17 minut w dwóch spotkaniach. Tyle czasu od powrotu do Piasta Gliwice rozegrał w piłkarskiej Ekstraklasie Patryk Dziczek. To i tak wydaje się mnóstwo czasu po tym co przeszedł pomocnik. W lutym 2021 roku w meczu Salernitany z Ascoli upadł na boisko. Koledzy ratowali go, żeby nie zadławił się językiem.
"Plotek o tym, że miałem atak epilepsji było dużo. Ale to nie było to" - mówi Patryk Dziczek w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Wojtkiem Marczykiem.
Zawodnik przez półtora roku pauzował, a pół roku nie trenował wcale.
Wojciech Marczyk: Masz 24 lata a sporo już przeszedłeś. Był taki moment, gdy byłeś we Włoszech lub jak już wróciłeś do kraju, że pomyślałeś, że to już koniec. Nie wrócę już do grania?
Patryk Dziczek: Czy obawiałem się, że to koniec kariery? Nie. Zawsze miałem w głowie to, że wrócę na murawę. Wiedziałem po tym wszystkim, że czeka mnie przerwa, ale nie sądziłem, że będzie ona aż tak długa. Myślałem, że będzie to rok czasu a było ostatecznie półtora roku. Przez pierwsze pół roku nie mogłem wcale trenować. To był więc ten czas najbardziej stracony dla mnie. Później już przez rok przygotowałem się sam. Pracowałem w Pszczynie z trenerem przygotowania fizycznego Michałem Puchałą. Ten czas nie był więc stracony, ale te półtora roku w piłce to jest dużo. Straciłem ten czas. Nie patrzę już jednak za siebie. Patrzę do przodu i chciałbym wrócić na właściwe tory i zacząć grać normalnie w piłkę.
To wszystko sportowo. A tak po ludzku, co sobie myślałeś. Nie było obawy po pierwszym zasłabnięciu o swoje życie?
Nie. To bardziej rodzina, żona czy rodzice się martwili. Nie dawali mi jednak tego poznać po sobie. Ja od początku chciałem wrócić do tego co kocham - grania w piłkę. Były jakieś sygnały, że może to być już koniec grania. Ja się jednak nie poddałem. Przeszedłem milion badań. Żadne nie wykazało, że jest jakiekolwiek zagrożenie życia i że nie mogę wrócić do gry. Postanowiłem więc wrócić do tego co kocham. Potem przyszła ciężka praca przez rok, żeby nie wejść do drużyny od zera. A tak jak mówię na pewno żona, mama, tata mocno się o mnie martwią. Tata może mniej daje poznać po sobie, bo wiadomo jak jest u facetów. Z tyłu głowy mam to, że oni się bardzo o mnie martwią, ale ja chciałem wrócić do tego co kocham.
A jak przez te pół roku, kiedy nie mogłeś trenować utrzymałeś formę?
To było bardzo ciężkie. Jedyne co wtedy mogłem zrobić to wyjść na spacer i to było tyle. Jedynie więc co mogłem zrobić to obniżyć kaloryczność w diecie. Na bieżąco byłem w kontakcie z trenerem, który mnie prowadził i stwierdziliśmy, że musimy to zrobić. Schudłem wtedy ok. 3 kg. Także nie było, aż takiego dramatu. Na szczęście waga nie poszła w górę, bo gdyby tak się stało to byłyby to dla mnie duży problem. Kaloryczność zaczęliśmy zwiększać, kiedy zacząłem trenować i waga wróciła teraz do normy.
A masz teraz jakąś obawę, że coś może się stać?
Nie. Gdybym miał obawy trudno byłoby mi wyjść na trening czy mecz. Czasem przypominam sobie o tym, że coś dwa razy się mi przydarzyło, ale szybko o tym zapominam. Jestem teraz badany co trzy miesiące i wiem dokładnie co dzieje się z moim organizmem.
Debiutowałeś w Piaście w 2015 roku w przegranym 0:3 meczu z Cracovią. Teraz wróciłeś do gry w meczu z Miedzią. Można powiedzieć, że to twój taki drugi debiut.
Tak. Można powiedzieć, że mam dwa debiuty. Pierwszego na pewno nie zaliczę do udanych. Ten drugi był lepszy. Dla mnie jest to coś pięknego wrócić po takiej przerwie. Po półtora roku nie bycia na murawie i oglądania chłopaków z boku jak się rozwijają, taki powrót to coś wielkiego. Serce mi pękało jak przychodziłem na mecze i nie mogłem nic zrobić. Dlatego drugi raz zadebiutować tutaj w Gliwicach to coś pięknego.
Co sobie myślałeś wchodząc na boisko w meczu 8 kolejki ekstraklasy z Miedzią Legnica?
Podszedłem do tego na luzie. Wszystko dlatego, że od stycznia regularnie brałem udział w gierkach. Co poniedziałki zbierałem sobie znajomych chłopaków i graliśmy regularnie co tydzień przez pół roku. Dzięki temu miałem też styczność z piłką. Samemu też chodziłem dodatkowo jeszcze trenować. Gdybym przez półtora roku nie dotykał piłki, to jeszcze dodatkowy rok potrzebowałbym, żeby się odbudować. Ja nie chciałem do tego dopuścić. Chciałem wiedzieć, że jeżeli będę wracał to będę na to gotowy siłowo i fizycznie. Myślę, że dzięki treningom z drużyną dojdę do siebie i powoli będzie to wszystko szło w dobrą stronę.
A gdzie graliście?
