Nowy sezon Pucharu Świata w skokach narciarskich za pasem. W składzie reprezentacji na zawody w fińskiej Ruce znalazł się Aleksander Zniszczoł. 29-letni skoczek debiutował w Pucharze Świata w 2011 roku, ale to miniony sezon był dla niego zdecydowanie najlepszy w karierze. Zniszczoł liczy, że najbliższa sportowa zima będzie dla niego jeszcze lepsza. Skoczek opowiedział także, co sądzi o zmniejszeniu kwot startowych dla najsilniejszych reprezentacji.
Miniony sezon był dla Aleksandra Zniszczoła przełomowy. Po raz pierwszy zdobył w Pucharze Świata ponad sto punktów. Jego licznik zatrzymał się na liczbie 181.
Początek poprzedniej zimy miał słaby, ale od połowy stycznia właściwie regularnie meldował się w drugiej serii konkursów. W bardzo dobrym stylu spisywał się choćby w Planicy w konkursach lotów narciarskich.
Doświadczony skoczek przyznaje, że celem i marzeniem jest znalezienie się na podium zawodów Pucharu Świata. Jest to cel, który mogę osiągnąć. Ciężko trenuję, by cieszyć się kiedyś z takiego sukcesu - mówi.
Polacy w ostatnim czasie trenowali... na Cyprze a później w norweskim Lillehammer. Zniszczoł przyznaje, że możliwość pracy w przyjemnych, ciepłych warunkach była przed sezonem miłą odmianą.
Ten obóz dał nam wszystkim dodatkowe doładowanie. Super, że mogliśmy zabrać ze sobą rodziny. To wszystko miało też taki wymiar integracyjny. W Lillehammer było oczywiście o wiele chłodniej, ale na skoczni poczułem się bardzo fajnie. Pojawił się głód skakania. Przyjechaliśmy na śnieg i od razu zaczęło wszystko wychodzić. Oby efekty było widać już za kilka dni na skoczni w Ruce - mówi.
FIS zmienił przed sezonem regulamin Pucharu Świata. Najważniejsze reprezentacje mogą teraz wystawić maksymalnie po 6 zawodników do kwalifikacji. Wcześniej było to 7 skoczków. O jednego zawodnika mniej mogą zgłosić także Polacy. Do Ruki na inaugurację sezonu poleci pięciu Biało-Czerwonych. Przed wprowadzeniem zmian byłaby to sześcioosobowa grupa. Zniszczoł w trakcie kariery często balansował pomiędzy Pucharem Świata i Pucharem Kontynentalnym. Czy nie obawia się, że w razie kiepskiego początku sezonu straci miejsce w kadrze?
Na pewno nie czuję się w ten sposób. Znam swoją wartość, wiem, jaką mam dyspozycję. Na pewno mentalnie nie widzę takiego problemu. W ogóle w ten sposób nie myślałem. Jestem w kadrze, bo wiem, że przez całe lato wykonywałem dobrą pracę. Był taki moment w przygotowaniach, gdy troszkę się pogubiłem. Uciekła pozycja dojazdowa. Musiałem cierpliwie poczekać, by wszystko wróciło na właściwe tory. Nie było paniki, tylko spokój, bo przecież to niemożliwe, by ze skoku na skok zapomnieć, o co w tym wszystkim chodzi. Udało mi się wyeliminować problemy. Na pewno będę się cieszył z tego sezonu. Nie mogę doczekać się rywalizacji - podkreśla Zniszczoł.
Zawodnik zwraca jednak uwagę na poważny problem. Najmocniejsze reprezentacje zabierają teraz ze sobą na Puchar Świata mniejszą grupę sportowców. Często takich, którzy potrafili punktować w zawodach. Teraz trafią oni do Pucharu Kontynentalnego, ale niewykluczone, że nie będzie im się to opłacać.
Jeżeli zmniejszono kwoty startowe, to gdzieś ci zawodnicy muszą startować. W Kontynentalu będzie dużo wyższy poziom, ale FIS musi zwiększyć zainteresowanie tym cyklem. Trzeba to mocniej wypromować. Jest to do zrobienia. Powinno też się zwiększyć pulę nagród, bo jest żałosna. Zwiększeni puli przyciągnęłoby zawodników. Obecnie czasami lepiej jest trenować w domu i czekać na miejsce w reprezentacji, niż startować w Pucharze Kontynentalnym. Trzeba coś z tym zrobić! Od kilku lat nic się nie zmienia. Jeśli ucina się kwoty startowe, to trzeba szukać zmian. Inaczej zawodnicy, którzy wypadną z Pucharu Świata, stracą możliwość zarabianie i finalnie porzucą dyscyplinę i tak FIS zabije sport - analizuje Zniszczoł.