Renata Piżanowska - położna zwolniona dyscyplinarnie ze szpitala w Nowym Targu ma dostać wysokie odszkodowanie. Straciła pracę, bo na początku pandemii napisała w mediach społecznościowych, że sama musiała wykonać sobie maseczkę, a płyn do dezynfekcji zniszczył jej dłonie. Położna nie zgodziła się z decyzją pracodawcy i zaskarżyła ją do Sądu Pracy. Sąd Okręgowy przyznał jej rację i zasądził na jej korzyść najwyższe możliwe odszkodowanie.

REKLAMA

Maciej Pałahicki: To był wyrok w drugiej instancji. Już ostateczny w tym sporze między panią a szpitalem?

Renata Piżanowska: Tego tak naprawdę nie wiemy, ponieważ od decyzji Sądu Okręgowego przysługuje zaskarżenie postanowienia. Natomiast dla mnie ten wyrok jest ostatecznym wyrokiem. Przypominam, że w 2021 roku zapadł pierwszy wyrok. Było to postanowienie Sądu Rejonowego w Nowym Targu, Wydział Pracy, które wskazywało, że moje wypowiedzenie, moja dyscyplinarka, była niezgodna z prawem. W związku z tym zasądzono mi odszkodowanie. Jednak praktycznie przez cały proces, który się wtedy toczył, w ogóle nie było mowy o żadnej kwocie pieniędzy. Nikt mnie nie pytał o zarobki i kwota, którą mi wtedy zasądzono, można powiedzieć, była kwotą symboliczną, z którą się całkowicie nie zgadzałam. Uważałam, że to postanowienie sądu trochę mnie skrzywdziło. Czyli zostałam skrzywdzona dwa razy, chociaż tak naprawdę wygrałam.

Postanowiłam złożyć odwołanie do Sądu Okręgowego w Nowym Sączu. No i trzydziestego pierwszego marca, czyli dokładnie trzy lata od mojego zwolnienia dyscyplinarnego, otrzymałam wyrok, który jest już prawomocny. Oczywiście ten wyrok mnie satysfakcjonuje, ponieważ uzyskałam odszkodowanie dużo wyższe - maksymalne, jakie można uzyskać w sądzie pracy. Nie wyczerpuje to oczywiście całkowicie moich roszczeń wobec szpitala, ponieważ przysługują mi jeszcze roszczenia związane z powództwem cywilnym, które oczywiście również rozważam i po rozmowie z moim pełnomocnikiem podejmiemy odpowiednie decyzje w tej kwestii. Natomiast jestem bardzo zadowolona, ponieważ w 2021 roku moim po wyroku Sądu Rejonowego, mój pracodawca stwierdził, że jest bardzo zadowolony z tego wyroku.

Myślę, że teraz będzie jeszcze bardziej zadowolony, ponieważ to odszkodowanie się zwiększyło, więc powinien być bardziej usatysfakcjonowany. Kiedy składałam odwołanie, razem z moją panią pełnomocnik, kwestionowałyśmy i wysokość odszkodowania, i chciałyśmy dalej żądać przywrócenia mnie do pracy. Jednak w trakcie tego procesu to zostało zmienione. Jeżeli proces trwa trzy lata, to niestety człowiek przez musi sobie życie ułożyć i musi sobie znaleźć jakąś pracę. Przede mną otworzyły się nowe możliwości. W związku z tym nie mogę teraz po procesie zostawić mojego pracodawcy, który dał mi nowe szanse, nowe możliwości. Nie mogę mu teraz powiedzieć "no, przepraszam, ale wracam na stare śmieci". Oczywiście brałam pod uwagę co się stanie, jeżeli sąd przywrócił mnie do pracy. No i byłby to problem. Nawet składając wypowiedzenie, ma się ten okres trzech miesięcy wypowiedzenia. W związku z tym byłoby mi na pewno trudno. Więc podjęłam w trakcie tego procesu taką decyzję, że odstępuję od roszczenia przywrócenia do pracy, pozostawiając tylko te odszkodowawcze.