Tu w Gliwicach. Raz na wiosce. Raz tu niedaleko stadionu Piasta. Nigdy nie było problemu z chłopkami do grania. Byli to koledzy z podwórka. Nawet mojego tatę zabrałem. Także nie było problemu.
A ile jesteś w stanie rozegrać teraz minut w meczu?
Myślę, że trzy-czwarte spotkania jestem w stanie rozegrać. Wiadomo jeszcze trochę mi brakuje do pełnej dyspozycji. Mam nadzieję, że teraz po tej przerwie na kadrę będę już w 100 procent gotowy.
Mówiłeś, że przeszedłeś miliony badań. A co one tak naprawdę wykazały. Jakie były powody tych zasłabnięć? Bo plotek i takich informacji niesprawdzonych było sporo.
Plotek o tym, że miałem atak epilepsji było dużo, ale to nie było to. Prawdopodobnie mogłem przejść zapalenie mięśnia sercowego lub wypłukać się z potasu, wapnia i innych takich rzeczy. Na pewno wykluczona została padaczka i kardiomiopatia. Byłem też na badaniach w Katarze u specjalisty prof. Guido. On też mnie przebadał od A do Z i wyniki nie były niepokojące. A gdy wróciłem do Polski, przed podpisaniem kontraktu z Piastem wykonałem jeszcze 3 dodatkowe badania, one też nic nie wykazały. Mam trochę tych badań. Ta kartoteka jest naprawdę spora.
Mogłeś zostać we Włoszech? Była na to szansa?
Ja tak naprawdę chciałem wrócić do Polski. Wiadomo, że we Włoszech są też bardziej rygorystyczne wymagania dotyczące badań serca niż w innych krajach. Dla mnie najważniejszy było wrócić. Trenować regularnie i wrócić na boisko. Wiadomo, że przerwę od grania trudno zniosłem. Żona już czasem tego nie wytrzymywała i patrzyła na mnie jak na zupełnie inną osobę. Czasami niestety takie jest życie. Pisze różne scenariusz. Trzeba jednak podnieść głowę i stawić temu czoła. My tak do tego podchodziliśmy.
A sam sobie radziłeś z tym wszystkim czy korzystałeś z pomocy psychologa?
Na początku korzystałem z pomocy psychologa. Bo nawet jak grałem regularnie to korzystałem z jego usług. Ja cały czas miałem w głowie to, że wrócę do grania. Wiedziałem, że jest to kwestia czasu. Mój mental był na dobrym poziomie. Dużo też rozmawiałem z żoną i z rodzicami. Z lekarzami także. To było dla mnie najważniejsze, żeby dowiedzieć się co oni sądzą. A ich opinie też były różne. Ja jednak cały czas jeździłem, badałem się i chciałem wiedzieć czy mogę grać czy nie. Chciałem wiedzieć na czym stoję.
A potrafisz dziś ze spokojem na You Tube zobaczyć tą sytuację w której zemdlałeś na boisku?
Oglądałem ją wiele razy. Nie mam z tym problemu. W mojej rodzinie są osoby, które na to nie chcą patrzeć.
W kadrze młodzieżowej prowadzonej przez Czesława Michniewicza grałeś regularnie. Miałeś kontakt cały czas z trenerem, który obecnie prowadzi dorosłą reprezentację? Nie chodzi mi absolutnie o powołanie na zgrupowanie.
Na bieżąco miałem kontakt z trenerem Michniewiczem. Byłem nawet na meczu ze Szwecją na Stadionie Śląskim. Spotkaliśmy się wtedy. Trener cały czas wiedział co się u mnie dzieje. Fajnie, że mam stały kontakt z trenerem reprezentacji. Gdy podpisałem kontrakt z Piastem, to zaraz napisał mi SMS, że życzy powodzenia i odezwie się do mnie niebawem. Do teraz się nie odezwał (śmiech), ale wiadomo, że zgrupowanie jest blisko i teraz jeździ i obserwuje zawodników. Mam z nim jednak stały kontakt.
A mówisz, że byłeś w Katarze na badaniach. Miałeś wtedy okazję zajrzeć na któryś ze stadionów na którym będą rozgrywane mecze mundialu.
Byłem i widziałem jeden stadion na którym będą mecze rozgrywane. Nie byłem w środku. Był za to w szpitalu i ośrodku medycznym. Tam widziałem jak to wygląda. Muszę przyznać, że byłem pod wielkim wrażeniem tego jak to wygląda. Pierwszy raz widziałem taki ośrodek. Z tak przygotowanym sprzętem, lekarzami i odnową. Byłem w szoku.
A myślisz, ze możesz być przykładem dla wielu osób zmagających się z różnymi chorobami? Bo jest pewnie wielu osób, które postawiły na tobie krzyżyk, a ty wróciłeś i grasz.
Nie wiem. Ja zawsze uważałem, że nigdy nie można się poddawać. Jeżeli człowiek kocha to co robi i dąży do określonego celu to nigdy nie może się poddać, bo zawsze będą lepsze i gorsze dni. Trzeba sobie z tym radzić. A co do mojego powrotu, to bardzo wiele osób mówiło, że już nie zagram. Ja wtedy od tego wszystkie chciałem się odciąć. Widziałem na czym stoję i jak to wygląda od środka. Ludzie wiadomo, że komentowali patrząc na to z zewnątrz. Nie widząc co u mnie. Ja też wtedy nie korzystałem z mediów społecznościowych. Nie chciałem rozmawiać o tym, bo nic nie było pewne. A teraz taka miła niespodzianka, że wracam po półtora roku na boisko. Myślę, że tym co mnie już skreślili pokazałem, że zawsze warto walczyć i się nie poddawać.