów mniej w porównaniu z zeszłym rokiem, a i tak Anita Włodarczyk sięgnęła na Łużnikach po srebro mistrzostw świata, i to z rekordem Polski . Po zawodach Polka przyznała, że "miała już czarne myśli".
Jestem bardzo szczęśliwa. Wiem, że nie wygrałam, ale mam rekord Polski, a w tym sezonie miałam już czarne myśli. Przygotowania były trudne, nie wiedziałam czy zdążę, ale forma przyszła w odpowiednim momencie - przyznała podopieczna Krzysztofa Kaliszewskiego.
Jak zwykle pomogły jej... jajka. Tym razem też zjadłam. Od przyjazdu do Moskwy, czyli od wtorku, zjadłam ich osiemnaście. Wszystkie na twardo. Przed finałem na śniadanie zjadłam tyle samo, co w Berlinie, czyli pięć. I znowu rekord życiowy - powiedziała.
Do zwycięstwa naszej zawodniczce zabrakło 34 centymetrów. To mało, ale wicemistrzyni olimpijska nie czuje niedosytu. Cieszę się z rekordu Polski. Po trzeciej próbie na 77,79, gdy wyszłam na prowadzenie, wiedziałam, że Tatiana jest w stanie rzucić znacznie dalej. Tak też się stało, ale to dobrze. Ja wtedy się nie poddałam i tylko jeszcze bardziej się zmobilizowałam - zaznaczyła.
Do tego stopnia, że młot poleciał na 78,46. Nie poznawałam siebie, jak wchodziłam do koła. Jeszcze nigdy nie byłam tak nabuzowana. Zabrakło trochę. Drugi raz przegrałam z Łysenko - przed rokiem w igrzyskach i teraz, więc do trzech razy sztuka - dodała mistrzyni Europy z Helsinek.
Chwilę po konkursie Włodarczyk stanęła na podium. Srebro wręczyła jej zdobywczyni siedmiu medali olimpijskich Irena Szewińska.To był trzeci krążek wywalczony przez polską ekipę. Wcześniej po złoto w rzucie młotem sięgnął Paweł Fajdek (Agros Zamość), a srebro zdobył w rzucie dyskiem wywalczył Piotr Małachowski (WKS Śląsk Wrocław).
(bs)