"Udział w turnieju Masters to chyba marzenie każdej dziewczyny, bo taka impreza jest tylko raz w roku i nie jest łatwo się do niej zakwalifikować. Pracuje się na to cały sezon, a chętnych do tych ośmiu miejsc jest bardzo dużo" - powiedziała Agnieszka Radwańska. "Isia" po raz pierwszy jako pełnoprawna uczestniczka wystąpiła w WTA Championships.

REKLAMA

Porażka w drugiej rundzie US Open znacznie utrudniła krakowiance drogę do najlepszej "8" sezonu. Całe lato w Ameryce grałam dobrze, w Nowym Jorku też byłam w formie, ale wyszłam na kort tego dnia i czułam się, jakbym z miesiąc nie trenowała. Próbowałam wszystkiego, walczyłam, ale nie wyszło. Potem miałam trzy tygodnie przerwy od gry w singlu, a w sezonie to naprawdę bardzo dużo. W Azji tak naprawdę po pierwszym łatwym meczu z zawodniczką z "dziką kartą" mój organizm był tak zakwaszony, jakbym grała siedem setów bez przerwy. Owszem, była zmiana klimatu, nawierzchni, ale jednak nie powinnam się tak czuć. Wtedy żałowałam, że nie zagrałam czegoś wcześniej - skomentowała "Isia".

Krakowianka nie ukrywa, że raczej nie wierzyła w awans do turnieju Masters. Raczej byłam na nie, niż na tak. Dwa tysiące punktów straty to jednak było dość dużo. No i perspektywa raczej mało realna na wstępie, bo w drabince była niemal cała czołówka rankingu no i ja oczywiście (śmiech). W sumie to był taki mały Wielki Szlem, a droga do finału wydawała się bardzo trudna - przyznała Polka.

W Turcji zawodniczki walczyły o ogromną premię - 1,75 miliona dolarów i 1500 punktów do rankingu WTA. Stawki naprawdę imponujące i nie da się ukryć, że bardzo kuszące. Ale jak się wychodzi na kort, to się nie myśli o pieniądzach czy punktach. Prawda jest taka, że w Stambule grało siedem najlepszych tenisistek świata i ja, czyli tylko numer osiem w rankingu. Zakwalifikowałam się jako ostatnia, w dodatku dosłownie w ostatniej chwili, bo na pięć dni przed Mastersem. Nie było czasu na nic, a jedynie na przepakowanie walizek i lot do Turcji - przyznała Radwańska.

W ostatnim meczu grupowym "Isia" prowadziła z Petrą Kvitovą 5:1, ale nie wykorzystała szansy i nie awansowała do półfinału. Tylko dwie piłki i aż dwie piłki, w dodatku w dwóch kolejnych gemach. Cóż, czasem tak bywa. Prowadziłam 5:1 w pierwszym secie, ale wtedy Kvitova zaczęła grać niewiarygodnie dobrze i wszystko uciekło, niestety. Za rok postaram się znów zakwalifikować do turnieju i może tym razem będzie lepiej - zadeklarowała.

Agnieszka Radwańska w niedzielę wróciła do Krakowa. Teraz czekają ją zasłużone wakacje.