Ratownicy TOPR musieli dzisiaj udzielić pomocy kilku turystom, którzy nie poradzili sobie z trudnymi warunkami w Tatrach. Dwa razy startował śmigłowiec.

REKLAMA

Pierwsza prośba o pomoc przyszła z Mnichowego Żlebu w rejonie Morskiego Oka. Tam turysta wszedł w miejsce, z którego nie mógł już się wydostać. Mimo posiadania raków i czekanów bał się zrobić choćby krok w którąkolwiek stronę. Groził mu upadek po stromym, zlodowaciałym śniegu. Ratownicy polecieli po niego śmigłowcem i po desantowaniu się na miejscu wciągnęli go na pokład maszyny.

Jak się okazało, ewakuacji wymagała także turystka, która wzywała pomocy i znajdowała się nieco niżej. Ona także nie potrafiła wydostać się z trudnego terenu o własnych siłach. Tuż po tej akcji zadzwonił kolejny turysta, który utknął w stromym żlebie w rejonie Zmarzłego Stawu. Po niego wyszedł ratownik dyżurujący w schronisku na Hali Gąsienicowej. Pomógł mu wydostać się z trudnego terenu i sprowadził do schroniska.

Tuż przez zmrokiem znów trzeba było poderwać śmigłowiec, kiedy okazało się, że kolejny turysta utknął w rejonie Kasprowego Wierchu. Nie był w stanie wydostać się o własnych siłach i groził mu upadek z dużej wysokości.

Warunki w Tatrach zrobiły się znów trudne. Wprawdzie zagrożenie lawinowe zmalało i obowiązuje jego najniższy - pierwszy stopień, ale za to śnieg zrobił się bardzo twardy i zlodowaciały. Upadek w stromym terenie grozi poważnymi obrażeniami, a nawet śmiercią. Zatrzymanie się na tak twardym śniegu jest bardzo trudne.