M. P. Czyli Sąd Okręgowy całkowicie przyznał Pani rację w tym sporze z pracodawcą?

R. P.: Dokładnie. Pełnomocnik szpitala została wezwana do wykazania moich zarobków. Niestety, najpierw wykazane były zarobki fikcyjne, w ogóle niezgodne z rzeczywistością. Natomiast potem kontakt się urwał i pani pełnomocnik albo nie odbierała pism, albo nie odpisywała na pisma z sądu. W związku z tym sąd uznał całkowicie moje roszczenia.

M.P.: Proszę przypomnieć na czym polegał spór? To znaczy dlaczego pani została wtedy zwolniona i to dyscyplinarnie ze szpitala?

R.P.: To była bardzo ciekawa historia, ponieważ rozpoczynały się pierwsze tygodnie pandemii. Oczywiście nikt nie wiedział jak postępować wtedy z pacjentami, jak się chronić, jak zapobiegać rozprzestrzenianiu się koronawirusa. Były wówczas wprowadzane różnego rodzaju nowe procedury przez pracodawcę. Przede wszystkim wymagały one stosowania środków ochronnych, których niestety nie było. Brakowało maseczek, brakowało płynów. Były te które mocno uszkadzały skórę.

Zdesperowana i bezsilna napisałam to po godzinach pracy na Facebooku. Pokazałam swoje ręce. Jak wyglądają po 12 godzinach stosowania takiego płynu non-stop. Napisałam, że nie ma maseczek i żeby się zabezpieczyć, trzeba maseczki zrobić sobie samemu. I pokazałam taką maseczkę. Następnego dnia dostałam wypowiedzenie.

Zostałam zwolniona w trybie dyscyplinarnym i argumentem było ciężkie naruszenie obowiązków pracowniczych. Jakich obowiązków pracowniczych? Nikt w trakcie procesu nie potrafił mi powiedzieć jakie to były obowiązki pracownicze. Zwłaszcza, że ja post pisałam w domu, nie pełniąc obowiązków pracy. I do dnia dzisiejszego, kiedy proces jest już zakończony i minęły 3 lata, dalej nie wiem jakie obowiązki pracownicze naruszyłam. Każdy ten temat omijał szerokim łukiem i praktycznie nie było wytłumaczenia w trakcie całego tego procesu. Dalej nie wiem co ja takiego zrobiłam złego, że przez to wszystko musiałam przejść?

Po pierwszym wyroku Sądu Rejonowego, który przyznał mi odszkodowanie, szpital nawet nie wypłacił mi tej kwoty. Musiał ją ściągać komornik przez zajęcie komornicze konta szpitala i konta NFZ u. Więc pomyślałam, że to są jakieś duże niedopatrzenia, błędy komunikacji pomiędzy pracodawcą i całym tym systemem. Coś tu jest nie tak, bo to są dodatkowe koszty. Zwalniając mnie ktoś się pod tym podpisał. Tam nigdzie nie ma, że zwalnia mnie Podhalański Szpital Specjalistyczny, tylko zwalnia mnie konkretna osoba, która wskazuje, że na podstawie do zwolnienia nie chce mnie więcej widzieć, bo tak usłyszałam. W związku z tym teraz to odszkodowanie, które mam, powinna zapłacić ta osoba razem z prawnikiem, który ją tak naprawdę zmotywował. Nie my - podatnicy. Bo za te błędy kadry zarządzającej, czyli tej osoby, która błędnie zwolniła, podjęła błędną decyzję, niewłaściwą, nieprawną, powinna odpowiedzieć, powinna zapłacić z własnej kieszeni. Nie powinni za to płacić inni ludzie, my - podatnicy, bo to pójdzie dalej z naszej kieszeni. Także z mojej, mojego męża i wszystkich innych. A tak nie powinno być, bo pod zwolnieniem widnieje imię i nazwisko konkretnej osoby.